— Ach, pani nigdy z niczego nie jest zadowolona! — wybuchnąłem w końcu, zwracając się do teściowej. Następnego dnia zemściła się w sposób najpodlejszy z możliwych.
Nazywam się Marek Kowalski. Teraz mieszkam w Poznaniu, mam za sobą drugie małżeństwo, wspaniałą rodzinę i małego synka. Jednak blizna po pierwszym związku wciąż boli — bo tam została moja córka. Została, i to nie z mojej woli.
Pierwszą żonę, Ewę, poznałem na drugim roku studiów. gwałtownie się zbliżyliśmy, chodziliśmy ze sobą kilka miesięcy. Wtedy zacząłem czuć, iż uczucia gasną, ale właśnie w tym momencie Ewa powiedziała mi, iż jest w ciąży. Byliśmy zbyt młodzi, od razu poczułem, iż wszystko idzie nie tak. Nie uciekłem jednak od odpowiedzialności — ożeniłem się. Rodzice Ewy podarowali nam na ślub kawalerkę w bloku, moi zaś sfinansowali wyjazd nad morze.
Po kilku miesiącach urodziła się nasza córka — Zosia. Pokochałem ją od pierwszego spojrzenia. ale prawdę mówiąc, w domu nie było harmonii. Największym problemem była właśnie moja teściowa, Barbara Nowak. Mieszkała w sąsiednim bloku i praktycznie nie wychodziła z naszego mieszkania. Ciągle krytykowała wszystko — jak trzymam dziecko, jak rozmawiam z żoną, ile zarabiam. Milczałem. Długo. Znosiłem to dla żony i córki.
Pewnego dnia wróciłem zmęczony z pracy, a w domu — kolejna awantura. Barbara znów była niezadowolona. Wtedy w końcu straciłem cierpliwość:
— Ile można?! Dlaczego pani nigdy z niczego nie jest zadowolona? Dlaczego ani razu w życiu się pani nie uśmiechnęła, nie powiedziała dobrego słowa?!
Milczała. Po prostu odwróciła się i wyszła. Pomyślałem — no, wreszcie. Może się zastanowi. Ale nie wiedziałem, iż nazajutrz czeka mnie prawdziwy koszmar.
Następnego dnia wróciłem do domu — i nie mogłem otworzyć drzwi. Klucz nie pasował. Obok stały dwie walizki z moimi rzeczami. Nie od razu zrozumiałem, co się dzieje. Pukałem, dzwoniłem, krzyczałem. Zza drzwi odezwała się teściowa:
— Zabieraj swoje rzeczy i wynoś się, gdzie chcesz. Żony i córki już więcej nie zobaczysz!
Myślałem, iż to żart. Ale to nie był żart. Ewa choćby nie wyszła. Tydzień później złożyła pozew o rozwód. Bez rozmowy. Bez szansy na wyjaśnienia. Zostałem z niczym — bez rodziny, bez słowa, bez mojej Zosi.
Minęły lata. Ożeniłem się po raz drugi. Moja obecna żona, Kinga, urodziła mi syna. Jestem szczęśliwy, kocham ich, cenię każdą chwilę razem. Ale serce wciąż boli za Zosią. Co miesiąc regularnie płacę alimenty. Ewa je przyjmuje, ale nie pozwala mi choćby zobaczyć córki. Ani zdjęcia, ani telefonu, ani jednego spotkania.
Dlaczego? Nie wiem. Nie zdradzałem. Nie biłem. Po prostu nie wytrzymałem i powiedziałem jej matce prawdę w oczy.
I za to — wymazano mnie z życia własnego dziecka.