Dlaczego teściowa różnicuje wnuki na ‘swoje’ i ‘obce’?

newsempire24.com 3 tygodni temu

Nie wiem, jak zacząć to wyznanie. Żyjemy pod jednym dachem, połączeni rodzinnymi więzami, a jednak zdaje się, iż stoimy po przeciwnych stronach barykady. Nie jesteśmy wrogami, ale i prawdziwej bliskości między nami nigdy nie będzie.

Mam na imię Kinga, i mam 29 lat. Razem z mężem mamy wspaniałego synka – Bartka, który ma trzy i pół roku. To radosny, dobry i niezwykle interesujący świata chłopaka. Zna już literki, zaczyna składać pierwsze słowa, pięknie rysuje, nie grymasi i sam sprząta zabawki. Jesteśmy z mężem z niego dumni. Ale jest jedno „ale”. Dla jego babci, mojej teściowej, Bartek jest jakby niewidzialny. Jakby w ogóle nie istniał.

Nie wiem, w czym zawiniłam. Może dlatego, iż jestem „tylko” żoną jej syna, a nie córką? Albo dlatego, iż mieszkamy u niej, bo na swoje mieszkanie nas nie stać, dopóki jestem na urlopie macierzyńskim?

Ona ma córkę – Magdę. I to jej rodzina jest dla teściowej wszystkim. Każdy krok wnuka od córki to wielkie wydarzenie, każde słowo – dowód geniuszu. To jej złote dziecko, skarb i światło jej życia. A mój syn? Dla niej jakby nie do końca wnuk.

Codziennie rano teściowa zbiera się jak do pracy i pędzi do Magdy. Tam spędza czas z wnukiem, wozi go na zajęcia, basen, angielski i inne aktywności. Tam piecze ciasta, gotuje zupy, ogląda z nim bajki i bawi się godzinami. Tam jest „babcią roku”. U nas – tylko zmęczona, obojętna kobieta, która ciągle krytykuje: źle ugotowałam, źle posprzątałam, źle zajmuję się dzieckiem.

Gotuję obiad, a potem dziwię się, gdy znikają pojemniki z zupą, dżemem czy kotletami. „To dla Magdy, ona jest zabiegana, nie ma czasu gotować”. A ja, wiadomo, tylko się lenię, bo „przecież i tak jestem w domu”.

Kiedy robię przetwory, krzywi się: „U Magdy były lepsze. Za dużo octu dodajesz”. A jednak słoiki zabiera. W końcu gdyby naprawdę nie smakowały, to by ich nie brała, prawda?

Ale najboleśniejsze jest jej podejście do dzieci. Bo mnie może nie lubić – poradzę sobie. Ale gdy chodzi o Bartka… Gdy obaj chłopcy są razem – mój syn i syn szwagierki – zaczyna się festiwal porównań. „Patrz, Staś już recytuje wierszyki! A Bartek czemu milczy?” – chociaż mój syn właśnie zaśpiewał piosenkę. „Staś sam je!” – choć Bartek od dawna je łyżką, samodzielnie i starannie. Wciąż słyszę: „A u Magdy to…”

Na Boże Narodzenie dała mojemu synowi tanią, plastikową zabawkę z budki za rogiem. A Stasiowi – drogą, zdalnie sterowaną. choćby opakowanie było trzy razy większe. Bartek oczywiście nie zauważył różnicy. Cieszył się swoim autkiem, jeździł nim po podłodze, szczęśliwy. A Staś rzucił prezent na kanapę i sięgnął po tablet. Jest przyzwyczajony, iż dostaje tylko najlepsze. Mój syn cieszy się z tego, co ma, bo nie jest rozpieszczony.

I tak codziennie chodzę po tym mieszkaniu, w którym mieszkamy tymczasowo, i gryzę wargi. Nie chcę awantur. Nie chcę robić scen mężowi – to dobry człowiek, kocha nas, stara się jak może. Ale jak wytłumaczyć jego matce, iż jej zachowanie rani nie tylko mnie, ale też naszego syna?

Dlaczego w niektórych rodzinach babcie kochają wnuki tak samo, a w innych dzielą je na „swoje” i „obce”? Przecież mój syn ma to samo nazwisko, tę samą krew. Jest jej wnukiem. Równie prawdziwym jak Staś. Dlaczego więc dla niego Bartek zawsze będzie „gorszy”?

Próbowałam rozmawiać. Delikatnie, bez oskarżeń. W odpowiedzi słyszę: „Nie muszę wszystkich kochać tak samo” albo „Sama mi nie jesteś córką, więc się nie wpychaj”. Każą mi się wstydzić, iż wnuka urodziłam jej synowi, a nie jej córce.

Moja mama mieszka daleko, w innym mieście. Gdy się jej zwierzałam, mówiła: „Córki są dla matek szczególne, córeczko”. Ale to mnie nie pociesza. Boli. Nie o siebie – o Bartka. Bo dzieci czują więcej, niż się wydaje. Już pyta, dlaczego babcia idzie do Stasia, a z nim nie chce się bawić.

Nie chcę, żeby w jego sercu została pustka – iż nie jest dość dobry, żeby go kochać. Nie chcę, by dorastał w przekonaniu, iż jest gorszy, iż na miłość nie zasługuje. Codziennie powtarzam mu, jak bardzo jest dla nas ważny. Przytulam mocno, głaszczę po głowie i szepczę: „Jesteś najwspanialszy. Nasz złoty chłopczyk”.

Ale ja chcę, żeby i babcia mu to powiedziała. Chociaż raz.

Powiedzcie, jak byście postąpili? Milczelibyście, żeby nie psuć atmosfery? Czy stanęlibyście w obronie swojego dziecka, choćby jeżeli to wywoła burzę? Potrzebuję wsparcia. Bo nie jestem z kamienia. A ból, który noszę w sobie, już trudno ukrywać.

Idź do oryginalnego materiału