Dzień dobry, kochanie.

newsempire24.com 3 tygodni temu

Dzień dobry, kochanie.

On, jak zwykle, obudził się minutę przed dzwonkiem budzika. To nawyk, który pozostał mu po wojsku. Przewrócił się z łóżka na podłogę i, nie otwierając oczu, zrobił kilka pompek. Krew zaczęła przyjemnie krążyć, odpędzając resztki snu.

Pójdę obudzić chłopaków, Len.

Chłopaki dziesięcioletni synowie-bliźniacy spali w sąsiednim pokoju. Dwie mniejsze kopie ojca, z identycznie uchylonymi ustami, jakby śnili ten sam sen.

Ogrzewanie w domu szwankowało całą noc, więc z porannym bieganiem postanowił nie ryzykować, nie budził ich wcześniej. Zauroczyły go już wyraźnie umięśnione sylwetki swoich chłopaków.

W ich wieku był ich całkowitym przeciwieństwem chudziutki, niezgrabny, przygarbiony. Nieśmiały, co rówieśnicy odbierali jako tchórzostwo. Nauka przychodziła mu łatwo, ale o wiele trudniej było znosić docinki kolegów. Nie potrafił się bronić; wiedział, iż jest słabszy. Na wuefie dawał z siebie wszystko, ale kpiące uwagi nauczyciela zabijały całą motywację. jeżeli chodzi o sekcje sportowe, mama była stanowcza:

Nie po to urodziłam inteligentnego żydowskiego chłopca, żeby teraz uczył się rozbijać nosy.

Nieśmiałość przeszkadzała mu i tu, więc marzenie o byciu silnym przegrało kolejną rundę. Zresztą mama rzadko okazywała charakter głównie otaczała go troską, czułością i ciepłem Od nadmiaru których uciekł prosto po szkole do wojska. Po dwóch latach wrócił jako wysportowany, obiecujący zawodnik. Delikatny i nieśmiały chłopiec stał się mocnym kandydatem na mistrza sportu w boksie. Ku rozpaczy matki, a euforii uczelni wychowania fizycznego, postanowił kontynuować karierę sportową.

Studia otworzyły nowe życie: częste zawody, akademik, nowi przyjaciele. Pojawił się też nowy problem dziewczyny. Mimo sukcesów w boksie, naturalna nieśmiałość nie zniknęła. Zaprosić na randkę, zagadać choćby w wieku dwudziestu lat było to dla niego równie trudne, co w wieku dziesięciu. Aż do dnia, gdy pojawiła się ona.

Ewa była wschodzącą gwiazdą uczelni. Mistrzynią w skokach do wody, smukłą, jasnowłosą pięknością o zielonych oczach. Mądra, uśmiechnięta, ale cicha, jakby nie z tego świata. Stąd przezwisko Kosmitka. Zaprzyjaźnili się od razu.

Było im łatwo ze sobą. Potrafili godzinami chodzić, nie mówiąc ani słowa. Kibicowali sobie na zawodach. A po pierwszym pocałunku od razu jej oświadczył.

Ślub kosmitów świętowali cały rok. Lubili ich za łagodność i otwartość.

Rok później Ewa wzięła urlop dziekański ciąża. On wieczorami zaczął jeździć na Dworzec Centralny, dorabiać jako tragarz. Dziwne, ale właśnie wtedy po raz pierwszy poczuł, iż jest silny. Nie przez ciężkie worki, ale przez myśl: on da radę. Utrzyma rodzinę, wychowa dzieci. Jest silny, a ona jest przy nim.

Ewa bardzo się denerwowała, ale lekarz uspokajał, iż ciąża przebiega dobrze, choćby żartował:

Mogę was zmartwić tylko jednym jeżeli nie lubicie dzieci, to będziecie mieć dwa razy gorzej, bo spodziewacie się bliźniaków.

Nocami razem marzyli jakimi będą ich dzieci, jakimi oni sami za lata, jaki dom kupią nad morzem Ale noc jest po to, by marzyć.

W przeddzień porodu złapała go za rękę i, patrząc w oczy, poprosiła:

Obiecaj mi, iż cokolwiek się stanie, nie zostawisz ich

Najpierw oniemiał. Chciał się obrazić, ale widząc jej wzrok, tylko skinął głową. Następnego dnia zaczęły się skurcze. Poród był długi i trudny. Prawie dobę była nieprzytomna, lekarze nie mogli znaleźć przyczyny krwotoku. Gdy w końcu się udało, było już za późno.

Nie pamięta, co działo się z nim tej nocy. Wszystko jak we mgle. Ocknął się nad ranem na Dworcu Centralnym, leżąc w kałuży. Miał straszne mdłości, bolała go głowa. Alkohol wciąż krążył w żyłach, ale jedna myśl go otrzeźwiła: tam na niego czekają dwaj synowie.

Skończył studia dobrze, ale na zawody już nie jeździł. Komitet sportowy przydzielił mu mieszkanie, do którego wprowadził się z chłopakami. Najpierw pomagała mu matka, potem synowie podrośli i żyli we trójkę. Prowadził kilka sekcji sportowych w CWKS, ale gdy chłopcy poszli do pierwszej klasy, zatrudnił się w ich szkole. Na Dworzec Centralny wciąż jeździł pensja wuefisty była niska. Tyle iż już nie nosił towarów, od kilku lat był brygadzistą.

Powoli wszystko się ułożyło, ale w sercu wciąż było ciężko: chciało się wygadać, a bez Ewy czuł się jak niemy.

Przez jakiś czas znajomi próbowali go ze

Idź do oryginalnego materiału