Coraz częściej nasz dom wstrząsany jest kłótniami – nie między mną a mężem, ale przez zięcia. Ten człowiek, którego moja córka wybrała na męża, okazał się skrajnie leniwy i nieodpowiedzialny. Od ponad roku nie pracuje – dorabia tu i ówdzie, a resztę czasu spędza w domu. Córka sama ciągnie całą rodzinę i wychowuje dwójkę maluchów, będąc na urlopie macierzyńskim. A on? On po prostu jest.
Córka oczywiście nie może pracować na pełen etat – młodsze bliźniaki wymagają ciągłej opieki. Zaproponowałam pomoc. Ale pod warunkiem. Tak, twardym i konkretnym: nie dam już ani grosza, dopóki nie rozwieje się z tym pasożytem. Bo pomagać jej to w pewnym sensie utrzymywać też jego. A ja nie zamierzam dłużej finansować czyjegoś lenistwa.
Od samego początku nie podobał mi się Krzysztof. Miałam nadzieję, iż to minie, iż się opamięta. Ale niestety – wzięli ślub. Młodość, miłość, złudzenia – zaćmiły jej rozum. A teraz my sprzątamy skutki.
Z mężem oddaliśmy im mieszkanie po babci. Wcześniej wynajmowaliśmy je lokatorom, a to był nasz jedyny dodatkowy dochód do emerytury. Ale młodzi nie mieli pieniędzy na wynajem, więc poszliśmy im na rękę. Prosiłam tylko – zróbcie remont, odświeżcie, żeby dzieciom było przytulnie.
Krzysztof i tu pokazał, kim jest:
– Ja się tym nie zajmę. Nie jestem majstrem, jestem humanistą. Niech robią ci, co za to biorą pieniądze. Trzeba wynająć fachowców.
A za jakie pieniądze, przepraszam? Nie zarobił choćby na śrubokręt. Jedyne, co potrafi, to filozofować i narzekać na pecha. Wieczorami nie może pracować, w weekendy „musi odpoczywać”. Przyzwyczaił się, iż wszystko mu się należy.
Kiedy otwarcie powiedziałam, iż jest nierobem, obraził się. „Pani jest wobec mnie niesprawiedliwa”. A córka? Zamiast choć trochę mnie wesprzeć, zaczęła mnie oskarżać:
– Przez ciebie znowu się pokłóciliśmy. Po co się wtrącasz?
Postanowiłam się odciąć. Ale od razu uprzedziłam: jeżeli wpadłaś w tarapaty – radź sobie sama. Nie przychodź później z wyciągniętą ręką. Ale gdy dowiedziałam się, iż jest w ciąży z drugim dzieckiem, a adekwatnie z bliźniakami – serce mi się ścisnęło. Myślałam, iż Krzysztof weźmie się w garść, ale nic z tego – zero reakcji. Wszystko musieliśmy robić my. My kończyliśmy remont, my szukaliśmy łóżeczek, a choćby woziłam ją do lekarza. On? Jak zawsze na kanapie, z laptopem.
Kinga choć starała się ze wszystkich siły, było widać, iż zaczyna rozumieć, kogo wybrała. Razem, choć z trudem, przygotowaliśmy mieszkanie. Wszystko własnymi rękami. On oczywiście potem coś kupił na wyprzedaży, ale to żadne usprawiedliwienie. Gdy masz na głowie rodzinę, musisz być mężczyzną. A on jest tylko lokatorem w domu, gdzie wszystko robią inni.
Później dowiedzieliśmy się, jak w ogóle wiążą koniec z końcem – wzięli kartę kredytową. Ani słowa nam nie powiedzieli. Ukrywali to. A potem – telefon:
– Mamo, nie dajemy rady. Pomóż…
Byłam wściekła.
– Kinga! Urodziłaś dzieci człowiekowi, który choćby żarówki nie potrafi wkręcić! Jak chciałaś to wszystko ciągnąć sama?
– Mamy tylko tymczasowe problemy…
– Jakie problemy?! Masz mieszkanie, masz rodziców, którzy wszystko za was dźwigają. A on choćby pracy znaleźć nie potrafi – to pensja za mała, to za daleko dojazd, to grafik nie pasuje!
– Mamo, ty nie rozumiesz… On szuka! Po prostu nie chce pracować za grosze!
– A my żyjemy za te grosze! Ty, twoje dzieci, on – wszyst– Dlatego powiedziałam dość – póki się nie rozwiedziesz, nie dostaniesz ode mnie ani złotówki.