Z moją siostrą różni nas zaledwie rok. Dorastałyśmy w pięknym domu, który zbudowali nasi rodzice. Byłyśmy szczęśliwą rodziną. Gdy przyszła pora na studia, obie – ja i moja siostra Wiktoria – zdecydowałyśmy się zdawać na medycynę. Wyjechałyśmy razem do innego miasta i zamieszkałyśmy w akademiku. Zawsze byłyśmy blisko, ona była moją najlepszą przyjaciółką.
Czas mijał. Zaczęłam spotykać się z chłopakiem, Wiktorii się nie układało. Po roku wyszłam za mąż za Waldemara. Początkowo nie planowaliśmy dzieci – skupiliśmy się na pracy i karierze. Po pewnym czasie kupiliśmy większe mieszkanie i żyło nam się bardzo dobrze. Uznałam, iż to dobry moment na dziecko. Mąż był zachwycony.
Ale tuż po porodzie Waldemar zaczął coraz częściej znikać. Wieczne wyjazdy służbowe, spotkania, imprezy firmowe. Pojawiło się sporo „koleżanek z pracy”. Zapewniał mnie, iż nie ma się czym martwić, iż nie zdradziłby mnie nigdy. Wierzyłam mu… i, jak się okazało, zupełnie niepotrzebnie.
Kiedy nasz syn miał dwa lata, prawda wyszła na jaw. Waldemar miał romans. Ja wciąż byłam na urlopie macierzyńskim, opiekowałam się małym. Nie miałam choćby czasu myśleć o powrocie do pracy. Mąż coraz bardziej się oddalał. W końcu powiedział wprost, iż ani ja, ani nasz syn go nie obchodzimy. Nie miałam dokąd pójść.
I wtedy… na progu stanęła moja siostra – promienna, piękna, uśmiechnięta… i w ciąży.
– Kto jest ojcem? Wyszłaś za mąż? – zapytałam zaskoczona.
– Nie – zaśmiała się Wiktoria. – Ale twój dom bardzo mi się podoba. Pasowałabym tu jako gospodyni.
Zignorowałam to. Miałam ważniejsze sprawy – nasz synek był wtedy chory, leżał w szpitalu. Musiałam być z nim przez dwa tygodnie. W domu zostały zwierzęta, więc siostra zaproponowała, iż się nimi zajmie – „bo kontakt ze zwierzętami dobrze wpływa na kobietę w ciąży”.
Nie miałam nic przeciwko. Ale ani ona, ani mój mąż nie odwiedzili mnie ani razu w szpitalu. Było mi bardzo przykro.
Pewnego wieczoru postanowiłam skoczyć do domu po ciepłe ubrania dla syna. Weszłam po cichu. Otworzyłam drzwi, wspięłam się na piętro i weszłam do naszej sypialni…
Wiktoria siedziała na kanapie, a Waldemar – mój mąż, moja największa miłość – trzymał ją za rękę i mówił, jak bardzo cieszy się, iż będą mieli dziecko.
Minęły trzy lata. Mój syn idzie właśnie do pierwszej klasy. Mieszkamy w wynajętej kawalerce. Pracuję, radzimy sobie. Wiktoria i Waldemar mają córeczkę. Wygląda na to, iż są szczęśliwi.
I dobrze. Życzę im jak najlepiej. Ale tych dwoje ludzi na zawsze zniknęło z mojego życia. Trudno opisać, co czuje serce, kiedy zdradzają cię najbliżsi.