Zamierzałem tylko wypisać mandat, gdy zatrzymałem kobietę jadącą 150 km/h

polregion.pl 3 tygodni temu

Pamiętam ten dzień, gdy miałem zwyczajnie wystawić mandat kobiecie, którą zatrzymałem za jazdę 150 km/h aż nagle zauważyłem coś dziwnego pod jej nogami.
Byłem wtedy na zwykłym patrolu. Razem z moim kolegą, Andrzejem, jechaliśmy wiejską drogą pod Krakowem niebezpieczny odcinek, gdzie często dochodzi do wypadków, szczególnie na długich prostych, gdzie kierowcy lubią dodać gazu. Wszystko było spokojnie, może choćby zbyt spokojnie.
Nagle obok nas przeleciał szary samochód, jakby nas w ogóle nie zauważono. Spojrzałem na radar 150 km/h. W biały dzień, na pustej drodze. Można było pomyśleć, iż ktoś się spieszył ale to nigdy nie jest usprawiedliwienie dla łamania prawa.
Sprawdziłem numery rejestracyjne żadnych zastrzeżeń, auto w porządku. Włączyłem sygnały, dałem znak, by się zatrzymała. Samochód zwolnił, ale po chwili znów ruszył gwałtownie do przodu.
Przez megafon powiedziałem stanowczo:
Kierowco, natychmiast proszę się zatrzymać! Naruszyła pani przepisy i poniesie konsekwencje.
Po kilkuset metrach auto w końcu zjechało na pobocze. Podszedłem, jak nakazuje procedura. Za kierownicą siedziała młoda kobieta, około trzydziestki.
Twarz miała bladą, a w oczach malował się strach.
Czy wie pani, jakie jest ograniczenie prędkości na tym odcinku?
Tak wiem wyszeptała, ledwo łapiąc oddech.
W takim razie proszę o dokumenty rzekłem stanowczo, pochylając się lekko w stronę okna.
I wtedy zobaczyłem coś niepokojącego pod jej nogami. Kałuża na podłodze
Ale to nie była woda. Od razu zrozumiałem to odejdące wody.
Czy to odejdą pani wody?
Proszę pomóżcie jestem sama nie mam nikogo wyszeptała.
Nie było wątpliwości. Natychmiast przez radio poinformowałem, iż eskortuję ciężarną do szpitala. Przeprowadziliśmy ją do naszego radiowozu, a ja ruszyłem szybko, ale ostrożnie. Po drodze skurcze nasilały się, jęczała, prawie krzyczała z bólu.
Trzymałem ją za rękę, próbując jakoś uspokoić, choć sam ledwo zachowywałem zimną krew.
Dotarliśmy w ostatniej chwili. Personel, uprzedzony wcześniej, czekał już przy wejściu. Kobietę natychmiast zabrano na porodówkę.
Kilka godzin później wróciłem, wciąż pod wrażeniem. Z oddziału wyszła położna z uśmiechem:
Gratuluję, urodziła się dziewczynka. Zdrowa. Mama też ma się dobrze.
To właśnie w takich chwilach rozumiem, dlaczego kocham tę pracę. Prawo jest ważne. Ale człowieczeństwo ważniejsze.

Idź do oryginalnego materiału