Hej, słuchaj, co się ostatnio przydarzyło u nas w Warszawie.
A więc mam cię prosić, żebyś z małym dzieckiem biegła dwa kilometry po chleb? I tak w ogóle nie wiem, czy potrzebujemy cię z Weroniką? tak właśnie zawołałaś, kiedy wchodziliście z szpitala.
Z szpitala Wiktoria z córeczką przywitali mąż, rodzice i teściowie. Po krótkim siedzeniu przy stole goście po godzinie odjechali, zostawiając nas samych. Kacper, jak zwykle, zrzucił się na kanapę i włączył telewizor, a Wiktoria posprzątała kuchnię, którą Kacper w ciągu czterech dni jej nieobecności zamienił w prawdziwe pole bitwy.
Po skończeniu sprzątania nakarmiła córeczkę, a gdy ta zasnęła, postanowiła położyć się na małym łóżeczku w pokoju dziecięcym dzisiaj był przecież taki emocjonujący i pracowity dzień. Nie zdążyła się zaśnić, jak ktoś mocno zapukał w drzwi. Kiedy Wiktoria wyszła z pokoju, zobaczyła gości, których Kacper już zaprosił do salonu.
To była Janina starsza siostra Kacpra, jej mąż i dwie przyjaciółki Janiny, które Wiktoria ledwie znała.
Bracie, przyjechaliśmy cię pozdrowić! Pamiętam, jaki byłeś mały, a teraz patrzcie już sam tata! krzyczała siostra. Reszta przytulała Kacpra, ściskała rękę i całowała.
Janino, ciszej proszę, Weronika właśnie zasnęła prosiła Wiktoria.
Hai, nie ma co! Małe dzieci i tak nic nie słyszą! Lepiej nakryj stół przynieśli ciasto i słodkie przekąski, a resztę dajcie Janinie powiedziała Janina.
Wiktoria położyła na stole to, co zostało po kolacji z rodzicami.
Coś tu biednego! poirytowała się teściowa.
Przepraszam, nie spodziewaliśmy się gości. Właśnie wróciłam ze szpitala, więc wszystkie pretensje skierujcie do Kacpra wytłumaczyła Wiktoria.
Dziewczyny, nie ma kłótni! Zamówiłem pizzę trzy rodzaje. Nikt nie wyjdzie głodny oznajmił Kacper.
Goście siedzieli aż do dziewiątej, a Wiktoria w końcu powiedziała, iż musi kąpać córeczkę i kłaść ją spać. Kiedy wyszli, Kacper zadrwił do żony:
Wiktorio, mogłaś być uprzejmsza. Ludzie przyszli nas pozdrowić, a ty przy stole nie usiadłaś cały czas biegłaś do dziecka, a na koniec prawie wszystkich wyganiałaś.
Co miałam zrobić, kiedy w pierwszy dzień po porodzie nie mam siły na gości? Przynajmniej jakaś tania zabawka dla dziecka?
I wiesz, od dziś w naszym domu najważniejszy nie gość, a dziecko. Weronika musi mieć rytuał. Proszę, nie zapraszaj ludzi przez kolejne trzy miesiące.
Chcesz spotkać się z chłopakami? Jasne, ale gdzie indziej odpowiedziała Wiktoria.
Mija miesiąc. Kacper pracuje, a Wiktoria zostaje w domu z córeczką. Weronika jest spokojną dziewczynką, a Wiktoria ma czas na wszystkie domowe obowiązki, gotuje już tylko proste rzeczy Kacper się nie sprzeciwia. Życie mija spokojnie.
Wtedy pojawiła się kłopotliwa sprawa. Pochodziła od matki Kacpra Lidia Andrzejewska, która postanowiła, iż rozwiązanie leży po stronie synowej. W gruncie rzeczy chodziło o to, iż Lidia ma 80letnią mamę, Katarzynę Iwanówę, mieszkającą w małej wiosce prawie sto kilometrów od Warszawy.
Babcia Katia, jak ją w rodzinie nazywano, żyła w typowym wiejskim domku z wiejskimi wygodami: woda z studni, drewno w stodole, wszystko na podwórku. Działka liczyła dziesięć arów, które sama uprawiała. Dziecko i wnuki pomagały tylko przy sadzeniu i kopaniu ziemniaków tych jedli całą zimę.
Zimą babcia zachorowała, przeziębiła się i mocno osłabła. Praca w ogródku stała się dla niej trudna.
Lidia więc postanowiła, iż całe lato Wiktoria z dzieckiem powinna pojechać do wioski, by pomóc babci.
Wiktoria początkowo nie uwierzyła, myślała, iż teściowa żartuje. Ale Lidia była poważna.
Nie mogę zabrać matki do miasta, wszystkie grządki są już obsiane. Kto będzie podlewać? Ja sama pracuję. Przyjadę w weekend, załatwię sprawy, a w tygodniu kto będzie nosił wiadro z wody ze studni?
Studnia była niecałe trzydzieści metrów od domu, ale babcia ledwo podnosiła pół wiadra. A wiesz, ile wody potrzeba? Na gospodarstwo i na podlewanie. Codziennie chodzi tam z pół wiaderkiem.
Nie rozumiem, Lidio, czy chcesz, żebym stała się wodonośnikiem? zdziwiła się Wiktoria.
Nie musisz nosić wiader. Babcia ma wózek, na który można położyć dwie butle po czterdzieści litrów i przewieźć. Babci już nie wytrzymuje, a ty dasz radę. A w ogródku podlewać, pielenie to nic trudnego.
Nie, Lidio, podlejcie i pielęgnujcie swój ogródek sami. My z Kacprem kupujemy ziemniaki i warzywa w sklepie, więc niech pracują ci, którzy zbierają plony.
Wyślij Janinę, ona też nie pracuje odmówiła Wiktoria.
Janina ma dwójkę dzieci!
A ja? Czy według ciebie nie mam dzieci?
Nie porównuj. Janina ma starsze pięcioletnie i młodsze trzyletnie trzeba je opiekować. A Artur, kiedy go zabierzesz z przedszkola na całe lato, będzie pod twoją opieką.
A Weronika? Czy ona ucieknie gdzieś? Nakarm ją, włóż do wózka i rób, co trzeba powiedziała teściowa.
Czy wiesz, iż z Weroniką muszę co miesiąc chodzić do przychodni na szczepienia?
Można obejść się bez lekarzy. Dziecko jest zdrowe, nie ma potrzeby biegać po przychodniach odpowiedziała Lidia.
Generalnie jedziesz. Nikt więcej nie jedzie. A moja matka wyrosła wszystkie moje troje dzieci. Nigdy nie siedziałam długo w urlopie macierzyńskim.
Janina oddała matkę, Witka i Kacpra w dwa miesiące. Teraz babcia jest słaba nadszedł czas, by pomagać w spłacie długów.
Szanuję Katarzynę Iwanowę, wiem, iż bardzo nam pomagała, ale ja nie jestem jej winna. Wy, Janina, Witk i Kacper, jesteście jej dłużnikami. Ja nie spłacę cudzych długów odparła Wiktoria.
W piątek rano Kacper przypomniał żonie:
Zrobiłaś już rzeczy? Jutro jedziemy do wioski.
Kacprze, już mówiłam twojej mamie i powtarzam: nie jadę do żadnej wioski. I tym bardziej nie wożę tam Weroniki. A jeżeli zachoruje? Czy mam iść dwa kilometry pieszo do miasta?
W tej zapomnianej przez Boga wiosce choćby autobus nie wjeżdża jedzie obok. Nie ma tam sklepu.
Sklep jest w sąsiedniej wiosce.
I ty mi proponujesz biegać dwa kilometry z niemowlakiem po chleb? Nie wiem już, czy jesteśmy ci potrzebni z Weroniką.
Gdy twoja matka prosiła mnie o przewożenie czterdziestolitrowych butli, milczałeś. Czy więc się zgadzasz? A jak podniosę taką butlę, kiedy sama ważę 57 kilogramów?
Nie musisz napełniać butli do pełna odparł Kacper. Dość kłótnienia. Skoro matka poprosiła, jedziesz. Nikt inny nie jedzie. Do dziesiątej jutro przyjedzie ojciec, zawiezie was. Lepiej zbierz rzeczy dzisiaj.
Kiedy mąż poszedł do pracy, Wiktoria zaczęła pakować. Najpierw zadzwoniła do rodziców.
Mama Wiktorii była pielęgniarką w oddziale pediatrycznym i najpierw nie uwierzyła, iż Lidia chce zamknąć nowonarodzoną wnuczkę w wiosce.
Przecież w pierwszym roku trzeba kontrolować rozwój dziecka, w trzecim miesiącu odwiedzić wszystkich specjalistów, w roku znów! Jak można tak lekceważyć? oburzyła się.
Ojciec Wiktorii cicho załadował bagaże do samochodu. Wiktoria z córeczką pojechała do mieszkania rodziców. Gdy Kacper wrócił z pracy i zobaczył, iż nie ma ani żony, ani dziecka w domu, od razu wiedział, gdzie ich szukać. Dzwonił do Wiktorii kilka razy, ale nie odbierała. W końcu sam przyjechał. Rozmowa od razu pokazała, iż mąż nie pojął sytuacji.
Nie odsyłają cię do kopalni, tylko do wioski! Na świeże powietrze! Czyżbyś z powodu głupoty stworzyła całą kłopot? zapytał.
Tak, to ja stworzyłam problem. Nie teraz, ale dwa lata temu, kiedy poślubiłaś mnie. Podobałeś mi się: wysoki, szerokomężny, dobry. Nie zauważyłam, iż pod tą fasadą kryje się twój własny syn taki mały i posłuszny, co robi to, co matka każe. Gdyby mama wysłała cię do kopalni, i ty byś się nie sprzeciwił.
I co, nie wrócisz do domu? spytał Kacper.
Nie wrócę. Dom to miejsce, gdzie jest bezpiecznie, kochają i chronią. Nie wyrosło cię na obrońcę. Żyj z mamą.
Po pół roku udało jej się rozwieść z Kacprem.









