Każdy dzień ze stresującą teściową: jak zamieniła moje życie w koszmar

newskey24.com 1 miesiąc temu

**Żaden dzień bez teściowej: jak obca kobieta zmieniła moje życie w koszmar**

Gdy pobraliśmy się z Dawidem, od razu zdecydowaliśmy, iż będziemy żyć sami. Wydawało mi się to rozsądne. On pracował jako inżynier w dobrej prywatnej firmie, a ja włożyłam swoją część ze sprzedaży mieszkania babci w kredyt. Marzyliśmy o spokoju, własnym kącie i założeniu rodziny. Któż by pomyślał, iż do tych ścian wprowadzi się także jego matka…

Nie mieszkała z nami fizycznie. Ale czułam jej obecność w każdym gniazdku, każdej szafce, każdej łyżce. Żadna decyzja, żaden zakup, żadne wydarzenie nie obyło się bez jej ingerencji – czy to przy wyborze czajnika, firanek, czy choćby zwykłej maty łazienkowej.

Wystarczyło wspomnieć, iż trzeba zmienić zasłony – a teściowa już stała w progu z teczkami, katalogami i gotowymi radami. Na święta układała scenariusze, jakbyśmy mieli występować w konkursie zespołów ludowych. Pewnego roku umówiliśmy się z przyjaciółmi na sylwestra w domku za miastem. Wszystko opłacone, zakupy zrobione, transport zamówiony. A ona urządziła przedstawienie, przed którym sam Wyspiański by stanął w pokłonie. Łzy, wyrzuty, lamenty: *„W taki wieczór – i zostawić matkę samą!”* W efekcie zostaliśmy w domu, straciliśmy pieniądze, a ona cały wieczór krytykowała artystów w telewizji, rozsiadła się w fotelu jak królowa.

Gdy w końcu zaszłam w ciążę, z Dawidem postanowiliśmy przerobić pokój gościnny na dziecięcy. Ledwo o tym wspomnieliśmy… Następnego ranka stała już w drzwiach z dwoma robotnikami i rulonami tapety pod pachą. Nie zdążyłam choćby słowa powiedzieć – zaczęli remont. Według jej planu. W jej kolorach. Jej wizja. A ja stałam z boku w swoim własnym domu i czułam się tam jak intruz.

Tysiąc razy mówiłam mężowi, iż jest mi ciężko. Że nie czuję się gospodynią. Że chcę sama wybierać – od tapet po gąbkę do naczyń. Ale w odpowiedzi słyszałam to samo: *„Mama tylko chce pomóc. Ma dobry gust. Robi to z miłości.”* A moja miłość? Moje pragnienia? Mój gust? Czy to wszystko nie ma znaczenia, bo nie urodziłam *„takiego wspaniałego syna”?*

I wreszcie apogeum. Przyszła i ogłosiła uroczyście: *„Ja i Dawid jedziemy na wakacje. Do Grecji. Muszę odpocząć, bo wszystko na mnie ciąży.”* Stałam z siódmomiesięcznym brzuchem i nie miałam słów. Ani jednego. Mąż tylko bąknął, iż nie może jej samej puścić. A ja powiedziałam wprost: jeżeli pojedzie z nią, może od razu zapomnieć, iż ma żonę.

Efekt? Wpadła do domu z krzykiem, iż jestem zazdrosna. Że ona urodziła i wychowała mi męża, a ja niewdzięcznica. Że nie mogę jechać, bo *„sobie brzuch wypchałam”*, a teraz przeszkadzam jej choć trochę odpocząć od *„tego niewdzięcznego życia”*. W ogóle, ona wszystko dla nas robi, a my…

Już nie wiem, co jest dobre, a co złe. Jestem zmęczona życiem we trójkę, gdy w małżeństwie powinni być tylko dwoje. Nie chcę wojny, ale godzić się z tym też nie da. Czuję, iż tracę samą siebie – jako kobietę, jako żonę, jako przyszłą matkę. Boję się, iż gdy urodzi się dziecko, ona będzie wybierać nie tylko pieluchy, ale i imię, szkołę, kolegów.

Dziewczyny, może macie radę, jak przetrwać obok takiej *„złotej”* teściowej? Czy to już przegrana sprawa i muszę się pogodzić, iż będzie ze mną do końca moich dni – jak cień, jak tło, jak głos z offu, zawsze głośniejszy od mojego?

Piszcie. Nie mam już siły z tym walczyć.

Idź do oryginalnego materiału