Bez ostrzeżenia… Po prostu przedstawił fakt: jak miłość stała się gorzkim rozczarowaniem

newskey24.com 2 dni temu

Nagle, bez słowa… Po prostu postawił mnie przed faktem: jak miłość zamieniła się w gorzkie rozczarowanie

Nazywam się Aniela. Mam dwadzieścia siedem lat. Jestem pewna siebie, piękna, z dobrą pracą i stabilnym zarobkiem. Miałam marzenia, proste i jasne: wyjść za mąż, urodzić dwoje dzieci i kiedyś usiąść za kierownicą własnego samochodu, kupionego za uczciwie zarobione pieniądze. Nie goniłam za bogactwem, chciałam tylko miłości i spokoju.

Rok temu poznałam Mikołaja. Wydawał się dojrzały, opiekuńczy, zrównoważony, z miękkim uśmiechem. Zakochałam się, jak chyba tylko raz w życiu. Zaczęliśmy się spotykać, a niedługo zaproponował, żebym się do niego wprowadziła do mieszkania w Poznaniu. Nie wahałam się.

Ale moi rodzice byli kategorycznie przeciw.

— Był już żonaty, Aniela! Nie potrafił utrzymać rodziny — czyli problem jest w nim — mówiła mama, patrząc na mnie z niepokojem.

Tata też nie krył niechęci. Ale uważałam, iż każdy ma prawo do drugiej szansy. I pojechałam. Przywiozłam walizki, ubrania, książki, trochę domowego ciepła. Wtedy choćby nie przypuszczałam, iż przekraczając próg jego mieszkania, przekraczam też granicę zaufania.

Przy kuchennym stole siedział siedmioletni chłopiec.

— To mój syn, Dominik. Będzie z nami mieszkał — oznajnieł spokojnie Mikołaj, jakby mówił o kociaku, a nie o człowieku, którego nie byłam gotowa nazywać pasierbem od pierwszego dnia.

Oniemiałam.

— Dlaczego nie powiedziałeś mi wcześniej? –––

— Co by to zmieniło? — wzruszył ramionami. — Jego matka wyjechała do nowego męża do Krakowa i dziecko teraz jej przeszkadza. Sami byśmy nie dali rady, jesteś w końcu dorosła…

Próbowałam się przekonać, iż dam radę. Zawsze lubiłam dzieci. Myślałam, iż nawiążemy kontakt, zaprzyjaźnimy się. Ale wszystko poszło nie tak.

Dominik okazał się drażliwy, kapryśny, źle wychowany. Przezywał mnie, wpadał w histerię, krzyczał, iż „źle gotuję” i iż „śmierdzi mnie obcymi perfumami”. Gdy tylko Mikołaj się do mnie zbliżył, chłopiec rzucał się w zazdrość i głośno domagał się uwagi.

Strasznie się męczyłam. Po pracy myłam podłogi, prałam, gotowałam, a potem jeszcze musiałam zajmować się dzieckiem, które mnie szczerze nienawidziło. Starałam się — proponowałam pomoc w lekcjach, wspólne zabawy, czytanie bajek. On odwracał się w milczeniu albo wołał ojca. Dla niego istniał tylko tata.

Gdy narzekałam Mikołajowi, machał ręką:

— Przyzwyczaj się, jesteś dorosła. Bądź twardsza. Nie chcesz — nie zwracaj uwagi. Dziecko, czego od niego chcesz?

Zgrzytałam zębami. Ale każdego wieczoru czułam, jak opadają mi ręce. Przestałam chcieć wracać do domu. Przestałam czuć się kochana.

I pewnego dnia nie wróciłam. Pojechałam do babci w Gdańsku. Po prostu wyłączyłam telefon i zniknęłam na cały dzień. Gdy następnego ranka zadzwoniłam do Mikołaja, był zimny. Próbowałam wyjaśnić:

— Mikołaj, musimy porozmawiać. Nie powiedziałeś mi, iż będziemy żyć we trójkę. Nie byłam na to gotowa. Nie umiem z Dominikiem znaleźć wspólnego języka. A ty mnie nie wspierasz…

— Wspierać? Jesteś dorosła! Nie poradziłaś sobie z dzieckiem — to twój problem. Nie zdałaś testu.

— Jakiego testu? — zaskoczyłam się.

— Na wytrzymałość! Uciekłaś. Więc nie jesteś dla mnie. Podobało ci się moje mieszkanie i moje pieniądze, nie ja. Jesteś egoistką!

— Ja egoistka?! To twoja była żona jest egoistką, skoro porzuciła wam syna! A ty choćby mnie nie uprzedziłeś! Nie byłam gotowa na rolę matki!

— Wynoś się — wyrecytował. — Zabieraj swoje graty i się wynoś.

W milczeniu spakowałam rzeczy. Łzy dusiłyWyszłam z jego mieszkania, zostawiając za sobą wszystko, co jeszcze wczoraj wydawało mi się początkiem szczęścia.

Idź do oryginalnego materiału