No słuchaj, muszę ci opowiedzieć, bo już nie daję rady. W małym miasteczku pod Łodzią, gdzie poranne mgły spowijają stare kamienice, moje życie w wieku 27 lat zamieniło się w niekończącą się służbę dla innych. Nazywam się Kinga, jestem żoną Krzysztofa, a za kilka miesięcy urodzimy dziecko. Ale mój delikatny świat w ciąży wali się pod naporem teściowej i jej rodziny, dla których jestem tylko darmową pomocą domową. Mieszkamy w trzypokojowym mieszkaniu należącym do babci Krzysztofa, i stało się to moim przekleństwem.
Miłość, która okazała się pułapką
Poznałam Krzysztofa, gdy miałam 23 lata. Był troskliwy, miał ciepły uśmiech i marzenia o rodzinie. Pobraliśmy się po roku, a ja byłam w siódmym niebie. Jego babcia, Stanisława, zaproponowała, żebyśmy zamieszkali w jej dużym mieszkaniu, dopóki nie stanę na nogach. Zgodziłam się, myśląc, iż to tymczasowe i iż będziemy budować własne życie. Ale zamiast przytulnego domu, wpadłam w pułapkę, gdzie moją rolą jest sprzątać, gotować i milczeć.
Mieszkanie jest przestronne, ale ciasno od ludzi. Stanisława mieszka z nami, a jej córka, ciotka Krzysztofa, Bożena, z dwójką dzieci przychodzi prawie codziennie. Uważają to mieszkanie za swoje, a mnie za część wyposażenia. Od pierwszego dnia teściowa dała mi do zrozumienia: „Kinga, jesteś młoda, to się krzątaj”. Myślałam, iż jeżeli się postaram, zasłużę na ich miłość, ale ich obojętność i wymagania rosną z każdym dniem.
Niewolnictwo między czterema ścianami
Moje życie to niekończący się cykl sprzątania i gotowania. Rano myję podłogi, bo Stanisława nie znosi kurzu. Potem robię śniadanie dla wszystkich: dla niej kaszę, dla Krzysztofa jajecznicę, a gdy przychodzi Bożena z dziećmi – jeszcze naleśniki albo kanapki. W ciągu dnia obieram warzywa, gotuję rosół, smażę kotlety, bo „goście” chcą jeść. Wieczorem góra naczyń i nowe polecenia: „Kinga, obierz ziemniaki na jutro”. Moja ciąża, moje mdłości, moje zmęczone nogi – nikogo to nie obchodzi.
Stanisława dowodzi jak generał: „Przesoliłaś zupę”, „Złe prasowanie firan”. Bożena dodaje: „Kinga, mogłabyś popilnować moich dzieci, jestem zajęta”. Jej dzieci, hałaśliwe i rozpieszczone, rozrzucają zabawki, brudzą kanapy, a ja sprzątam, bo „to przecież rodzina”. Krzysztof, zamiast mnie wspierać, mówi: „Mamo, nie kłóć się z babcią, ona jest starsza”. Jego słowa bolą jak zdrada. Czuję się jak niewolnica w domu, który nigdy nie będzie mój.
Ciąża pod ostrzałem
Jestem w szóstym miesiącu, a mój stan to nie tylko słowa. Mdłości mnie męczą, plecy bolą, a zmęczenie powala. Ale teściowa patrzy na mnie z dezaprobatą: „Za moich czasów kobiety rodziły w polu i pracowały do końca”. Bożena się śmieje: „Oj, Kinga, nie wymyślaj, ciąża to nie choroba”. Ich obojętność jest zabójcza. Boję się o dziecko – stres, brak snu, nieustanna praca nie pozostają bez konsekwencji. Wczoraj o mało nie upadłam, niosąc wiadro z wodą, ale nikt choćby nie zapytał, jak się czuję.
Próbowałam rozmawiać z Krzysztofem. Płakałam, gdy mówiłam: „Nie daję już rady, jestem w ciąży, to dla mnie trudne”. Przytulił mnie, ale odpowiedział: „Babcia dała nam mieszkanie, jeszcze wytrzymaj”. Wytrzymać? Jak długo? Nie chcę, żeby moje dziecko urodziło się w domu, gdzie jego matka jest służącą. Chcę spokoju, troski, a dostaję tylko pretensje i brudne garnki.
Ostatnia kropla
Wczoraj Stanisława rzuciła: „Kinga, powinnaś być wdzięczna, iż mieszkasz w moim mieszkaniu. Rób, co do ciebie należy, bo was wyrzucę”. Bożena dodała: „No właśnie, synowa powinna się starać, a nie marudzić”. Stałam, ściskając ścierkę, i czułam, iż coś we mnie pęka. Moje dziecko, moje życie, moje zdrowie – dla nich to nic nie znaczy. Krzysztof, jak zawsze, milczał, i to mnie dobiło. Nie chcę być ich sprzątaczką, ich kucharką, ich cieniem.
Zdecydowałam, iż odejdę. Zacznę oszczędzać, znajdę wynajmowane mieszkanie, choćby jeżeli to będzie pokój w akademiku. Nie mogę rodzić w tym piekle. Moja przyjaciółka Ania mówi: „Zabieraj Krzysztofa i uciekaj, póki czas”. Ale co, jeżeli on wybierze babcię, a nie mnie? Co, jeżeli zostanę sama z dzieckiem? Strach mnie paraliżuje, ale wiem: nie wytrzymam jeszcze kilku miesięcy tej niewoli.
Moje wołanie o pomoc
Ta historia to mój krzyk o prawo do bycia człowiekiem. Stanisława, Bożena, ich niekończące się żądania niszczą mnie. Krzysztof, którego kocham, stał się częścią tego systemu, a to łamie mi serce. Moje dziecko zasługuje na matkę, która się uśmiecha, a nie płacze nad zlewem. W wieku 27 lat chcę żyć, a nie walczyć o przetrwanie. Może ucieczka będzie trudna, ale zrobię to dla siebie i dla mojego dziecka.
Nie wiem, jak przekonać Krzysztofa, skąd wziąć siłę, by odejść. Ale jedno wiem na pewno: nie zostanę w tym domu, gdzie moja ciąża jest tylko przeszkodą. Niech Stanisława żyje w swoim mieszkaniu, a Bożena sobie znajdzie inną służącą. Jestem Kinga, i wybieram wolność, choćby jeżeli będzie to oznaczało złamane serce.