„Już cię nie potrzebuję”: Jak mąż odszedł od żony, gdy pozwolono jej zostać matką
Gdy Karolina wracała z pracy w piątkowy wieczór, choćby przez myśl jej nie przeszło, iż ten dzień zmieni jej życie. Otworzyła drzwi i, jak zwykle, zawołała:
— Kochanie, jestem w domu!
Cisza. W domu panowała dziwna, nienaturalna cisza.
— Dziwne… Przecież powinien już być — pomyślała i ruszyła w stronę sypialni.
Pchnęła drzwi — i zastygła jak posąg. Wojtek, jej mąż, stał przy łóżku i nerwowo pakował swoje rzeczy do walizki.
— Wojtku… Co ty robisz? — wyszeptała, nie wierząc własnym oczom.
— Wyprowadzam się — odparł spokojnie, choćby na nią nie patrząc.
— Jak to „wyprowadzam się”? Dlaczego?! Co się stało?
— To wszystko przez twojego ojca — rzucił zirytowany.
— Mojego ojca? A cóż on ma do tego?
Karolina nie rozumiała ani słów, ani sensu, ani tego, co się w ogóle dzieje. A tymczasem jej małżeńskie życie, w które włożyła tyle ciepła, miłości i cierpliwości, rozpadało się na jej oczach.
Poznali się, gdy Karolina miała dwadzieścia osiem lat. Wojtek był starszy o osiem — pewny siebie, przystojny, doświadczony. Wtedy wydawało jej się, iż spotkała prawdziwego mężczyznę. Rodzina, przyjaciele, wszyscy wokół powtarzali, iż najwyższy czas za mąż. Zegar tyka, wiek niby nie wiek, ale trzeba się spieszyć. Karolina zaczęła patrzeć na każdego potencjalnego adoratora jak na przyszłego męża — i to mężczyzn przerażało.
Ale z Wojtkiem było inaczej. Poznali się przez koleżankę w kawiarni, zagadali — i poszło. Był uprzejmy, uważny. A gdy dowiedział się, iż Karolina ma własne mieszkanie, nowe auto, dobrą posadę w urzędzie miasta i ojca biznesmena — nagle stał się wyjątkowo troskliwy i czuły.
Rok później wyprawili huczne wesele. Wszystko opłacił jej ojciec. Wojtek nie protestował. Ba — z entuzjazmem przyjął posadę sprzedawcy w jednym ze sklepów teścia.
Życie małżeńskie początkowo przypominało bajkę: wyjazdy za granicę, kolacje, prezenty. Tylko jeden szczegół psował sielankę: Wojtek nigdzie nie płacił. Wszędzie — Karolina. Z początku nie zwracała na to uwagi. Potem zaczęła prosić. W końcu — błagać.
— Dlaczego wszystko ciągnę sama? — skarżyła się koleżance. — Chcę czuć się kobietą, delikatną, o którą dbają.
Ale Wojtek się tylko śmiał:
— Kochanie, nie bądź dziecinna. U nas wszystko gra. Nie przejmuj się takimi drobiazgami.
W pracy też prawie nic nie robił, większość czasu spędzał w telefonie, a pieniądze, które zarabiał, odkładał na swoje konto. Karolina niczego się nie domyślała.
Aż zachorowała. Poważnie. Na miesiąc trafiła do szpitala. Rodzice odwiedzali ją codziennie, Wojtek — sporadycznie. Gdy wróciła do domu, oniemiała: brud, nieumyte naczynia, podłoga zasypana śmieciami.
— W ogóle tu nie sprzątałeś?! — wykrzyknęła.
— A po co? To przecież babskie zajęcie — odparł leniwie.
— Ale ja byłam w SZPITALU, Wojtek! I tak mam to zrobić sama?!
— No, skoro już jesteś w domu, to posprzątaj.
Karolina, ledwo stojąc na nogach, zadzwoniła po firmę sprzątającą. Lekarz powiedział: rekonwalescencja potrwa co najmniej rok. O ciąży nie mogło być mowy.
Gdy po roku lekarze wreszcie pozwolili jej starać się o dziecko, z drżeniem serca powiedziała o tym mężowi.
— Wyobrażasz? Możemy już… Możemy zacząć planować!
— No… Teraz jestem zajęty. Nie pora na to — burknął, wbijając wzrok w ekran konsoli. Nowa playstation, kupiona za jej pieniądze, stała się sensem jego życia.
Minęły tygodnie. Wciąż odmawiał. Aż pewnego dnia rzucił:
— Wiesz, Karolina… Odchodzę. I dziecka z tobą nie chcę.
— Co ty wygadujesz?!
— Nie kocham cię. I nigdy nie kochałem. Po prostu było z tobą wygodnie. Mieszkanie, kasa, auto. Teraz mi się to znudziło. Zmęczyłaś mnie. Już cię nie potrzebuję.
— Wojtek, ty… nie możesz tak. Widziałeś, jak się leczyłam, jak czekałam!…
— Twoje problemy. Nie moje. Jestem wolny.
Trzasnął walizką, wrzucił do niej konsolę — i wyszedł.
Karolina nie jadła, nie spała, siedziała w mieszkaniu, wpatrując się w pustkę. Po trzech dniach przyjechali zaniepokojeni rodzice. Ojciec, widząc córkę w takim stanie, ledwo powstrzymał gniew.
Zabrali Karolinę do swojego domu za miastem. Wojtek został zwolniony jeszcze tego samego wieczoru. niedługo też, dzięki znajomościom, Robertowi Kowalskiemu udało się zablokować konto zięcia. Wszystkie jego „oszczędności” — przepadły.
Wojtek został z pustymi kieszeniami, bez pracy, bez dachu nad głową. Ledwo starczyło mu na wynajem pokoju. Co dalej — nie miał pojęcia.
A Karolina po kilku miesiącach znalazła nową pracę. Tam poznała mężczyznę o imieniu Marek. Nie był młody, ale był uczciwy, spokojny i od pierwszego wejrzenia obdarzył ją szacunkiem i życzliwością.
Pół roku później w jej życiu wydarzył się mały cud: dwie kreski na teście. Łzy, śmiech, telefon do rodziców — i nieskończona wdzięczność sobie, iż kiedyś odważyła się powiedzieć „dość”.