W piątkowe popołudnie, gdy Weronika wracała z pracy, nie przypuszczała, iż ten dzień odmieni jej życie na zawsze. Otwierając drzwi swojego mieszkania w Warszawie, jak zwykle zawołała:
— Kochanie, jestem w domu!
Cisza. W domu panowała dziwna, niespotykana pustka.
— Dziwne… Powinien już być… — pomyślała i skierowała się do sypialni.
Gdy pchnęła drzwi, zamarła w miejscu. Patryk, jej муж, stał przy łóżku i nerwowo pakował swoje rzeczy do walizki.
— Patryk… Co ty robisz? — szepnęła, nie wierząc własnym oczom.
— Wychodzę — odparł obojętnie, choćby na nią nie patrząc.
— Jak to wychodzisz? Dlaczego?! Co się stało?
— To przez twojego ojca — rzucił zirytowany.
— Mojego ojca? A on co ma do tego?!
Weronika nie rozumiała ani słów, ani sytuacji, ani tego, dlaczego jej małżeństwo, w które włożyła tyle miłości i wysiłku, rozpada się tu i teraz.
Poznali się, gdy miała dwadzieścia osiem lat. Patryk był starszy o osiem — pewny siebie, przystojny, doświadczony. Wtedy wydawało jej się, iż znalazła prawdziwego mężczyznę. Rodzina, przyjaciółki, wszyscy powtarzali, iż czas iść za mąż, iż zegar tyka. Weronika zaczęła patrzeć na każdego kandydata jak na przyszłego męża — i to mężczyzn odstraszało.
Ale z Patrykiem było inaczej. Spotkali się przypadkiem w kawiarni przez koleżankę z pracy, rozmawiali godzinami — i tak się zaczęło. Był uprzejmy, troskliwy. A gdy dowiedział się, iż Weronika ma własne mieszkanie na Mokotowie, nowe auto, dobrą posadę w miejskim urzędzie i ojca, który prowadził firmę — nagle stał się jeszcze bardziej czuły i opiekuńczy.
Rok później wzięli ślub. Wesele opłacił jej ojciec. Patryk nie protestował. Co więcej, z euforią przyjął posadę sprzedawcy w jednym ze sklepów teścia.
Życie małżeńskie z początku przypominało bajkę: wyjazdy za granicę, kolacje, prezenty. Tylko jeden szczegół psuł tę idyllę: Patryk nigdy nie płacił. Za wszystko zawsze odpowiadała Weronika. Z początku tego nie zauważała. Potem zaczęła prosić. W końcu — błagać.
— Dlaczego wszystko spoczywa na mnie? — zżymała się przed przyjaciółką. — Chcę czuć się kobietą, delikatną, o którą się dba.
Patryk tylko się śmiał:
— Kochanie, nie przesadzaj. Wszystko jest w porządku. To tylko drobiazgi.
W pracy prawie nic nie robił, większość czasu spędzał na telefonie, a pieniądze, które zarabiał, odkładał na swoje konto. Weronika o niczym nie wiedziała.
Aż zachorowała. Poważnie. Miesiąc w szpitalu. Rodzice odwiedzali ją codziennie. Patryk — sporadycznie. Gdy wróciła do domu, oniemiała: brud, sterta naczyń, śmieci na podłodze.
— Ty w ogóle tu nie sprzątałeś?! — wykrzyknęła.
— A po co? To kobiece zajęcie — odparł leniwie.
— Ale byłam w szpitalu, Patryk! I teraz mam to posprzątać sama?!
— No, jesteś już w domu. Więc możesz.
Osłabiona Weronika wezwała firmę sprzątającą. Lekarze mówili: rekonwalescencja potrwa co najmniej rok. O ciąży nie mogła choćby marzyć.
Gdy rok później w końcu dostała zgodę na starania o dziecko, z drżeniem serca powiedziała o tym mężowi.
— Wyobraź sobie… Możemy już spróbować!
— Hmm… Nie teraz. Nie mam głowy do tego — mruknął, wpatrzony w kontroler nowej konsoli, którą kupiła za własne pieniądze.
Minęły tygodnie. On wciąż się wymawiał. Aż pewnego dnia oznajmił:
— Wiesz co, Weronika… Odchodzę. I nie chcę z tobą dziecka.
— Co ty mówisz?!
— Nie kocham cię. Nigdy nie kochałem. Było mi z tobą wygodnie. Mieszkanie, pieniądze, samochód. Teraz mam dosyć. Zmęczyłaś mnie. Nie jesteś mi już potrzebna.
— Patryk, ty… nie możesz tak po prostu… Widziałeś, przez co przeszłam, jak czekałam!
— To twoje problemy. Ja jestem wolny.
Zamknął walizkę, wrzucił do niej konsolę — i wyszedł.
Weronika nie jadła, nie spała, siedziała w pustym mieszkaniu, wpatrzona w ścianę. Po trzech dniach przyjechali zaniepokojeni rodzice. Ojciec, widząc córkę w tym stanie, ledwo powstrzymał gniew.
Zabrali ją do swojego domu za miastem. Patryk został zwolniony jeszcze tego samego dnia. niedługo też, dzięki znajomościom jej ojca, jego konto bankowe zostało zablokowane. Wszystkie „oszczędności” — zniknęły.
Patryk został z pustymi kieszeniami, bez pracy, bez dachu nad głową. Ledwo starczyło mu na wynajem pokoju. Nie miał pojęcia, co dalej.
Weronika zaś po kilku miesiącach znalazła nową pracę. Tam poznała mężczyznę o imieniu Krzysztof. Nie był młody, ale był uczciwy, spokojny i od pierwszego wejrzenia okazywał jej szacunek i dobroć.
A pół roku później w jej życiu wydarzył się cud: dwie kreski na teście. Łzy, śmiech, telefon do rodziców — i głęboka wdzięczność się, iż tamtego dnia odważyła się powiedzieć „dość”.