Nie uprzedził… Po prostu postawił przed faktem: jak miłość stała się gorzkim rozczarowaniem

newskey24.com 2 dni temu

Nie uprzedził… Po prostu postawił mnie przed faktem: jak miłość zamieniła się w gorzkie rozczarowanie

Mam na imię Kasia. Mam dwadzieścia siedem lat. Jestem pewna siebie, atrakcyjna, z dobrą pracą i stabilnym zarobkiem. Miałam marzenia – proste i jasne: wyjść za mąż, urodzić dwoje dzieci i kiedyś usiąść za kierownicą własnego samochodu, kupionego za uczciwie zarobione pieniądze. Nie goniłam za bogactwem, chciałam tylko miłości i spokoju.

Rok temu poznałam Marcina. Wydawał się dojrzały, godny zaufania, zrównoważony i z łagodnym uśmiechem. Zakochałam się, pewnie tak, jak kocha się tylko raz w życiu. Zaczęliśmy się spotykać, i niedługo zaproponował, żebym się do niego wprowadziła – do jego mieszkania w Łodzi. Nie zastanawiałam się długo.

Ale moi rodzice byli absolutnie przeciw.

„Był już żonaty, Kasia! Skoro nie potrafił utrzymać rodziny, to problem tkwi w nim” – mówiła mama, patrząc na mnie z niepokojem.

Tata też nie krył niechęci. Ale ja uważałam, iż każdy zasługuje na drugą szansę. I pojechałam. Zabrałam walizki, ubrania, książki, odrobinę domowego ciepła. Wtedy choćby nie podejrzewałam, iż przekraczając próg tego mieszkania, przekraczam też granicę zaufania.

Przy kuchennym stole siedział siedmioletni chłopiec.

„To mój syn, Kacper. Będzie z nami mieszkał” – oznajmił Marcin spokojnie, jakby mówił o kociaku, a nie o człowieku, dla którego nie byłam gotowa zostać macochą od pierwszego dnia.

Oniemiałam.

„Dlaczego nie powiedziałeś mi tego wcześniej?”

„Co by to zmieniło?” – wzruszył ramionami. – „Jego matka wyjechała do nowego męża do Krakowa, a dziecko teraz jej przeszkadza. Sami nie damy rady, jesteś przecież dorosłą kobietą…”

Próbowałam się przekonać, iż sobie poradzę. Zawsze lubiłam dzieci. Myślałam, iż znajdziemy wspólny język, zaprzyjaźnimy się. Ale wszystko poszło nie tak.

Kacper okazał się nerwowy, kapryśny i źle wychowany. Przezywał mnie, urządzał sceny, krzczał, iż „źle gotuję” i iż „śmierdzi mi obcy zapach”. Gdy tylko Marcin się do mnie zbliżył, chłopiec wpadał w zazdrość i domagał się uwagi.

Byłam strasznie zmęczona. Po pracy myłam podłogi, prałam, gotowałam, a potem jeszcze musiałam zajmować się dzieckiem, które mnie po prostu nienawidziło. Starałam się – pomagałam mu w lekcjach, proponowałam wspólne zabawy, czytanie bajek. Odwracał się w milczeniu albo wołał ojca. Dla niego liczył się tylko tata.

Kiedy narzekałam Marcinowi, machnął ręką:

„No przyzwyczaj się, jesteś dorosła. Bądź twardsza. Nie chcesz – nie zwracaj uwagi. Dziecko, czego się spodziewasz?”

Zaciskałam zęby. Ale każdego wieczoru czułam, jak opadają mi ręce. Przestałam chcieć wracać do domu. Przestałam czuć się kochana.

Aż pewnego dnia nie pojechałam do domu. Pojechałam do babci do Poznania. Po prostu wyłączyłam telefon i zniknęłam na dobę. Kiedy następnego ranka zadzwoniłam do Marcina, był zimny. Próbowałam wyjaśnić:

„Marcinu, musimy porozmawiać. Nie uprzedziłeś mnie, iż będziemy mieszkać we troje. Nie byłam na to gotowa. Nie potrafię dogadać się z Kacprem. A ty mnie nie wspierasz…”

„Wspierać? Jesteś dorosła! Nie poradziłaś sobie z dzieckiem – twój problem. Nie zdałaś testu.”

„Jakiego testu?” – spanikowałam.

„Na wytrzymałość! Uciekłaś. Znaczy, nie jesteś dla mnie. Podobało ci się moje mieszkanie i moje pieniądze, nie ja. Jesteś egoistką!”

„Ja egoistka?! To twoja była żon„To ty jesteś egoistą, bo ukryłeś przede mną prawdę, a teraz wymagasz, żebym za ciebie sprzątała życie.”

Idź do oryginalnego materiału