Niespodzianka… Po prostu postawił mnie przed faktem dokonanym: jak miłość zamieniła się w gorzkie rozczarowanie
Nazywam się Kinga. Mam dwadzieścia siedem lat. Jestem pewna siebie, atrakcyjna, z dobrą pracą i stabilnymi zarobkami. Miałam marzenia, proste i jasne: wyjść za mąż, urodzić dwoje dzieci i kiedyś usiąść za kierownicą własnego samochodu, kupionego za uczciwie zarobione pieniądze. Nie goniłam za bogactwem, chciałam tylko miłości i spokoju.
Rok temu poznałam Wojtka. Wydawał się dojrzały, opiekuńczy, zrównoważony i z łagodnym uśmiechem. Zakochałam się, tak jak chyba zakochuje się tylko raz w życiu. Zaczęliśmy się spotykać, a niedługo zaproponował, żebym się do niego wprowadziła, do jego mieszkania w Poznaniu. Nie zastanawiałam się długo.
Ale moi rodzice byli kategorycznie przeciw.
— On już był żonaty, Kinga! Nie potrafił utrzymać związku — to znaczy, iż problem jest w nim — mówiła mama, patrząc na mnie z niepokojem.
Tata też nie ukrywał niechęci. Ale ja wierzyłam, iż każdy zasługuje na drugą szansę. I pojechałam. Przywiozłam walizki, ubrania, książki, trochę domowego ciepła. Wtedy choćby nie przypuszczałam, iż przekraczając próg jego mieszkania, przekraczam też granicę zaufania.
W kuchni przy stole siedział chłopiec około siedmiu lat.
— To mój syn, Kacper. Będzie z nami mieszkał — oznajmił Wojtek spokojnie, jakby mówił o kociaku, a nie o dziecku, do którego nie byłam gotowa zostać macochą od pierwszego dnia.
Oniemiałam.
— Dlaczego nie powiedziałeś mi o tym wcześniej?
— A co by to zmieniło? — wzruszył ramionami. — Jego matka wyjechała do nowego męża do Krakowa, a dziecko teraz jej przeszkadza. Sami sobie nie poradzimy, a ty jesteś dorosłą kobietą…
Próbowałam się przekonać, iż dam radę. Zawsze lubiłam dzieci. Myślałam, iż nawiążemy kontakt, zaprzyjaźnimy się. Ale wszystko poszło nie tak.
Kacper okazał się nerwowy, kapryśny i źle wychowany. Przezywał mnie, rzucał awanturami, krzyczał, iż „źle gotuję” i iż „śmierdzi mi obcym zapachem”. Gdy tylko Wojtek się do mnie zbliżał, chłopiec zaczynał zazdrościć i domagać się głośno uwagi.
Byłam strasznie zmęczona. Po pracy myłam podłogi, prałam, gotowałam, a potem jeszcze musiałam zajmować się dzieckiem, które mnie otwarcie nienawidziło. Starałam się — proponowałam pomoc w lekcjach, wspólną zabawę, czytanie bajek. On odwracał się w milczeniu lub wołał ojca. Tylko jego tata dla niego istniał.
Kiedy narzekałam Wojtkowi, mówił tylko:
— Przyzwyczaj się, jesteś dorosła. Bądź twardsza. Nie chcesz — nie zwracaj uwagi. Dziecko, czego od niego wymagasz?
Zaciskałam zęby. Ale każdego wieczoru czułam, jak opadają mi ręce. Przestałam chcieć wracać do domu. Przestałam czuć się kochana.
I pewnego dnia nie pojechałam do domu. Pojechałam do babci w Gdańsku. Po prostu wyłączyłam telefon i zniknęłam na cały dzień. Gdy następnego ranka zadzwoniłam do Wojtka, był zimny. Próbowałam wytłumaczyć:
— Wojtek, musimy porozmawiać. Nie uprzedziłeś mnie, iż będziemy mieszkać we trójkę. Nie byłam na to gotowa. Nie potrafię znaleźć wspólnego języka z Kacprem. A ty mnie nie wspierasz…
— Wspierać? Jesteś dorosła! Nie dałaś rady z dzieckiem — to twój problem. Nie zdałaś testu.
— Jakiego testu? — zmieszałam się.
— Na wytrzymałość! Uciekłaś. Więc nie jesteś dla mnie. Podobało ci się moje mieszkanie i moje pieniądze, a nie ja. Jesteś egoistką!
— Ja egoistka?! To twoja była żona jest egoistką, skoro zostawiła wam syna! A ty choćby mnie nie uprzedziłeś! Nie byłam gotowa na bycie matką!
— Wynoś się — powiedział ostro. — Zabieraj swoje rzeczy i wynoś się.
W milczeniu spakowałam swoje rzeczy. Łzy dusiły mnie, ale się trzymałam. Wyszłam z jego mieszkania i zostawiłam za sobą wszystko, co jeszcze wczoraj wydawało się początkiem nowego życia.
I wiecie co? Nie żałuję. Zrozumiałam, iż nie muszę nikomu udowadniać swojej wartości, a już na pewno nie komuś, kto z miłości zrobił eksperyment.
Nadal wierzę w rodzinę, ale teraz wiem na pewno: nie pozwolę już nikomu w tajemnicy zmieniać mojego życia. Mężczyzna z dzieckiem — to nie wyrok. Ale mężczyzna, który ukrywa prawdę — na pewno nie jest dla mnie.