Jesteś potworem, mamo! Tacy jak ty nie powinni mieć dzieci! krzyknęła, zamykając się w książkach. Pewnego wieczoru wybrała się z koleżankami do klubu, gdzie poznała Krzysztofa. Warszawiak, przystojny, rodzice wyjechali za granicę na roczny kontrakt. Zakochała się bez pamięci i gwałtownie zamieszkała z nim.
Żyli na wysokiej stopie, rodzice przysyłali pieniądze. Każdego dnia imprezowali albo na mieście, albo u siebie. Na początku Agnieszce podobało się takie życie. Ale zanim się obejrzała, wpadła w długi i zaległości, oblała zimową sesję. Groziło jej wyrzucenie z uczelni.
Obiecała się poprawić i poprawić egzaminy. Zamknęła się w nauce. Gdy przychodzili koledzy Krzysztofa, chowała się w łazience. Udało jej się zaliczyć rok, ale próbowała namówić chłopaka, by zwolnił. Był na ostatnim roku, tuż przed dyplomem.
Nie przesadzaj, Agnieszka. Żyje się tylko raz. Młodość gwałtownie mija. Kiedy mamy się bawić, jeżeli nie teraz? odparł beztrosko.
Wstydziła się przyznać matce, iż mieszka z nim bez ślubu. Gdy dzwoniła do domu, kłamała, iż już są małżeństwem, a wesele odbędą, gdy wrócą jego rodzice.
Pewnego dnia Agnieszce zrobiło się słabo na wykładzie. Zawroty głowy, mdłości. Ze zgrozą zrozumiała, iż jest w ciąży. Test potwierdził najgorsze.
Było jeszcze wcześnie, więc Krzysztof nalegał na aborcję. Pokłócili się jak nigdy, a on zniknął na dwa dni. Czekała w rozpaczy. Gdy wrócił, nie był sam. Przyprowadził pijaną blondynkę, ledwie stojącą na nogach. Agnieszka, wyczerpana, krzyknęła na niego i próbowała wyrzucić dziewczynę.
Ona nigdzie nie idzie. jeżeli ci się nie podoba, możesz wynosić się ty, histeryczko! wrzasnął, uderzając ją z całej siły.
Złapała kurtkę i uciekła. Piechotą dotarła do akademika. Z opuchniętą twarzą, rozmazanym tuszem i łzami zapukała do drzwi. Portierka ulitowała się i wpuściła ją.
Następnego dnia Krzysztof przyszedł, przepraszał, przysięgał, iż nigdy więcej jej nie tknie, błagał, by wróciła. Uwierzyła. Dla dziecka.
Ledwo skończyła pierwszy rok. Bała się jechać do domu. Co powie matce? Ale pozostanie w Warszawie też ją przerażało. Rodzice Krzysztofa mieli wrócić lada dzień, a ona, w ciąży, była nie do poznania.
Gdy wrócili i dowiedzieli się, iż Agnieszka jest ze wsi i ledwo przeszła do drugiego roku, ojciec Krzysztofa urządził jej ostrą rozmowę. Zaoferował pieniądze, by odeszła i zostawiła jego syna w spokoju.
Pomyśl, jaki on byłby ojcem? Tylko imprezy go obchodzą. A skąd wiesz, iż to jego dziecko? Weź te pieniądze i wracaj do siebie. Uwierz mi, to najlepsze wyjście.
Agnieszka poczuła się upokorzona. Krzysztof nie bronił jej, milczał. Odmówiła wzięcia pieniędzy, choć później żałowała. Spakowała walizki i wróciła do matki.
Gdy tylko zobaczyła ją z brzuchem w drzwiach, matka wszystko zrozumiała.
Więc wróciłaś sama? Jak widzę, nie wyszłaś za mąż. Ten warszawiak zabawił się i wyrzucił cię na bruk? Dał ci chociaż jakieś pieniądze? spytała, nie wpuszczając jej dalej niż próg.
Mamo, jak możesz? Nie chcę jego pieniędzy.
To po co tu przyszłaś? Ledwo mieściłyśmy się we dwie w tym mieszkaniu. Myślałam, iż masz szczęście, zamężna z warszawiakiem, żyjąca w luksusie. A ty wracasz w ciąży. Gdzie się teraz wszyscy pomieścimy? I z dzieckiem?
Wszyscy? Agnieszka zmieszała się.
Gdy byłaś w Warszawie, znalazłam sobie chłopaka. Jeszcze jestem młoda, też zasługuję na szczęście. Wychowałam cię sama, nigdy nie myślałam o sobie. Teraz chcę żyć. On jest młodszy. Nie chcę, żeby się na ciebie gapił.
To gdzie mam iść, mamo? Niedługo urodzę, szepnęła, powstrzymując łzy.
Wracaj do ojca dziecka. Niech cię utrzymuje.
Matka była nieugięta. Agnieszka nie widziała w jej oczach litości. Ich relacja i tak była chłodna, ale teraz czuła się jak obca.
Wzięła walizkę i wyszła. Usiadła na ławce i płakała. Gdzie miała iść? jeżeli choćby własna matka jej nie chciała, kto ją przygarnie? Myślała choćby o rzuceniu się pod samochód. Ale dziecko poruszyło się, jakby wyczuwało niebezpieczeństwo. Zabrakło jej odwagi.
Agnieszka? usłyszała znajomy głos. To była Kinga, dawna koleżanka ze szkoły. Widząc ją w ciąży i w łzach, zabrała ją do siebie.
Zostaniesz u mnie. Rodzice są na wsi do jesieni. Potem zobaczymy, co dalej.
Agnieszka zgodziła się. Nie miała wyboru.
Kinga pracowała w szpitalu i studiowała pielęgniarstwo. Dwa dni później wróciła podekscytowana: starsza pani w szpitalu potrzebowała opiekunki. Córka nie chciała jej zabrać do domu.
Nie powiedziałam, iż jesteś w ciąży. Chodź, to twoja szansa.
Agnieszka zawahała się. Jak miała opiekować się starszą kobietą i dzieckiem? Ale zgodziła się, zdesperowana o dach nad głową.
Córka pani, wyniosła kobieta, zgodziła się, ale bez zapłaty. Dostaniesz jej emeryturę na wydatki. Ale dom jest mój, nie licz, iż zostaniesz tu na zawsze.
Tak Agnieszka zamieszkała z panią Wandą, opiekując się nią i opowiadając swoją historię. Gdy urodziła małą Zosię, starsza pani choćby pomagała uspokoić dziecko.
Czas mijał. Zosia zaczęła chodzić, ale pani Wanda słabła i w końcu odeszła. Córka pojawiła się tylko na pogrzebie i kazała Agnieszce się wynosić.
Mówiłam, iż dom nie jest twój.
Pakując dokumenty zmarłej, odkryły testament: Agnieszka dostawała mieszkanie. Córka, wściekła, groziła sądem, ale sąsiedzi poświadczyli o oddaniu Agnieszki.
Z własnym domem Agnieszka pracowała i wychowała Zosię. Po latach matka wróciła, twierdząc, iż jest ciężko chora i sprzedała mieszkanie na leczenie. Agnieszka, z litości, przyjęła ją.
Aż pewnego dnia usłyszała ją przez telefon: Nie








