Mamo, dlaczego to zrobiłaś?

polregion.pl 1 tydzień temu

Mamo, jak mogłaś tak postąpić?

Do dziś nie mogę uwierzyć, iż ta rozmowa z mamą w ogóle się odbyła. Zadzwoniłem tylko, by się przywitać i zapytać, co u niej, a skończyło się na rodzinnej dramie, która wywróciła moje życie do góry nogami. „Mamo, serio? — niemal krzyczałem do słuchawki. — Ja jestem twoim jedynym synem, mam syna, twojego jedynego wnuka, którego choćby nie widziałaś, a ty przepisujesz mieszkanie na jakąś obcą kobietę? I jeszcze witasz się ze mną, jakby nigdy nic: 'Cześć synku, dawno nie dzwoniłeś’?” Mama milczała, a we mnie gotowała się uraza zmieszana z niedowierzaniem. Jak mogłaś?

Nazywam się Krzysztof Kowalski, mam trzydzieści pięć lat i jestem jedynym dzieckiem mojej matki, Haliny Marii. Nasze relacje zawsze były skomplikowane. Gdy byłem mały, pracowała na dwa etaty, żeby nas utrzymać, i jestem za to wdzięczny. Ale jej surowość i samodzielność tworzyły między nami mur. Kiedy ożeniłem się z Kingą i urodził się nasz syn Staś, miałem nadzieję, iż mama zbliży się do naszej rodziny. ale nigdy nie przyjechała poznać wnuka, tłumacząc się brakiem czasu i zdrowiem. Nie naciskałem, dzwoniłem co miesiąc, wysyłałem zdjęcia, ale słyszałem tylko: „Dobrze, synku, cieszę się”. A teraz dowiaduję się, iż podarowała swoje mieszkanie obcej kobiecie.

Wszystko zaczęło się, gdy ciocia Barbara, siostra mamy, poinformowała mnie, iż Halina przepisała mieszkanie. Myślałem, iż to pomyłka, ale ciocia była pewna: mama przekazała je kobiecie o imieniu Jolanta, która, jak mówiła, „pomaga jej w domu”. Byłem w szoku. Mama mieszka w małym mieście, w dwupokojowym mieszkaniu, które kupiła z ojcem w młodości. To nie tylko ściany — to część naszej historii, miejsce, gdzie dorastałem. A teraz należy do obcej osoby?

Natychmiast zadzwoniłem do mamy. Odpowiedziała spokojnie, jakby nic się nie stało. „Tak, Krzysiu, podarowałam mieszkanie Joli — powiedziała. — To dobra kobieta, pomaga mi, robi zakupy, sprząta. A ty jesteś daleko, masz swoje życie.” Nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Owszem, mieszkamy z Kingą trzy godziny drogi, ale zawsze oferowałem pomoc! Proponowałem przyjazd, opłacenie opiekunki, ale mama odwracała się: „Nie trzeba, dam radę.” A teraz nagle ja jestem „za daleko”, a jakaś Jolanta — jej oparciem?

Zapytałem, kim jest ta Jolanta. Okazało się, iż to sąsiadka, która od kilku lat pomaga mamie. Według niej, „jest jak córka” — gotuje, jeździ po lekarstwa, zabiera na działkę. Nie miałem nic przeciwko pomocy, ale mieszkanie? To nie paczka cukierków! Próbowałem wytłumaczyć, iż to niesprawiedliwe wobec mnie i Stasia. „Mamo, ja jestem twoim synem, Staś — wnukiem. choćby go nie znasz, a oddajesz wszystko obcej? Jak to możliwe?” Mama tylko westchnęła: „Krzysiu, i tak nie przyjeżdżasz, a ona jest blisko. To moja decyzja.”

Czułem, jak rośnie we mnie żal. Tak — nie odwiedzam jej co miesiąc. Mam pracę, kredyt, rodzinę. Ale zawsze myślałem, iż jesteśmy rodziną, iż myśli o naszej przyszłości. Staś ma dopiero cztery lata, a ja marzyłem, iż to mieszkanie kiedyś mu pomoże. Teraz należy do kogoś, kogo choćby nie znałem. Spytałem, czy nie boi się, iż ta kobieta ją wykorzysta. Odparła: „Wiem, co robię. Jolanta to dobry człowiek.”

Po rozmowie nie mogłem się uspokoić. Kinga zaproponowała, żeby pojechać do mamy. Wzięliśmy Stasia i pojechaliśmy. Mama przywitała nas ciepło, ale widziałem, iż jest spięta. Przy herbacie wróciłem do tematu. „Mamo, wytłumacz — prosiłem. — jeżeli potrzebujesz pomocy, mogę przyjeżdżać, wynająć kogoś. Ale po co oddawać mieszkanie?” Spojrzała na mnie zmęczona: „Krzysiu, nie chcę być ciężarem. Ona się mną zajmuje, a ty masz swoje sprawy. Chcę, żeby nikomu nie ciążyć.”

Te słowa zabolały bardziej, niż sądziłem. Naprawdę myślała, iż byłaby dla nas ciężarem? Próbowałem tłumaczyć, iż jesteśmy rodziną, iż Staś chce znać babcię, iż ja chcę być blisko. Mama tylko pokiwała głową. Zrozumiałem wtedy, iż czuje się samotna, a Jolanta wypełniła tę pustkę. Bolesna prawda, ale zacząłem widzieć jej perspektywę.

Wróciliśmy do domu. Nie wiem, co dalej. Prawnie darowizny nie cofnę — mama była przy zdrowych zmysłach. Ale nie potrafię zaakceptować, iż wybrała obcą osobę. Postanowiłem dzwonić częściej, przyjeżdżać, pokazywać Stasiowi babcię. Może z czasem zrozumie, iż jej rodzina jest tutaj. A Jolanta? Mam nadzieję, iż naprawdę się nią opiekuje. Ta sytuacja nauczyła mnie jednego: nie wolno odkładać bliskości na przyszłość. Życie jest zbyt krótkie, by tracić więzi z tymi, którzy są ważni.

Idź do oryginalnego materiału