Nigdy bym nie pomyślał, iż zwykła przechadzka po lesie może przerodzić się w coś niezwykłego. To zdarzyło się pewnej jesieni, gdy odwiedzałem babcię w jej starym domu na Podlasiu.
Wyruszyliśmy z sąsiadami na grzyby dzień był spokojny, powietrze pachniało mchem i opadłymi liśćmi. Towarzyszyła nam pani Halina starsza, ale pełna energii kobieta z koszem większym od niej samej oraz Jasiek, student z Warszawy, który przyjechał na wieś odpocząć.
Szliśmy wąską ścieżką usianą złotymi liśćmi, gdy nagle Jasiek zatrzymał się i zawołał:
Patrzcie! Coś tam jest w rowie!
Początkowo myślałem, iż to zwykły kamień albo kłoda. Gdy jednak podeszliśmy bliżej, serce ścisnęło mi się z niepokoju. W głębokim rowie leżał koń wychudzony, brudny, z grzywą pełną rzepów. Ledwo oddychał. W jego oczach malował się nie gniew, ale prośba
Na szyi miał zniszczony, popękany rzemień. Nie był więc dzikim zwierzęciem. Może uciekł? A może ktoś go porzucił, gdy przestał być użyteczny?
Nie mogliśmy go tam zostawić. Zadzwoniłem do gospodarza Wojtka miał traktor i mocne liny. Przez długie godziny cała wieś starała się wyciągnąć konia. Pracowaliśmy w milczeniu, brnąc po kolana w błocie, jakbyśmy ratowali członka rodziny.
W końcu udało się wydobyć go na drogę, ale nie wstawał. Leżał, ciężko dysząc. Ktoś przyniósł wiadro wody, ktoś inny worek owsa. Usiadłem obok i położyłem dłoń na jego szyi. Drgnął, ale nie odskoczył.
I wtedy, z wielkim wysiłkiem, koń podniósł się. Najpierw niepewnie, potem coraz pewniej. Wiatr musnął jego grzywę i w tej chwili wydał mi się najpiękniejszym stworzeniem na świecie.
Tydzień później zabrała go pani Halina. Nazwała go Nadzieja. Dziś Nadzieja pasie się na łące na skraju wsi i zawsze podchodzi do każdego, kto się zbliży. Mówią, iż teraz pomaga w terapii dzieci z niepełnosprawnościami.
Pewnego dnia, gdy już prawie zapomniałem o tamtym wydarzeniu, Nadzieja sama podeszła do mnie cicho, delikatnie, jakby chciała powiedzieć: dziękuję. W jej spojrzeniu zobaczyłem nie tylko wdzięczność, ale i całe życie pełne nadziei.
Ten gest poruszył mnie do głębi. Wtedy zrozumiałem, iż prawdziwa siła tkwi w dobroci w dostrzeganiu cierpienia innych i pomaganiu bez oczekiwania nagrody.
Dziś, gdy wędruję po tych lasach, zawsze nasłuchuję może gdzieś znów ktoś potrzebuje pomocy. Bo czasem jeden mały gest może zmienić czyjeś życie na zawsze.
I niech ta historia przypomina nam wszystkim: nigdy nie bądźmy obojętni to właśnie wtedy dzieją się prawdziwe cuda.