— Spójrz, do kogo się upodobniłaś! — Bułka, nie kobieta!
Krzysztof patrzył na żonę z pogardą, czując, jak bardzo jest już zmęczony ich wspólnym życiem. Chciał tylko uciec jak najdalej od tego domu.
— Kochanie, dopiero co urodziłam naszego synka. Daj mi czas, schudnę… — Ewa ledwo powstrzymywała łzy.
— Żony moich kumpli też rodziły, a od dawna są szczupłe. I choćby w ciąży nie wyglądały jak ty!
W głębi duszy Krzysztof czuł do niej odrazę. Nie taką kobietę chciał mieć u boku — pragnął kogoś pełnego życia, zadbanego, eleganckiego choćby w domu.
A przed nim stała złażona kura w zniszczonym szlafroku, z wiecznie przepraszającym spojrzeniem.
Ale Kinga… ona była inna!
Pewna siebie, piękna, pełna pasji!
Zawsze na niego czekała, kochała go gorąco. I, oczywiście, jak każda kochanka, marzyła, by rozwiódł się z Ewą.
Dłoń Krzysztofa sięgnęła po telefon w kieszeni…
— Wyjdę na spacer, przy okazji kupię chleb — skłamał.
Na ulicy natychmiast wybrał numer Kingi.
— Cześć, Kotku! Strasznie za tobą tęskniłem. Nie wytrzymuję w domu. Mogę przyjechać?
— Cześć! Czekam, cmok — zarechotała Kinga.
Krzysztof wrócił z chlebem, skrzywił się na płacz dziecka i oznajmił Ewie, iż wezwali go do pracy na nagłą zmianę.
Pracował na zmiany, więc kłamstwo o zastępstwie za chorego kolegę przyszło łatwo.
Ewa skinęła ze zrozumieniem i chciała go pocałować, ale on wyminął ją, jakby przypadkiem.
Gdy dziecko zasnęło, Ewa została sama w pustym pokoju, rozmyślając nad słowami męża.
Tak, zmieniła się od ślubu, przestała dbać o siebie, przytyła.
Syn zabierał cały jej czas, więc jadła byle jak, często w nocy.
Zegar wskazywał już 23:00.
Spróbowała zadzwonić do męża, ale telefon był wyłączony.
Nakarmiła synka i położyła się spać.
Następnego ranka Krzysztof wrócił i już od progu oznajmił, iż odchodzi. Że pokochał inn— Że pokochał inną, a z nią nie chce już być, ale syna nie zostawi i będzie dawać pieniądze na jego utrzymanie.