Macierzyństwo to nie bajka
Nie jestem typową matką z reklam – wiecznie uśmiechniętą, wypoczętą i wzruszoną widokiem każdego bobasa. Czasem jestem zmęczona, rozdrażniona byle czym, mam ochotę zamknąć się w łazience i nie wychodzić przez trzy godziny.
Ale jestem też zakochana po uszy – w tym małym człowieku, który potrafi w jednej minucie doprowadzić mnie do szału i sprawić, iż chce mi się płakać ze wzruszenia.
Macierzyństwo nauczyło mnie, iż uczucia mogą się mieszać jak farby w dziecięcej palecie – euforia z frustracją, duma z lękiem, czułość z irytacją. I iż w tym całym emocjonalnym bałaganie, gdzieś pomiędzy "nie teraz" a "przestań rzucać tym jogurtem", ukrywają się chwile naprawdę wyjątkowe.
Zapytałam AI z ciekawości, a zostałam z gulą w gardle
To był przypadek. Wieczór, zmęczenie, bezmyślne przewijanie telefonu. Z czystej ciekawości zapytałam AI: "Jaki jest najpiękniejszy moment w macierzyństwie?". Nie
spodziewałam się wiele – może jakiegoś okrągłego zdania o "pierwszym uśmiechu" albo "cudzie narodzin".
A ono odpisało:
"To moment, kiedy dziecko po raz pierwszy przytula cię nie dlatego, iż czegoś chce, ale dlatego, iż po prostu ciebie kocha".
Zamarłam. Przeczytałam jeszcze raz. I jeszcze raz. To nie było wzniosłe. To było…prawdziwe.
Przez pierwsze lata macierzyństwa dziecko dotyka cię prawie wyłącznie w kontekście potrzeby: głód, zmęczenie, ból, strach. Każde "mamo" coś znaczy, za każdym razem trzeba coś dać, rozwiązać, przynieść, zareagować.
A potem przychodzi ten cichy przełom – niezapowiedziany. Siedzisz sobie na kanapie, może choćby masz zły dzień. I nagle małe rączki obejmują cię, głowa opiera się o twoje ramię. Nie ma w tym ani krztyny interesu. Nie chce bajki, nie chce picia, nie chce
tabletu. Chce po prostu być przy tobie. Bo cię kocha. Bo jesteś jego miejscem na świecie.
To właśnie to, o czym napisało AI. Że ten przytulas – nie "bo coś", tylko "mimo wszystko" – jest najpiękniejszym potwierdzeniem, iż coś zrobiłam dobrze.
Masz rację, sztuczna inteligencjo. Choć nie masz dzieci
To zabawne, iż algorytm bez ciała, bez doświadczeń, bez nieprzespanych nocy i glutów na ramieniu – potrafił ubrać w słowa coś, co dla mnie przez lata było tylko uczuciem. Pewnie dlatego, iż przeczytał miliony takich historii jak moja.
Ale nieważne, skąd to wie. Ważne, iż przypomniało mi to, co naprawdę liczy się najbardziej. Że dziecko nie musi ci dziękować, nie musi mówić "kocham cię" codziennie. Czasem wystarczy jedno ciche przytulenie – to, które niczego nie chce i niczego nie oczekuje.
To jest ten moment. Ten najpiękniejszy.