Wróciła z przedszkola z płaczem. "Ulubiony kolega się obraził przez... politykę"

mamadu.pl 2 tygodni temu
Polityka w ostatnich tygodniach zdominowała nie tylko media i nasze rozmowy, ale też... rozmowy dzieci. Coraz częściej przenosimy emocje z kampanii wyborczej do domów i przy dzieciach wypowiadamy sądy, które one zapamiętują. A potem – jak pokazuje historia z jednego przedszkola – potrafią powtórzyć je słowo w słowo, raniąc swoich rówieśników.


Polityka króluje w każdej sferze życia


Od kilku tygodni żyjemy w emocjach związanych z wyborami prezydenckimi. Rozmowy dorosłych kręcą się wokół polityki przy porannej kawie, na placu zabaw, w pracy, w kolejkach do lekarza. Jedni przeżywają, iż ich kandydat nie przeszedł, inni cieszą się, iż drugi z kandydatów wygrał. Polityka zagościła w codzienności na dobre, stała się tematem numer jeden. To naturalne – wybory budzą emocje, każdy z nas chce lepszej przyszłości dla siebie i swoich dzieci. Ale w tym właśnie momencie warto zadać sobie jedno ważne pytanie: czy wiemy, kto nas słucha, kiedy tak się emocjonujemy?

Nasze dzieci są z nami. W samochodzie, gdy mówimy negatywne rzeczy, słuchając w radiu o rządzie. W kuchni, gdy z oburzeniem komentujemy wyniki sondaży. W salonie, gdy przy niedzielnym obiedzie mówimy, iż "ten kto głosuje na X, to zdrajca albo idiota". One chłoną nasze emocje i słowa jak gąbka. I choćby jeżeli nie rozumieją do końca, co oznacza "kandydat prawicy" albo "liberalny program społeczny", to wyłapują ton, z jakim mówimy o innych. Wyczuwają pogardę. Uczą się, kogo można nie szanować.

Ostatnio natknęłam się na wpis na Threads użytkownika lechuczechu, który udostępnił post innego mężczyzny. Słowa z mediów społecznościowych poruszyły mnie do głębi jako matkę przedszkolaka. Autor opisał w nim sytuację z przedszkola swojej córki. Dziewczynka wróciła do domu zapłakana, bo inne dzieci zwyzywały ją za to, iż powiedziała, iż jej rodzice głosowali na Nawrockiego.

Sześcioletnia dziewczynka została wykluczona z zabawy. Obraził się na nią choćby chłopiec, który wcześniej był jej sympatią. Jego mama pracuje w warszawskim ratuszu, a przecież kandydatem z nim związanym jest Trzaskowski, czyli były rywal Nawrockiego. Czy naprawdę chcemy, by tak wyglądały relacje dzieci w przedszkolu? Czy naprawdę polityka musi dzielić już kilkulatków?

Uczmy szacunku


Dzieci nie rodzą się z poglądami politycznymi. Nie mają jeszcze wystarczającej wiedzy, by zrozumieć, czym różni się jeden program wyborczy od drugiego. Ale bardzo łatwo przyswajają emocje i postawy. jeżeli słyszą, iż ludzie głosujący inaczej są "głupi", "źli", "nienormalni", to zaczynają w to wierzyć. I nie ma znaczenia, czy jesteśmy za lewicą, prawicą, centrum – jeżeli uczymy pogardy wobec inności, nie ma w tym nic wychowawczego.

To my, dorośli, jesteśmy odpowiedzialni za to, w jakim duchu wychowujemy nasze dzieci. Możemy pokazać im, iż różnice w poglądach są naturalne i trzeba szanować każdego, niezależnie od jego światopoglądu. Że ludzie mogą się nie zgadzać i przez cały czas się szanować. Że ważniejsze od tego, na kogo ktoś głosuje, jest to, czy jest dobrym człowiekiem, kolegą, sąsiadem.

Nie chodzi o to, by unikać tematu polityki przy dzieciach jak ognia. Ale warto mówić o tematach bieżących z wyważeniem, bez wyzwisk. Bez robienia z "tych drugich" potworów. Z szacunkiem. Bo jeżeli nie będziemy tego robić, nie zdziwmy się, gdy nasze dzieci w przedszkolu będą krzyczeć: "Nie lubię cię, bo twój tata głosował na tego złego!".

Polityka dzieli dorosłych, to fakt. Ale nie pozwólmy, by dzieliła też nasze dzieci. One mają prawo do beztroskiego dzieciństwa, w którym nie muszą wybierać między koleżanką a "polityczną lojalnością". Dajmy im ten beztroski czas. A przede wszystkim – dawajmy im przykład mądrej rozmowy i szacunku do drugiego człowieka.

Idź do oryginalnego materiału