Bez powrotu: błąd nie do naprawienia

newsempire24.com 4 dni temu

Krzysztof stał przy oknie swego nowego mieszkania w podwarszawskim Józefowie i czuł, jakby powietrze na zewnątrz zgęstniało. Dusząc się we własnym życiu, patrzył na szare niebo i po raz pierwszy od dawna zrozumiał – drogi powrotnej już nie ma.

Miał kiedyś rodzinę. Ewa – żona, z którą przeżył piętnaście lat. Wierna, spokojna, gospodarna. Dwie córki, domowe ciepło, domek za miastem, rodzinny interes. Wszystko było adekwatne, stabilne… i aż boleśnie przewidywalne. Każdego ranka to samo. Rozmowy o codzienności, troski o kredyt i szkoły. Czuł, iż utknął we własnym domu jak w klatce, choćby i złotej.

Pewnego dnia do ich pracowni architektonicznej dołączyła nowa projektantka – Kinga. Młoda, przebojowa, pełna ognia. Śmiała się z jego żartów, patrzyła z uwielbieniem, mimochodem dotykała jego ramienia. W Krzysztofie budziło się coś dawno zapomnianego – dreszczyk emocji, zainteresowanie, wrażenie, iż znów jest młody. Zaczął później wracać do domu, zaniedbywać obowiązki. Ewa nie pytała, a on choćby był jej wdzięczny – mniej pytań, mniej wyrzutów.

Lecz to nie był przypadek. Kinga wiedziała, czego chce. A chciała Krzysztofa. Coraz częściej zostawali sami, spotykali się poza pracą, dzielili obiady, rozmowy, w końcu – łóżko. Sam nie zauważył, jak gwałtownie flirt przerodził się w coś poważnego. W końcu, nie mogąc znieść napięcia, spakował rzeczy i wyszedł.

Ewa przyjęła to w milczeniu. Bez awantur, bez scen. Tylko spojrzała mu w oczy i powiedziała:
– Zapamiętaj ten dzień, Krzysiu. Sam go wybrałeś.

Życie z Kingą początkowo wydawało się świętem. Była czuła, uśmiechnięta, namiętna. Czuł się potrzebny, ważny, pożądany. ale niedługo czar prysł. Kinga stała się wymagająca, rozdrażniona, zarzucała mu brak uwagi, iż mało zarabia, iż wieczory spędza przed laptopem. Wtedy po raz pierwszy zapragnął wrócić… tam, skąd odszedł.

Okazja nadarzyła się sama – Ewa zadzwoniła i poprosiła, by zawiózł córki na działkę na kilka dni. Zgodził się, mając nadzieję uciec choć na chwilę od nowego domu, który zaczynał go dusić. Z dziewczynkami spędził trzy dni. Śmiali się, piekli ciasta, jeździli na rowerach. Sam się zdziwił, jak proste i szczęśliwe to było. Wtedy pierwszy raz od dawna coś ścisnęło go w piersi – tosknota. Za tym, co tak lekkomyślnie stracił.

Zadzwonił do Ewy. Chciał porozmawiać. Wytłumaczyć się. Wrócić. Ona wysłuchała. W końcu odpowiedziała:
– Warunki są proste. Kończysz z Kingą. Wychodzisz. Zaczynasz od nowa. Ale wiedz – zaufania już nie będzie. To będzie nowe życie, nie stare.

Nie odpowiedział od razu. Wszystko wydawało się zbyt surowe. Zbyt ostateczne. A potem Kinga oznajmiła, iż jest w ciąży. Milczał. W końcu wydusił: „Zostanę ojcem…”

Radość mieszała się z paniką. Nie był pewien, czy ją kocha. Nie wiedział, czy to dziecko to zbawienie, czy wyrok. Czuł, iż to, co zbudowane na zdradzie, nie może być trwałe. Rozdzierały go dwa światy – córki i przyszły syn, Ewa i Kinga, przeszłość, którą zdradził, i teraźniejszość, która go przerażała.

Spotkali się z Ewą w parku. Wszystko jej wyznał, szczerze, bez lukru. Poprosił o wybaczenie. Długo milczała, aż w końcu powiedziała:
– Krzysiu, teraz już wiem. Zrobiło mi się lżej, wiesz? Ty będziesz miał syna. Ja – nowe życie. Powrotu nie ma. Nie dlatego, iż cię nienawidzę. Ale dlatego, iż kocham siebie.

Krzysztof wstał, spojrzał na nią. Silna, spokojna, dojrzała. Zupełnie inna. I nagle zrozumiał – wszystko stracił. Sam. Dobrowolnie. Teraz nie miał dokąd iść. Tylko przed siebie – drogą, którą sam wybrał. choćby jeżeli prowadzi donikąd.

Idź do oryginalnego materiału