„Już mnie nie potrzebujesz”: Jak mąż odszedł od żony, gdy pozwolono jej zostać matką
Gdy Karolina wracała z pracy w piątkowy wieczór, choćby nie przypuszczała, iż ten dzień odmieni jej życie. Otworzywszy drzwi, jak zwykle zawołała:
— Kochanie, jestem w domu!
Cisza. W domu panowała nietypowa pustka.
— Dziwne… Powinien już być — pomyślała i skierowała się do sypialni.
Pchnęła drzwi — i zamarła jak posąg. Marek, jej mąż, stał przy łóżku i gorączkowo pakował swoje rzeczy do walizki.
— Marku… Co ty robisz? — wyszeptała, nie wierząc własnym oczom.
— Wychodzę — odpowiedział spokojnie, choćby na nią nie patrząc.
— Jak to wychodzisz? Dlaczego?! Co się stało?
— To przez twojego ojca — rzucił rozdrażniony.
— Mojego ojca? A on co ma do tego?
Karolina nie rozumiała — ani słów, ani sensu, ani tego, co w ogóle się działo. Tymczasem jej małżeństwo, w które włożyła tyle ciepła, miłości i cierpliwości, rozpadało się na jej oczach.
Poznali się, gdy Karolina miała dwadzieścia osiem lat. Marek był starszy o osiem lat — pewny siebie, przystojny, doświadczony. Wtedy wydawało jej się, iż spotkała prawdziwego mężczyznę. Rodzina, przyjaciele, wszyscy wokół powtarzali, iż pora wyjść za mąż. Czas ucieka, wiek, jak mówili, nie panieński. Karolina zaczęła patrzeć na każdego adoratora jak na przyszłego męża — i to odstraszało mężczyzn.
Ale z Marekiem było inaczej. Poznali się przez koleżankę w kawiarni, zagadali — i poszło. Był uprzejmy, uważny. A gdy dowiedział się, iż Karolina ma własne mieszkanie, nowe auto, dobrą posadę w urzędzie miasta i ojca-biznesmena — nagle stał się wyjątkowo troskliwy i czuły.
Rok później wzięli wystawne wesele. Wszystko opłacił jej ojciec. Marek nie protestował. Wręcz przeciwnie — z entuzjazmem przyjął posadę sprzedawcy w jednym ze sklepów teścia.
Początkowo życie wydawało się bajką: wyjazdy za granicę, kolacje, prezenty. Jednak jeden szczegół psował ten obraz: Marek nigdzie nie płacił. Za wszystko — Karolina. Na początku nie zwracała uwagi. Potem zaczęła prosić. W końcu — błagać.
— Dlaczego wszystko ciągnę ja sama? — skarżyła się przyjaciółce. — Chcę czuć się kobietą, delikatną, o którą się dba.
Ale Marek tylko się śmiał:
— Kochanie, nie bądź dziecinna. U nas wszystko w porządku. Nie przejmuj się takimi drobiazgami.
W pracy prawie nic nie robił, większość czasu spędzał w telefonie, a pieniądze, które zarabiał, odkładał na swoje konto. Karolina nie miała pojęcia.
Aż zachorowała. Poważnie. Miesiąc spędziła w szpitalu. Rodzice odwiedzali ją codziennie, Marek — sporadycznie. Gdy wróciła do domu, oniemiała: brud, nieumyte naczynia, podłoga zasypana śmieciami.
— W ogóle nie sprzątałeś?! — wykrzyknęła.
— A po co? To kobiece zajęcie — odparł leniwie.
— Ale byłam w szpitalu, Marku! I tak mam to wszystko sprzątać sama?!
— No, skoro już jesteś w domu, to sobie posprzątaj.
Karolina, ledwo trzymając się na nogach, wezwała firmę sprzątającą. Lekarz powiedział: rekonwalescencja potrwa co najmniej rok. O ciąży nie mogło być mowy.
Gdy po roku lekarze wreszcie pozwolili jej starać się o dziecko, z drżeniem serca powiedziała o tym mężowi.
— Wyobraź sobie? Już możemy… Możemy zacząć planować!
— No… Teraz jestem zajęty. Nie czas na to — burknął, wpatrzony w kontroler. Nowa konsola, kupiona za jej pieniądze, stała się teraz sensem jego życia.
Minęły tygodnie. Wciąż się wykręcał. Aż pewnego dnia oznajmił:
— Wiesz, Karolina… Odchodzę. I nie chcę z tobą dziecka.
— Co ty mówisz?!
— Nie kocham cię. I nigdy nie kochałem. Było mi z tobą wygodnie. Mieszkanie, pieniądze, samochód. Teraz mi to wszystko obrzydło. Zmęczyłaś mnie. Już mnie nie potrzebujesz.
— Marku, ty… Nie możesz tak. Widziałeś, jak się leczyłam, jak czekałam!..
— To twoje problemy. Nie mi”Lecz życie nauczyło ją, iż prawdziwe szczęście przychodzi wtedy, gdy przestajemy szukać go w niewłaściwych ludziach.”