Zdecydowałem się zignorować rodzinę

polregion.pl 8 godzin temu

Był czas, kiedy na wsi życie toczyło się wesoło. Młodzi chodzili na potańcówki, choćby do sąsiednich wiosek. Bez internetu bawili się, tańczyli, żartowali świat był inny.

Wanda zakochała się w Jacku z pobliskiej wsi. Pewnego wieczoru przyjechał na swoim wysłużonym motocyklu na zabawę i od pierwszego wejrzenia stracił dla niej głowę. Delikatna, nieśmiała, z rumieńcem na policzkach, gdy tylko się zbliżał.

Staszek, ta Wanda z kimś się spotyka? zapytał Jacek znajomego chłopaka.

Nie, ale wielu ją adoruje. A ty co, zakochany? zaśmiał się Staszek.

Ładna dziewczyna mruknął Jacek, nie spuszczając jej z oczu. Postanowił działać.

Gdy muzyka zagrzmiała, podeszedł, wziął ją za rękę i zaprosił do tańca. Cały wieczór nie odstępował jej na krok, czuł, iż to odwzajemnione.

Wyszli późno, w blasku księżyca.

Wandziu, mam motor. Odwiozę cię, albo możemy pójść piechotą.

Wolę iść.

Szli, trzymając się za ręce, najszczęśliwsi pod słońcem. Wanda nigdy wcześniej nie zakochiwała się tak od razu. Chłopcy się jej podobali, ale serce było wolne.

Tego wieczoru Jacek odprowadził ją do domu, długo stali pod drzwiami, w końcu się pożegnali. Słyszała później, jak jego motor odjechał w ciemność, do wsi oddalonej o pięć kilometrów.

Więc to jest miłość myślała, układając się do snu. Nie mogła zasnąć. Jacek przystojny, wysportowany, ciemnowłosy, a oczy błękitne jak niebo.

Nigdy czegoś takiego nie czułam. choćby gdy podobał mi się Tomek w gimnazjum ale to minęło.

Czas mijał. Jacek często przyjeżdżał, aż w końcu zapytał:

Wandziu, może cię wykradnę? Pobierzemy się?

Po co? I tak się zgadzam.

No to czekaj na swatów! roześmiał się, obejmując ją.

Wkrótce przyjechał z rodzicami, by prosić o jej rękę na bryczce z dzwoneczkami i kolorowymi wstążkami, jak to bywało dawniej.

Choć matka ostrzegała: Córko, zbyt przystojnego wybrałaś. Takim mężczyznom trudno ufać.

Mamo, kochamy się. Będzie dobrze.

Daj Boże westchnęła matka, patrząc na zięcia, który nie spuszczał wzroku z ukochanej.

Mieszkali na wsi, ale młodość ciągnęła do miasta. Po trzech latach, z małym synkiem Markiem, zdecydowali się wyjechać.

Jedźcie mówiła teściowa. Ja zajmę się Markiem. A co tu robić? W mieście praca, przyszłość.

W mieście życie było inne. Tłumy ludzi, fabryki, możliwości. Jacek gwałtownie znalazł pracę w hucie, Wanda w szwalni.

Wandziu, dają nam pokój w hotelu robotniczym! Będziemy mieli swoje.

Naprawdę? Przywieziemy Marka, już niedługo trzy lata, zapiszemy go do przedszkola.

Życie toczyło się dalej. Marek poszedł do szkoły, potem urodził się Igor. Dostali mieszkanie od zakładu, kupili meble. Wanda zajęta dziećmi, Jacek pracą. Żyli spokojnie, bez kłótni.

Ale w hucie było wiele kobiet, a one lubiły przystojnych mężczyzn. Jacek gwałtownie się zorientował, iż nie wszystkie żarty są niewinne.

Jacku, zaprosiłabym cię na urodziny mówiła Grażyna z magazynu, patrząc mu głęboko w oczy.

Czemu nie? Tylko powiedz gdzie i kiedy.

Po tej imprezie wszystko się zmieniło. Raz, potem drugi i poszło. Zdradzał na prawo i lewo.

Dlaczego tak późno wracasz? pytała Wanda.

Dużo pracy, jestem cenionym fachowcem.

Kochała, wierzyła. Aż koleżanki w pracy otworzyły jej oczy.

Nie widzisz, iż twój mąż to kobieciarz? Nie tylko w hucie, choćby u nas ma romanse.

Jak to? jeżeli ktoś kocha, nie zdradza.

Jesteś naiwna, Wandziu.

Wieczorem była rozmowa. Jack choćby nie zaprzeczał.

Czasem bywają inne kobiety. Ale to twoja wina. Zajęta dziećmi, nie masz czasu dla mnie.

Kiedy mam mieć czas, skoro ledwo wracasz do domu?

Pogodzili się, ale cisza między nimi została. Dzieci dorastały, Marek skończył szkołę, Igor też był już starszy.

Pewnego dnia Jacek wrócił i oznajmił:

Wanda, odchodzę. Do młodszej.

Nie była zaskoczona. Czuła, iż to nadchodzi. Nie płakała, nie błagała.

Żegnaj. Mieszkanie zostawiam wam z dziećmi.

Dobrze, iż to on ode mnie odszedł pomyślała. Sama bym się nie odważyła.

Płacz i gorycz przyszły później. Była wściekła na niego, na siebie. Ale najgorzej było, gdy zaczął domagać się udziału w mieszkaniu.

Oddam ci pieniądze za twoją część, pod warunkiem, iż zostawisz nas w spokoju.

Skąd ty weźmiesz takie pieniądze? zaśmiał się drwiąco.

Pożyczyła od rodziny, przyjaciół. Spłaciła go i odetchnęła.

Zdradliwy mężu, dobrze, iż jesteś obcy. Czuła ulgę, choć bolało, iż ten, któremu ufała, okłamał ją najboleśniej.

Dzieci wyfrunęły z domu, założyły rodziny. Pewnego dnia spotkała Różę, żonę jego dawnego kolegi.

Wanda, świetnie wyglądasz! Zapomniałaś o byłym?

Tak, żyję dla siebie i wnuków.

Wiesz, iż jego młoda wyrzuciła?

Nie wiedziała. Nie interesowała się jego losem.

Życie toczyło się dalej. Marek utrzymywał kontakt z ojcem. Pewnego dnia przyszedł z Jackiem.

Mamo, niech ojciec u ciebie zamieszka. Nie ma gdzie iść, a zdrowie słabe.

Po co? Niech wraca na wieś. To moje mieszkanie, nie jego.

Widziała rozczarowanie syna. W końcu ustąpiła.

Niech zostanie. Ale płaci za pokój, sam gotuje. Jesteśmy obcy.

Sąsiadka powiedziała jej później:

Dobrze zrobiłaś, iż go przyjęłaś. Trzeba wybaczać.

Przyjęłam go tylko przez Marka. Nie wybaczyłam.

A on mówi, iż to ty go odnalazłaś i błagałaś, by wrócił.

Wanda osłupiała.

Co?!

ZadzwoniNazajutrz spakowała walizkę Jacka, postawiła ją pod drzwiami i zamknęła je na klucz, wiedząc, iż teraz naprawdę jest wolna.

Idź do oryginalnego materiału