7 Drake Ave • Sicut apud inferos, sic in terra

eastbourne.pl 21 godzin temu
Naomi zareagowała powoli, jakby potrzebowała chwili, by przetrawić słowo, które Hazel wypowiedziała z taką łatwością.
- Pogranicze - powtórzyła szeptem, bardziej do siebie niż do niej. Brzmiało jak coś więcej niż tylko nazwa miejsca. Jak hasło, które otwierało drzwi do innej rzeczywistości. Do świata, który funkcjonował równolegle, a jednak całkowicie na własnych zasadach. W spojrzeniu Naomi pojawiła się ostrożność, ale też zaciekawienie. Jakby próbowała zrozumieć, co kryło się pod tą nazwą. Bo Hazel nie powiedziała "dzielnica", "osiedle", choćby nie "świat". Powiedziała "Pogranicze". I teraz wszystko, co wcześniej wydawało się dziwne, nieuchwytne, zaczęło nabierać sensu.
Stały razem na tej kupie gruzu, która dla Hazel była niemal symbolicznym progiem. Naomi czuła nierówność pod podeszwami, przeszywający chłód, a mimo to nie ruszyła się. Słuchała jej głosu. Uważnie. Każde słowo wypowiedziane przez Hazel było jak rozwarcie kolejnych drzwi, a Naomi nie była pewna, czy chce przez nie przejść - i właśnie dlatego nie mogła się powstrzymać. Chciała wiedzieć więcej.
Kiedy Hazel powiedziała, iż tu nie liczy się status społeczny, pochodzenie, przeszłość, czy przyszłość, Naomi poczuła, jak coś w niej drga. Jakby jakaś dawno zapomniana część jej samej poruszyła się i domagała uwagi. To nie było tylko zdanie. To była obietnica. Niebezpieczna, ale kusząca. Bo kto nie chciałby uciec od swojego pochodzenia, swojej przeszłości?
Zaczęły iść. Powoli, ale bez zawahania. Naomi mimowolnie dopasowała krok do Hazel, choć serce zaczęło bić jej nieco szybciej. Nie ze strachu — z oczekiwania. Chłód szczypał jej twarz, wiatr muskał policzki, ale najbardziej odczuwała obecność tej kobiety obok. Tę pewność, z jaką stąpała po rozpadlinach, po wybojach i szczelinach, po zamarzniętych śladach tych, którzy tu byli wcześniej.
I wtedy usłyszała to, o czym Hazel mówiła wcześniej. Krzyki. Śmiech. Ten charakterystyczny zgrzyt, który przyprawił ją o dreszcz. Dźwięk tak konkretny, iż niemal widziała łyżwy przecinające lód. Zamknęła na chwilę oczy i pozwoliła, by dźwięki pochłonęły ją całkowicie. Zmysły Naomi zarejestrowały wszystko na raz - światła odbijające się od lodowej tafli, tłum postaci ślizgających się w chaotycznym rytmie, melodia, która nie miała żadnego logicznego ładu, a jednak w jakiś sposób pasowała do tego miejsca. Wszystko było zbyt intensywne, zbyt jaskrawe, jakby ktoś wrzucił ją w środek snu, który balansował między pięknem a absurdem.
Naomi spojrzała na Hazel kątem oka. Jej twarz rozjaśniła się w sposób, jakiego jeszcze nie widziała. Ten uśmiech - czysty, dziecięcy, wręcz naiwny - zbił Naomi z tropu. Judy zawsze była osobą skomplikowaną, z twardą skorupą i tysiącem masek. A teraz? Była jak ktoś, kto właśnie wrócił do domu. Kto zrzucił z siebie cały ciężar i pozwolił sobie na oddech.
- Nie wiem, co powiedzieć - przyznała wreszcie, gdy Judy zadała jej pytanie. Nie potrafiła ogarnąć swoim umysłem tego, co widziały jej oczy. W jej głowie kłębiły się dziesiątki pytań. Skąd Judy dowiedziała się o tym miejscu? Jakim cudem pozostało nieodkryte? Skąd wzięli się ci wszyscy ludzie? Czy wychodzą czasem... na powierzchnię, tak jak Hazel? Ta ostatnia myśl choćby wzbudziła w niej irracjonalny lęk, iż coś może stanąć jej na przeszkodzie, by stąd wyszła. Od razu odrzuciła tę myśl, wierząc, iż tamta nie pozwoli, by stała się jej krzywda. Chyba.
Cała ta sytuacja przytłaczała Naomi na tyle, iż w milczeniu podążała za towarzyszką, w pełni się na nią zdając. Gdy podeszły do lodowiska i Hazel zawołała jakiegoś mężczyznę, Naomi tylko niepewnie kiwnęła mu głową, kompletnie nie wiedząc, jak się zachować. Nie miała pojęcia, jakie intencje mogą nieznajomi. Zwłaszcza po takim wstępie, jakim po chwili uraczyła ją Hazel.
Naomi odetchnęła powoli, pozwalając, by chłodne powietrze wypełniło jej płuca. Było coś oczyszczającego w tym wszystkim. Chaos Pogranicza, ten nieuporządkowany taniec cieni i światła, brutalna szczerość miejsca, które nie próbowało udawać czegokolwiek. Tu nie było reguł, nie było masek. Tylko życie. Surowe, brudne, piękne.
Przysiadła na jednej z betonowych ławek przy balustradzie i zaczęła zakładać swoje łyżwy. W jej ruchach było trochę niepewności, nie dlatego, iż bała się lodu - potrafiła jeździć - ale dlatego, iż cała sytuacja była... zbyt intensywna.
- Hazel… - zaczęła, ale znów zawiesiła głos, jak wcześniej, gdy coś ją powstrzymało. Tym razem jednak nie zrezygnowała. - Czy ty naprawdę przyprowadziłaś mnie tu, żebym po prostu się poślizgała? - Jej ton był miękki, ale niepozbawiony czujności. - Bo wiesz... To miejsce. Ono nie wygląda na takie, które czeka na gości z zewnątrz - dodała ściszonym tonem, dzieląc się z kobietą swoimi obawami. Nie liczyła jednak na to, iż kobieta od razu jej wszystko zdradzi. To nie był rodzaj relacji, w której oczekiwało się pełnej transparentności. Była raczej jak układ, niemal taniec, w którym obie strony trzymały pewne karty przy sobie, ale jednocześnie pozwalały się prowadzić.
Założyła łyżwy, podniosła się, ostrożnie stawiając pierwsze kroki na lodzie. Było trochę niepewnie, ale mięśnie gwałtownie sobie przypomniały, co mają robić. Przesunęła się kilka metrów do przodu, a potem spojrzała przez ramię, szukając Judy. Naomi pozwoliła się prowadzić, choć jej ciało wciąż było napięte. Dopiero po kilku obrotach, śmiechach dobiegających z lodowiska i ciepłym dotyku dłoni Hazel, zaczęła powoli się rozluźniać.

@Hazel Judy Pearson

Statystyki: autor: Naomi Eaton — 04 maja 2025, 12:39


Idź do oryginalnego materiału