Dawne tajemnice przeszłości
– Leszku, nie spóźniaj się dziś, proszę – powiedziała Hanna, mieszając zupę na kuchence w ich mieszkaniu we Wrocławiu. – Nasza Kasia chce nam przedstawić Artura, swojego chłopaka!
Leon westchnął ciężko. Jego dziewczynka dorosła, ma już narzeczonego. Jak gwałtownie płynie czas! Artur okazał się sympatyczny: inteligentny, oczytany, z otwartym uśmiechem. Leonowi się spodobał, Hanna też była zadowolona. Kasia promieniała szczęściem – wszystko poszło idealnie. Ale pewnego dnia, spacerując po centrum handlowym w poszukiwaniu prezentu dla Hanny, Leon usłyszał głos, od którego zamarło mu serce.
Leon przez dwa lata prowadził podwójne życie. Z Wirginią poznał się przypadkiem, gdy ona lekko uderzyła w jego samochód na parkingu.
Rysa była niewielka, ale Wirginia tak szczerze przepraszała, iż namówiła go na kawę w pobliskiej kawiarni.
Leon się zgodził. W tej delikatnej, pełnej życia kobiecie było coś przyciągającego. Okazała się samotna, wesoła, z iskrą w oku. Rozmowa przeciągnęła się.
Zaczęli się spotykać u niej. Leon od razu przyznał, iż jest żonaty. Wirginii to nie przeszkodziło – zakochała się w tym postawnym, pewnym siebie mężczyźnie.
Z Hanną byli małżeństwem od siedmiu lat. Była ciepła, troskliwa, ich dom we Wrocławiu – przytulną przystanią. Oboje dobrze zarabiali, ale brak dzieci przyćmiewał ich szczęście. Lekarze rozkładali ręce: wszystko w porządku, ale cudu nie było.
Leon nie zamierzał odchodzić – był zadowolony z tego, co miał. Z Wirginią widywał się, gdy pozwalał grafik, starając się nie zaniedbywać Hanny. Może w ten sposób tłumił wyrzuty sumienia?
– Leszku, jestem w ciąży – zaskoczyła go Wirginia podczas jednego ze spotkań. – Czas wybierać: albo my, albo twoja żona. Mam dość niepewności.
Leon zaniemówił. Zawsze byli ostrożni, był spokojny. Dzieci „na boku” nie były w jego planach. Ale coś poszło nie tak.
– Jak to możliwe? – wykrztusił. – Przecież uważaliśmy.
– To nie jest pewna metoda – wzruszyła ramionami Wirginia.
– Chcę dzieci – powiedział. – Ale nie byłem gotowy na coś takiego. Daj mi czas, żeby przemyśleć.
Wracając do domu, postanowił: musi powiedzieć Hannie i się rozwieść. Tylko szczerość ma sens. Nie da się żyć z żoną, wiedząc, iż gdzieś rośnie jego dziecko. Nie miał już siły na ukrywanie i kłamstwa.
Leon wszedł do mieszkania z zimną determinacją. Ale Hanna powitała go z rozpromienioną twarzą.
– Leszku, co tak sterczysz? – zawołała. – Byłam u lekarza. Będziemy mieli dziecko! Wreszcie! Jestem taka szczęśliwa, choćby nie wiesz!
Jej euforia była zaraźliwa. Leon nie widział jej takiej od lat.
– Poważnie? To… cudownie – wyszeptał, maskując zamęt w głowie.
Nie kłamał – ta wiadomość go oszołomiła. Dwie ciąże w jeden dzień? Jak powiedzieć Hannie o Wirginii? Dlaczego wszystko w tak niefortunnym momencie?
Rankiem, budząc się, Leon zrozumiał: zostaje z Hanną. Z Wirginią będzie musiał zerwać. Życie na dwa domy, gdzie rosną jego dzieci, nie wchodziło w grę. Musiał ją przekonać, żeby nie dochowała dziecka.
Wieczorem był u niej. Siedzieli w kuchni, Wirginia nalewała aromatyczną herbatę.
– Wiuś, posłuchaj – zaczął. – Hanna wczoraj powiedziała, iż jest w ciąży. U nas latami nic, a tu nagle… Nie mogę jej zostawić. Ale pomogę ci finansowo z… zabiegiem. Jesteś młoda, znajdziesz dobrego mężczyznę, urodzisz mu. Nie jestem gotowy na dwie rodziny.
Wirginia wysłuchała w milczeniu, bez łez i wyrzutów.
– Rozumiem – powiedziała spokojnie. – Jutro się zapiszę. Nie chcę cię więcej widzieć. Bądź szczęśliwy z żoną. Wyjdź. I nie potrzebuję twoich pieniędzy.
Leon zaciął zęby. Ciężka sprawa. Wyszedł bez słowa, trzaskając drzwiami.
Minęło dwadzieścia dwa lata.
– Leszku, nie spóźniaj się dziś – przypomniała Hanna. – Kasia przyprowadzi Artura. Tyle o nim słyszałam, czas poznać. Tylko bez zbyt wielu pytań. Kasia jest zakochana, mam nadzieję, iż to dobry chłopak.
Leon się uśmiechnął. Jego Kasia już dorosła, z narzeczonym. Dla niego zawsze będzie tą malutką dziewczynką z warkoczykami. Pamiętał wszystko: jej pierwszy uśmiech, pierwsze kroki, pierwszy ząb. Te chwile wyryły się w serce.
Kasia urodziła się wątła. Hanna była wzorową matką, otaczając ją troską. Córka odziedziczyła po niej rysy – te same oczy, włosy, grację.
Leon odnalazł spokój. Miał wszystko: kochającą żonę, córkę, stabilne życie. O Wirginii prawie nie myślał, mając nadzieję, iż ułożyło jej się dobrze.
Spotkanie z Arturem przebiegło gładko. Chłopak studiował z Kasią, był bystry, oczytany. Mieszkał z rodzicami, ale marzył o własnym mieszkaniu. Leonowi się spodobał, Hanna też go zaakceptowała. Kasia promieniała – rodzice zaaprobowali jej wybór.
Pewnego dnia Leon kręcił się po centrum handlowym, szukając prezentu dla Hanny na urodziny. Nic go nie zainteresowało, więc postanowił coś przegryźć w kawiarni.
– Dzień dobry, panie Leonie – rozległ się znajomy głos. – Smacznego!
Leon odwrócił się i omal się nie zakrztusił. Przed nim stali Artur i… Wirginia.
Prawie się nie zmieniła, tylko trochę zaokrągliła.
– Poznajcie, to moja mama, Wirginia – powiedział Artur. – A to ojciec Kasi, mojej dziewczyny.
Wirginia niepewnie podała rękę.
– Miło poznać – wymamrotała.
– Wzajemnie – wydusił Leon.
– Mamo, odejdę na chwilę – powiedział Artur. – Kolega prosi o pomoc w wyborze kurtki. Spotkamy się za pół godziny przy samochodzie.
Artur odszedł. Wirginia usiadła naprzeciwko.
– Gratuluję, Leszku – szepnęła.
– To twój syn? Jesteś zamężna? – spytał, próbując to ogarnąć.
– Tak, mój syn. Zamężna. Nie wiedziałam, iż Kasia to twoja córka. Artur nie wymieniał jej nazwiska. Świat jest mały…
– Delikatnie mówiąc – westchnąłLeon westchnął głęboko, patrząc w oczy Wirginii, i powiedział: “Najważniejsze, iż nasze dzieci są szczęśliwe, a przeszłość niech pozostanie tam, gdzie jej miejsce – w przeszłości.