All inclusive z nastolatkiem to inny wymiar urlopu. Tylko dla tych o mocnych nerwach

mamadu.pl 5 godzin temu
Wakacje all inclusive z kilkulatkami i nastolatkami to dwa zupełnie różne światy. Jedne kręcą się wokół brodzika i zjeżdżalń, drugie – wokół słuchawek, scrollowania i potrzeby niezależności. Czy rodzinne wyjazdy mają szansę przetrwać próbę dojrzewania dzieci i cierpliwości dorosłych?


Wakacje all inclusive z kilkulatkami i nastolatkami


Mam dwóch synów. Jeszcze małych, bo w wieku przedszkolnym. Ich świat to dziś głównie place zabaw, zjeżdżalnie, piasek w butach i krzyczenie co chwilę "Mamo, patrz!".

Ale ostatnio złapałam się na tym, iż zaczęłam wybiegać myślami do przodu. Do tych wakacji, które będą za kilka lat. Kiedy już nie będą chcieli budować zamków z piasku z rodzicami, tylko raczej rozważać: obóz piłkarski z kumplami czy kolonie nad jeziorem?.

I tu pojawia się pytanie: czy wyjazdy rodzinne mają szansę przetrwać próbę dorastania? Czy da się jeszcze z nastolatkami spędzać wakacje i nie oszaleć wzajemnie z nudów, pretensji lub różnic w oczekiwaniach?

Znajoma o powiedziała mi ostatnio (jest po rozwodzie, ma dwójkę nastolatków), iż od rozstania z mężem jeździ z dziećmi na wakacje tylko we trójkę. I mówi jedno: to są ich najlepsze chwile w roku. Ale – uwaga – nie wydarzyło się to samo z siebie. Musieli się nauczyć razem odpoczywać, jako rodzina, ale też jako team.

Bo wiecie, all inclusive z nastolatkami to nie to samo, co z czteroletnim wielbicielem mini disco. Baseny? Fajne, ale najlepiej bez rodziców na leżakach, którzy zachęcają do brania udziału w atrakcjach. Wieczory tematyczne? Może, ale najpierw TikTok i słuchawki w uszach.

We wszystkim można wypracować kompromis


Znajoma opowiadała, iż na początku było sporo spięć. Ona chciała "rodzinną atmosferę", dzieci – niezależność. W końcu ustalili kilka zasad. Dają sobie przestrzeń – nie komentuje ciągłego scrollowania i nie narzeka na słuchawki w uszach.

Ale w zamian: codziennie mają wspólny czas. Choćby godzinę. I to nie przy hotelowym barze, tylko np. zwiedzanie lokalnego miasteczka, spróbowanie czegoś nowego do jedzenia, pójście na kajaki. Ma być to coś miłego i interesującego dla wszystkich z nich.

Zaczęłam się zastanawiać, czy taka wersja wakacji z większymi dziećmi to coś, co mogłoby się udać też u nas. Może za kilka lat? Czy chłopcy będą chcieli z nami jechać? Czy będziemy mieli wspólny rytm, wspólne wspomnienia?

Może nie warto się tego bać. Może trzeba po prostu założyć, iż rodzinne wakacje będą wyglądać inaczej, niż dziś. Mniej kontrolowania, więcej luzu. I iż choćby jeżeli dzieci będą miały swoje słuchawki i swoje światy – to ciągle mogą chcieć być z nami. Choćby przez tę jedną godzinę dziennie.

Na razie cieszę się tym, iż moje dzieci nie chcą wyjść z basenu, dopóki nie zjadą ze wszystkich zjeżdżalni. Ale gdzieś w głowie zapisuję sobie te rady od doświadczonych mam nastolatków. Może za kilka lat wrócę do tego tekstu z uśmiechem i pomyślę: "O, to był dobry plan".

Idź do oryginalnego materiału