Babcia z dwudziestego trzeciego: opowieść o samotności i małym cudzie

twojacena.pl 3 tygodni temu

Babcia z dwudziestego trzeciego: historia, która opowiada o samotności i małym cudzie

Wiecie, dzieci, siedzę już w tym domu dla starszych i czasem myślę o tym, jak to było dawniej w moim życiu. Mieliśmy w naszej klatce taką babcię z dwudziestego trzeciego mieszkania. Ojej, nikt jej tam nie lubił. I nikt tak naprawdę nie wiedział, jak się nazywa ani jak ma na imię, ani po ojcu, ani nic. A szczerze mówiąc, nikomu choćby nie zależało.

Była taka mała, siwa, w grubych okularach, które zamiast oprawek oplatał brudny plaster. Chodziła cichutko, szurała nogami w starych, wytartych butach z dziurawymi czubkami. W rękach niosła zniszczoną siatkę, a u jej nóg dreptał mały piesek malutki, ale szczekał strasznie, jakby był ogromnym stróżem. Szczekał na każdego, kto podchodził do jej drzwi, a gości było sporo bo sąsiadów drażniły trzy rzeczy.

Pierwsza telewizor. Ojej, jak on huczał od rana do wieczora, i to na pełną głośność. Druga karaluchy, które pełzały z jej mieszkania w każdy zakamarek klatki. I trzeci ten stęchły, nieprzyjemny smród, który nie wietrzał się choćby w windzie i na schodach.

To wszystko doprowadzało ludzi do łez. Przychodzili, krzyczeli, pytali: Kiedy to się w końcu skończy? A babcia patrzyła na nich tym małym, przymrużonym wzrokiem, uśmiechała się jak dziecko i mówiła:
Zaraz, zaraz

I na chwilę uspokajało się. Ale nie na długo, bo wszystko powtarzało się od nowa.

A wiecie, jak miała na imię? Jadwiga Nowak. Miała już prawie osiemdziesiąt pięć lat. Rok temu ciężko zachorowała przeziębienie było tak silne, iż prawie ogłuchła. Chciała aparat słuchowy, ale pieniędzy brak, a kolejka długa. Emerytura marne grosze trzeba płacić za czynsz, leki, a jeszcze dla pieska Bąbla jej małego, jedynnego słoneczka.

Ten Bąbel to był prawdziwy przyjaciel! Zjawił się u niej wiele lat temu, gdy mąż zmarł, a dzieci i krewni no cóż, nie było nikogo. Jadwiga wracała ze sklepu w deszczu i zobaczyła na śmietniku maleńkie szczenię brudne, drżące, takie samotne. Chciała przejść obok, bo sama ledwo stała na nogach, ale ono poszło za nią. Tak już zostało, stało się dla niej całym światem.

To mieszkanie To mieszkanie było jak mini-składzik czarownicy: wszystko brudne, śmierdzące, a karaluchy biegały wkoło. Ale Jadwiga albo nie zauważała, albo nie chciała zauważyć. A sąsiadów coraz bardziej to wkurzało walka wydawała się beznadziejna.

Aż pewnego dnia pojawiła się Kasia nowa sąsiadka, rozwódka z dzieckiem. Z ulgą podpisała umowę najmu i początkowo nie zwracała uwagi na smród i karaluchy. Ale gdy wieczorem zobaczyła, jak po kuchennym stole biegają dwa karaluchy, aż się wzdrygnęła. I zaczęła walczyć z tym bałaganem.

Ale co interesujące sąsiadka z trzeciego piętra opowiedziała jej o Jadwidze Nowak. O całej tej historii z telewizorem, karaluchami i smrodem. Kasia współczuła babci, bo rozumiała, jak to jest być samotną. Postanowiła pomóc.

I zaczęło się nowe życie: Kasia z synem Bartkiem chodzili do babci, pomagali, kupowali jedzenie, bawili się z Bąblem. Babcia cieszyła się, iż nie jest sama, a Kasia i Bartek zyskali nową rodzinę.

Z czasem smród znikł, karaluchy też, a telewizor zaczął grać ciszej. Ale pojawiły się plotki iż Kasia chce przejąć mieszkanie. Ale jej to było obojętne liczyło się tylko to, iż mogła dać Jadwidze trochę ciepła.

Minął prawie rok. Pewnego dnia Jadwiga Nowak odeszła z tego świata. Pożegnali ją spokojnie, bez zbędnego hałasu, tak jak pewnie sama by chciała. Bąbel został z Kasią i Bartkiem teraz byli prawdziwą rodziną.

No więc, dzieci, życie bywa czasem ciężkie i niesprawiedliwe. Ale choćby w starości, u tych, o których zapomniano, może narodzić się mały cud gdy ktoś przyjdzie i przyniesie trochę ciepła i troski. To właśnie jest prawdziwe szczęście.

Idź do oryginalnego materiału