Z Brazylii do Polski - o miłości, która nie zna granic

korso.pl 1 dzień temu

Julia Kożuszna zawodowo związana jest z Domem Kultury SCK w Mielcu. Tuż po skończeniu szkoły średniej planowała podjąć studia w Londynie. Ostatecznie zdecydowała się na studia w Cambridge School of Art, na kierunku „teatralno-filmowym”. Wspomnienia z dzieciństwa Iry Martinsa Belema Rocha znacznie różnią się od wspomnień swojej partnerki z tego samego okresu. Mały Ira dorastał na brazylijskiej farmie, bez prądu i dostępu do bieżącej wody. Dopiero po kilkunastu latach, w poszukiwaniu lepszego życia, wraz z mamą przeniósł się do Portugalii. To tam zapisał się na kurs zawodowy z zakresu multimediów i poznał tajniki grafiki komputerowej. Po przeprowadzce do Anglii rozpoczął studia na kierunku „sztuka gier komputerowych” na tej samej uczelni, co Julia.

Jak się poznaliście? Czy można powiedzieć, iż była to miłość od pierwszego wejrzenia?

Julia: Poznaliśmy się dzięki urodzinom mojej koleżanki. Ira był jej współlokatorem. adekwatnie widziałam go już wcześniej, kiedy wpadłam do niej na kawę, ale wtedy był w takim pośpiechu, iż chyba choćby mnie nie zauważył. Dopiero na urodzinach porozmawialiśmy po raz pierwszy. Okazało się, iż mamy ze sobą sporo wspólnego — i tak już następnego dnia byliśmy umówieni na pierwszą randkę. Często żartujemy, iż może to było przeznaczenie, bo do Anglii przyjechaliśmy niemal w tym samym czasie, we wrześniu — może choćby tego samego dnia, choć nigdy tego dokładnie nie sprawdziliśmy. Co ciekawe, oboje mieliśmy możliwość nauki w Oksfordzie, ale niezależnie od siebie wybraliśmy Cambridge. Ira od razu poszedł na studia, a ja zrobiłam sobie rok przerwy, żeby podszlifować angielski.

Ira: W tamtym czasie wciąż dostosowywałem się do życia w Cambridge. Studiowałem na uniwersytecie i jednocześnie pracowałem, więc było to dla mnie dość intensywne doświadczenie. Oczywiście zauważyłem Julię, ale prawdopodobnie spieszyłem się gdzieś. Choć muszę też przyznać, iż moja nieśmiałość i brak umiejętności społecznych mogły również przyczynić się do tego, iż w tamtej chwili uniknąłem bezpośredniego kontaktu. Dopiero podczas imprezy mieliśmy okazję porozmawiać.

Julia, skąd decyzja, żeby wyjechać z Polski? Dlaczego postawiłaś na Anglię?

Julia: Od najmłodszych lat śpiewałam, występowałam w konkursach i na scenie — zresztą właśnie na deskach naszego Domu Kultury. Z czasem pojawiło się marzenie, żeby studiować w Anglii, a konkretnie w Londynie… ale ostatecznie wylądowałam w Cambridge. Zawsze fascynował mnie angielski humor, podejście do życia i ta niesamowita wolność, jaką tam czułam — nikt nie oceniał mnie po wyglądzie czy ubraniu. Brytyjskie kino również bardzo mnie inspirowało, więc postanowiłam spróbować swoich sił właśnie tam. Poza tym czułam, iż potrzebuję wyjść poza to, co znane i bezpieczne — rzucić się na głęboką wodę, poznać świat z innej perspektywy, ale też samej siebie. Mimo wielu trudności, jak bariera językowa czy poczucie bycia "obcą", ten wyjazd bardzo mnie rozwinął. Nauczył samodzielności, odwagi i tego, iż warto iść za marzeniami.

Pamiętacie początki związku? Czy odczuwaliście różnice kulturowe, które was zaskakiwały, utrudniały relacje? A może wręcz przeciwnie to właśnie różnice sprawiły, iż udało się wam stworzyć udany związek?

Julia: Myślę, iż Ira miałby tu więcej do powiedzenia, ale szczerze mówiąc — nie przypominam sobie sytuacji, w których różnice kulturowe utrudniałyby nam relację. Może też dlatego, iż Ira wcześniej mieszkał już w Portugalii, więc był otwarty na inne kultury i przyzwyczajony do życia za granicą. Od początku mieliśmy wrażenie, iż po prostu się rozumiemy. Byliśmy ciekawi swoich perspektyw, wychowania, kuchni... Wymienialiśmy się ciekawostkami z naszych środowisk, a gotowanie stało się takim naszym wspólnym rytuałem. Na jedną z pierwszych randek poszliśmy choćby do polskiej restauracji w Cambridge, żeby Ira mógł spróbować naszej kuchni. Chyba mu zasmakowało, bo później sam próbował odtwarzać niektóre dania w domu! Jednym z jego największych odkryć były... kasze. Był w szoku, iż mamy ich tyle rodzajów.

Ira: Myślę, iż sytuacja wygląda inaczej, gdy oboje spotykacie się mieszkając w innym kraju. Nie ma wtedy tak silnej presji kulturowej ze strony rodziny i kraju. Jednocześnie oboje dostosowujemy się do tej samej kultury. Kiedy jesteś emigrantem, musisz mieć otwarty umysł, być bardziej elastyczny i zdolny do adaptacji. Wszystko było tak nowe, iż dostosowanie się do różnic drugiej osoby stało się znacznie łatwiejsze. Ale ogólnie nie pamiętam niczego, co byłoby trudne, wręcz przeciwnie, zawsze łatwo nam się dogadywało. Powiedziałbym, iż tylko w Polsce odczuwałem różnice kulturowe.

Skupmy się teraz na Mielcu, rozważaliście inne miasta, inne kierunki?

Julia: W Anglii mieszkaliśmy przez pięć lat, więc decyzja o wyjeździe nie była łatwa. Niestety pandemia mocno pokrzyżowała nasze dalsze plany, zwłaszcza zawodowe. Wiem, iż moi rodzice od dawna proponowali mi powrót do Polski — i miałam dokąd wracać, co na pewno ułatwiło podjęcie decyzji. W listopadzie 2020 zdecydowaliśmy się wrócić, a już w kwietniu 2021 założyliśmy własną działalność. Czy zastanawialiśmy się nad innymi miejscami? Oczywiście. Mieliśmy różne pomysły, rozważaliśmy kilka opcji, ale Mielec wydawał się najrozsądniejszym i najbardziej naturalnym wyborem na ten moment. Mamy tu rodzinę, znajomych, zaplecze — i mimo iż nie jest to metropolia, to Mielec jest naprawdę dobrze zorganizowany. Jest tu wszystko, czego potrzeba do życia i pracy. Jest czysto, spokojnie, a wiele osób, które nas odwiedza, mówi, iż Mielec pozytywnie ich zaskakuje.

Ira, pamiętasz swoją pierwszą myśl jaka przyszła ci do głowy, gdy po raz pierwszy przyjechałeś do Mielca? Co wtedy pomyślałeś o tym mieście?

Ira: Zanim przeprowadziłam się do Mielca, mieszkałam już w kilku krajach i w wielu miastach różnej wielkości, więc sam proces przeprowadzki był dla mnie całkiem normalny. Mielec przypominał mi miasto z Portugalii, do którego trafiłem tuż po wyprowadzce z Brazylii. To sprawiło, iż poczułem się tu dość swobodnie. Warto wspomnieć, iż moment naszej przeprowadzki do Mielca zbiegł się z lockdownem spowodowanym COVID-19. To sprawiło, iż dość łatwo przystosowałem się do życia w Polsce.


Jak teraz z perspektywy czasu oceniasz życie tutaj?

Ira: Miałem tutaj znacznie więcej okazji do pracy nad ambitnymi projektami, które zmusiły mnie do nauki nowych rzeczy i rozwijania moich dotychczasowych umiejętności. Było to zdecydowanie korzystne, ponieważ nigdzie indziej nie mielibyśmy dostępu do takich możliwości. Z drugiej strony, trudniej było mi znaleźć własną grupę przyjaciół, co wynikało z moich nienajlepszych umiejętności społecznych, problemów z językiem, a także z tego, iż moim zdaniem w Polsce ludzie są bardziej zamknięci w sobie i trzymają się swojego kręgu przyjaciół. Przyjazd w czasie lockdownu miał również skutek uboczny w postaci zbytniego przyzwyczajenia się do przebywania w domu, co sprawiło, iż czułem się bardziej odizolowany. Zajęło mi trochę czasu, zanim znalazłem zajęcia i miejsca, w których mogłem nawiązać przyjaźnie.

Julia: Z perspektywy czasu myślę, iż to była naprawdę dobra decyzja. Przede wszystkim rozwijamy się zawodowo — ciągle coś tworzymy, działamy artystycznie, robimy to, co potrafimy najlepiej i co daje nam największą satysfakcję. Oczywiście nie wszystko jest idealne — ale chyba nigdzie nie jest. Zdarzają się trudniejsze momenty, jak wszędzie, ale ogólne poczucie, iż jesteśmy na adekwatnej drodze, daje ogromną siłę. Na pewno bardzo doceniam to, iż mamy tu blisko rodzinę i przyjaciół. Kiedy przez dłuższy czas mieszka się daleko od domu, człowiek zaczyna rozumieć, jak ważne jest to zaplecze — świadomość, iż zawsze można liczyć na wsparcie, iż ktoś jest obok, kiedy trzeba. To daje ogromne poczucie bezpieczeństwa i motywuje do działania.

Co jest najtrudniejszego w życiu na "obczyźnie"?

Julia: Dla mnie jedną z najtrudniejszych rzeczy w życiu na „obczyźnie” było czasem uczucie, iż nie wszyscy chcą mnie tam naprawdę przyjąć. Mój akcent od razu mnie zdradzał i miałam wrażenie, iż nie do końca mam równe szanse na rynku pracy — zwłaszcza w zawodzie, który mnie interesował, gdzie liczy się nie tylko umiejętność, ale też sposób, w jaki się komunikujesz. Chociaż pracowałam legalnie, płaciłam podatki, mówiłam w ich języku, często czułam, iż jestem tam traktowana jak pracownik drugiego sortu — ktoś, kto jest „obcy”, mimo iż stara się i angażuje tak samo jak inni. To bardzo frustrujące i demotywujące. Niestety, zdarzało się też, iż przez negatywne stereotypy — również te budowane przez niektórych rodaków — spotykałam się z nieufnością czy dystansem. To potrafiło naprawdę podciąć skrzydła. Ale chyba najbardziej bolała rozłąka z rodziną. Kiedy mieszka się daleko, czas leci inaczej — dzieci w rodzinie rosną, a ty jesteś tą „ciocią zza granicy”, którą znają bardziej z opowieści niż z codziennych chwil. Nieobecność na ważnych momentach, świętach, zwykłych urodzinach... To są rzeczy, których nie da się nadrobić.

Ira: Od czasu do czasu leniwi politycy obwiniają cię za wszystkie problemy kraju (śmiech). Ale poważnie. Myślę, iż tak jak mówi Julia, chodzi o poczucie przynależności. Łatwo można się oddalić choćby od bliskich członków rodziny, niektórzy dorastają i przechodzą przez ważne wydarzenia życiowe, a ty nie jesteś przy nich. Bardzo trudno jest znaleźć złoty środek – albo całkowicie się integrujesz, albo musisz żyć w rozdarciu między dwoma miejscami.

Myślicie, iż Mielec to już jest miejsce docelowe?

Julia: Myślę, iż Mielec na razie jest dla nas ważnym miejscem, ale czy to już miejsce docelowe? Tego nie wiem — zobaczymy, co przyniesie czas. Życie w mniejszym mieście ma swoje plusy i minusy. Z jednej strony łatwiej jest zbudować firmę, zwłaszcza gdy ma się już pewną renomę. Z drugiej — tutaj wszyscy się znają, co może być zarówno pomocne, jak i wyzwaniem. Ale właśnie ta bliskość społeczności często działa na naszą korzyść. Mamy wielu stałych klientów, którzy do nas wracają, a jeszcze częściej polecają nas innym przedsiębiorcom. To daje poczucie, iż budujemy coś wartościowego i trwałego. Na razie czujemy się tu dobrze i mamy dużo energii, by rozwijać nasze projekty właśnie w Mielcu — ale nie wykluczamy, iż kiedyś może nas zawoła gdzie indziej.

Ira: Głosuję na Japonię jako następny cel podróży, kto wie.

Dziękuję za rozmowę i życzę powodzenia.

Idź do oryginalnego materiału