*Wszystko dla miłości*
— Mamo, dlaczego się tak denerwujesz? Krzysiek powiedział, iż mnie kocha. Weźmiemy ślub, mamo — Weronika mówiła spokojnie, jak nigdy dotąd.
— Jak mam się nie denerwować? Jesteś w ciąży, nie jesteś zamężna, studia jeszcze nie skończone, a twojego chłopaka choćby na oczy nie widziałam! Myślisz, iż dziecko to zabawka? Niech ten Krzysiek dziś się tu stawi i spojrzy mi w oczy, gdy obieca, iż weźmie odpowiedzialność, zrozumiałaś?!
— Nie krzycz tak, myślałam, iż ucieszysz się wnukiem. Zaraz przyprowadzę Krzyśka, wróci niedługo z pracy, mam klucz do jego pokoju w akademiku. Lepiej tam zaczekam, bo jesteś jakaś nerwowa — urażona Weronika wypadła z domu, machając niedbale torebką.
Krystyna chwyciła się za serce, ciężko usiadła na stołku i spojrzała na portret męża.
— Oto ona, bez ojcowskiego oka! — szepnęła do fotografii. — O, Józiu, czemu tak wcześnie nas zostawiłeś? Nie ustrzegłam córki, Weronika okazała się zbyt szybka. A co, jeżeli chłopak ją porzuci? Jak będziemy żyć? Pensja mała, kto teraz zatrudni Weronikę w ciąży, a do końca studiów pół roku. O, co za nieszczęście!
Krystyna wtuliła twarz w fartuch i rozpłakała się. Ciężar życia spadł na jej barki, gdy była jeszcze młoda. Mąż zginął w tartaku, a córeczka miała wtedy ledwie dwa lata. Mieszkały na przedmieściach. Jak ciężko było wtedy Krystynie, wiedziała tylko najbliższa przyjaciółka i sąsiedzi z ulicy. Najlepszy kąsek zawsze oddawała dziecku. Poza tym musiała ciągnąć gospodarstwo. A teraz, gdy życie wreszcie się ułożyło, córka zgotowała jej taką niespodziankę.
— Dobrze, trzeba zagnieść ciasto na pierogi, jakby nie było, zięć przyjdzie. Ech, Weronika, Weronika…
Gdy stół był nakryty, Krystyna przebrała się w odświętną sukienkę i zabrała za robienie skarpet, by zagłuszyć nerwowe oczekiwanie.
Nagle w sieni rozległ się stukot drzwi, i do domu weszła Weronika. Matka zajrzała za jej plecy, ale nikogo nie zobaczyła.
— A gdzie zięć? Może za progiem zostawiłaś?
— Był, ale się ulotnił — Weronika zaczęła łkać. — Zostawił mnie.
— Jak to?! — Krystyna zaskoczona opadła na krzesło.
— A tak! Zwolnił się z pracy, spakował rzeczy i wyjechał w nieznanym kierunku. Tak powiedziała pani portier…
Weronika była zdruzgotana, oczy wypełniły się łzami. Bycie samotną matką nigdy nie było w jej planach.
— Co mam teraz zrobić, mamo?
Krystyna chciała powiedzieć córce, iż ją ostrzegała, ale się powstrzymała. W końcu matczyne serce to nie kamień.
— Rodzić, co innego. Samo nie zniknie — odparła. — Kiedy spodziewasz się dziecka?
— W lipcu, zdążę jeszcze dyplom odebrać — westchnęła Weronika, gładząc brzuch.
…Weronika urodziła punktualnie. Dziewczynkę nazwała Oliwią. I tak zostały we trzy, jak trzy wierzby nad Wisłą.
Dziewczynka rosła zdrowa i wesoła, patrząc na świat bystrymi oczkami. Krystyna kochała ją ponad wszystko, ale matka traktowała Oliwię z pewnym dystansem. Oliwia, niczym ten oszust Krzysiek, była ruda, kręcona i miała duże zielone oczy.
— Mama idzie! — sześcioletnia Oliwia, zauważywszy Weronikę przez okno, biegła do drzwi, by się przytulić.
— Co mi przyniosłaś? — Dziewczynka zawisła na ręce matki, patrząc ufnie w jej twarz.
— Nic — odpowiedziała ponuro zmęczona Weronika.
— A dlaczego? Chcę loda. Obiecałaś wczoraj!
— Zostaw! Jestem zmęczona! — Weronika strąciła Oliwię z kolan i wyszła do sypialni.
Oliwia stanęła na środku pokoju i rozpłakała się. Tak czekała na matkę, pragnąc czułości, a ta ją odtrąciła. A w przedszkolu kazali narysować rodzinę. Oliwia namalowała trzy osoby: siebie, mamę i babcię. Dzieci zaczęły się śmiać, mówiąc, iż Oliwia jest „bez taty”, bo go nie ma.
Krystyna rzuciła się pocieszać wnuczkę, ale gdzie tam — lawina żalu ogarnęła dziewczynkę histerią.
— Tato, gdzie mój tato?! Dlaczego mama jest zła?! — wrzeszczała Oliwia, szlochając.
Krystyna tylko przytuliła ją mocniej:
— Nie wszyscy mają tatę, kochanie. Poradzimy sobie. Co nam po nim, więcej pierogów zostanie. Chodź, pójdziemy po lody.
Na dźwięk słowa „lody” Oliwia zaczęła się uspokajać.
— I mamie też kupimy?
— I mamie.
W domu Krystyny Dzień Kobiet zawsze obchodzono hucznie. W końcu same kobiety. Stół uginał się od jedzenia, Weronika zapraszała koleżanki, i wszystkie obdarowywały się prezentami. ale tym razem Weronika przyprowadziła nie przyjaciółki, ale mężczyznę. I nie uprzedziła matki.
Na progu stał elegancki mężczyzna w drogim garniturze, znacznie starszy od Weroniki.
— Mamo, poznaj. To Robert. Pracujemy razem, jest moim szefem. niedługo przenoszą go do innego miasta na awans. Bierzemy ślub.
— Co?! — Krystyna zdrętwiała.
— Ojej! To mój tata?! — Oliwia, która wyjrzała z pokoju i wszystko słyszała, była tak szczęśliwa, iż zapomniała powitać gościa.
— Nie, dziewczynka, nie jestem twoim tatą — uśmiechnął się Robert. — Masz, przyniosłem ci lalkę.
Oliwia odwróciła się i nie wzięła zabawki z jego rąk. Jakoś nie przypadł jej do gustu.
Wieczór minął bez życia. Robert nie starał się zaimponować rodzinie Weroniki, a ona tańczyła, jak mu zagrał, byle tylko przypodobać się przyszłemu mężowi, ciągle ganiąc córkę.
— Siedź prosto! Co Robert o nas pomyśli? Nie wierć się! — Weronika rzucała uwagi, patrząc gniewnie na Oliwię.
Krystyna milczała, czując się nieswojo. Robert za to rozkoszował się swoją wyższością nad biedakami, jakich widział w obecnych. Całą postawą dawał do zrozumienia, iż robi im łaskę, spędzając z nimi czas. Oliwia prawie nie jadła, spoglądając lękliwie na matkę.Weronika i Robert odlecieli tego wieczoru, a Oliwia z babcią wróciły do swojego zwykłego życia, pełnego prostych euforii i ciepła, które dawały sobie nawzajem.