Wychowałam potwora. Słowa syna na temat sprzątania mnie załamały

mamadu.pl 10 miesięcy temu
Zdawać by się mogło, iż pokoje nastolatków rządzą się swoimi własnymi prawami. Niektórych rodziców przeraża ten notoryczny brak zamiłowania do porządku. Czy oni kiedyś z tego wyrosną? Słowa, które usłyszała nasza czytelniczka od swojego dziecka, mocno ją zabolały. "Mam wyrażenie, iż nie chodzi tylko o taki o etap, czy o dorastanie, ale o to, jakie to pokolenie ma podejście do obowiązków. Trochę to przeraża" – żali się Iga.


"Życie z nastolatkami bywa niełatwe na wielu płaszczyznach. Z jednej strony zachwyca mnie to, jak rozkwitają i dojrzewają jako ludzie, z drugiej są momenty, gdy brakuje mi do nich siły i cierpliwości. Od jakiegoś czasu nieustanym punktem zapalnym w naszym domu jest porządek, a raczej jego brak.

Porządek nie jest priorytetem


Jestem pedantką i to z pewnością nie ułatwia sprawy. Staram się jednak szanować przestrzeń moich dzieci i aż tak nie ingerować w to, co dzieje się w ich pokojach. Jednocześnie moja 'porządnicka natura' mówi mi, iż muszę trzymać rękę na pulsie i czasem ustawić je do pionu, bo zaginą pod stertą śmieci i brudów. Czasem sama podciągam rękawy i borę się za robotę.

Każde z moich dzieci, kiedy było małe, uwielbiało sprzątać, wycierać kurze, obsługiwać pralkę czy biegać z mopem. Nastoletni wiek jednak rządzi się swoimi prawami, dziś mam wrażenie, iż choćby nie pamiętają, gdzie u nas w mieszkaniu jest zmywarka.

Próbuję różnych metod z podziałem obowiązków, systemu kar i nagród, ale z nastolatkami to już totalnie ciężko cokolwiek wynegocjować. Ostatnio syn rzucił do mnie takim tekstem, iż aż się popłakałam.

Uważam, iż jakieś minimum zasad dotyczących sprzątania musi obowiązywać u nas w domu. Podczas ostatniej dyskusji wyciągnęłam argument, iż przecież w życiu dorosłym nikt nie będzie za syna sprzątał. Systematyczność i dobre nawyki zostaną z nim na całe życie. A w czystej i schludnej przestrzeni lepiej się żyje, pracuje i funkcjonuje. Usłyszałam jednak, iż to nieprawda.

Zapłacę i z głowy


Mój syn zaznaczył, iż owszem jest miło, gdy wszystko jest pochowane i gdy jest czysto, ale on nie ma do tego czasu i głowy. A w przysżłości jeżeli przez cały czas mieć nie będzie, po prostu zatrudni sobie do tego odpowiednią osobę, tak, jak zrobiłam to ja.

Pani sprzątająca to temat, który często przewija się u nas w domu. Ja nie potrafię odpoczywać w chaosie. Często zmęczona po pracy, zamiast poleżeć, poczytać książkę, biorę się za porządki. Z mężem dyskutujemy nad tym, czy to nie czas na zatrudnienie kogoś na stałe: jego wiecznie nie ma, dzieci nie pomagają, a ja się tylko denerwuję. Na ten moment korzystam z takiej pomocy przy gruntownych porządkach trzy razy do roku i przy myciu okien.

Byłam w szoku, iż mój syn postrzega to jako moje pójście na łatwiznę i jako rozwiązanie typu: nie chce mi się, zapłacę i z głowy. Mam wrażenie, iż to nie jest tylko przejściowy etap. Zawiodłam i wychowałam wygodnickiego potwora, który chętnie zapłaci, by pozbyć się tych niechcianych obowiązków. A tak przecież się nie da żyć".

Idź do oryginalnego materiału