WYJĄTKOWA

newsempire24.com 6 dni temu

Słuchaj, to było mocne… Dla takich jak ja mówią “ma dar”. Ja zawsze czułam, iż to raczej kara. Ale opowiem po kolei.

Mając miesiąc, mama zostawiła mnie pod drzwiami domu dziecka w Markach pod Warszawą. Może miała taki “dar”? Albo bała się, iż i ja go odziedziczę? Nie wiem. Fakt, iż wychowałam się bez rodziców. Pierwsza zauważyła moją… szczególność… nasza opiekunka, Małgorzata Anna. Mówiła, iż kiedyś bawiłam się z dziećmi, a jakiś chłopak zabrał mi zabawkę. Cytuję: “Przysięgam, widziałam, jak Kryś odleciał na dywan w drugi kąt pokoju, a ty zabrałaś swoją lalkę”. Małgosia była aniołem. Złapała od razu, iż jestem inna, i iż jak ktoś się dowie, to mi spokoju nie dadzą. “Nie chcę, żeby cię wzięli na eksperymenty” – powtarzała. Zajęła się mną, pomagała okiełznać moje zdolności. Jak się wściekałam, potrafiłam przesuwać przedmioty, choćby ludzi. Czułam biopola wszystkich dookoła. Nie musiałam gadać, wiedziałam, kto dobry, a kto zły. Pewnie myślisz: super moc. Ale czułam, iż ludzie też wyczuwali, iż jestem jakaś inna. Omijali mnie. Dlatego żadna rodzina mnie nie chciała. A ja pragnęłam bliskości, miłości, prawdziwego domu. Chciałam wiedzieć, co to znaczy mieć mamę.

Miałam tylko jedną przyjaciółkę w domu dziecka – Renię. No, Irena, ale nienawidziła tego imienia, więc wołałam Renia. Była super, zawsze się świetnie razem bawiłyśmy. Byłyśmy sobie rodziną. Wiedziała o moich mocach i trzymała język za zębami. Ani razu nie poprosiła, żebym jej coś załatwiła. Byłam jej za to strasznie wdzięczna. Renia już zwątpiła, iż znajdzie rodzinę – miała piętnaście lat. Każdy w domu dziecka wie: starszaków nikt nie bierze.

Aż pewnego dnia Renia wpadła do pokoju z roziskrzonymi oczami, oblała mnie szaloną energią.
– Co się dzieje?
– Jadziu! Wyobrażasz sobie! Adoptują mnie! Będę mieć rodzinę!
Renia podskoczyła, objęła mnie za ramiona i zakręciła po pokoju.
– Znaleźli się ludzie, co mnie chcą! Mam niesamowite szczęście!
Potem się zatrzymała, spojrzała na mnie poważnie.
– Nie martw się, na pewno cię będę odwiedzać! A jak ciebie ktoś adoptuje, będziemy przyjaciółkami rodzin! Chodź, chodź szybko, pokażę ci ich, stoją koło gabinetu dyrektorki.
I ciągnęła mnie za rękę.
Stanęłyśmy pod drzwiami, akurat kiedy się otworzyły.

Wyszła para. Wielki facet, z szerokimi barami, ostrym podbródkiem, mocnymi kośćmi policzkowymi.
Od razu wyczułam całe spektrum ich biopoli. I to, co poczułam… bardzo mi się nie spodobało.
Od faceta biła energia potęgi – nie, nie siła, tylko PRZEMOC. Brutalność. Wściekłość.
Kobieta była słabiutka, wystraszona. Dzika pustka i skrajne zmęczenie. Tyle wyłapałam.
– O, Irka! – facet rozlał się w uśmiechu.
Przejechał mnie dreszcz.
– Już prawie skończone z papierami. Jutro już jedziesz z nami do domu.
Irenka rzuciła mu się na szyję.
W tej samej chwili wyczułam w biopolu faceta błysk kolejnej emocji. Coś niby jak miłość, ale nie – to nie była ojcowska czułość. To było coś innego… jak pożądanie…

Wróciłyśmy do pokoju.
Irenka biegała, nie mogąc usiedzieć, a ja siedziałam na łóżku, próbując przetrawić te odczucia. Może mi się zdawało.
– No co ty? – Renia usiadła koło mnie. – Nie smuć się tak, będą się widywać, obiecuję!
– Ryś, nie podoba mi się ta para. Coś z nimi nie tak. Ten facet… nie wydaje się dobry.
Renia zmarszczyła brwi.
– Daj spokój, Jadziu! Po co takie rzeczy mówisz? Zazdrościsz mi?! Tak długo na to czekałam! Będę mieć w końcu rodzinę, a pan Paweł Andrzejewicz jest bardzo miły, rozmawiałam z nimi, tacy są serdeczni, tak się troszczą. Pan Paweł mówił, iż będę mieć własny, ogromny pokój, wyobrażasz sobie?!
– Rysiu, wiesz przecież, iż ja czuję ludzi!
– Jadziu, daj spokój! Każdą parę sprawdza psycholog i nasza dyrektorka. Są rewelacyjnymi kandydatami. On pracuje, ona zostaje w domu, cały czas będę z mamą, rozumiesz? Mają wszystkie papiery. Gdyby byli maniakami, byłoby to w ich papierach.
Renia gwałtownie wstała i podeszła do okna.
– Myślałam, iż będziesz dla mnie szczęśliwa. Jesteś moją przyjaciółką – powiedziała płaczliwie.
Zrobiło mi się wstyd. Objęłam ją od tyłu.
– Przepras
Te moce, które uważałam za przekleństwo, dały nam z Różą coś bezcennego – dom pełen ciepła z naszą ukochaną Małgosią jako mamą i siebie nawzajem jak siostry.

Idź do oryginalnego materiału