Niespodzewanie zaprosił swoją matkę, żeby zobaczyła wnuczkę — i wtedy zaczęło się piekło
Nazywam się Krzysztof Kowalski. Jestem zwykłym facetem, który niestety znalazł się między młotem a kowadłem: między ukochaną żoną a własną matką. To, co wydarzyło się po narodzinach naszej córeczki, wywróciło moje życie do góry nogami i postawiło pod znakiem zapytania nasze małżeństwo. Szczerzy mówiąc, nie wiem, jak teraz to naprawić.
Moja mama to trudna kobieta. Nigdy nie potrafiła zachowywać się w cudzym domu, nie rozumiała granic i zawsze uważała, iż ma prawo ingerować w moje życie. Dlaczego? Bo jestem jej ukochanym synkiem. Jedynym. Najlepszym. A więc wszystko, co dotyczy mnie, dotyczy też jej. I nikomu innemu nie pozwoli przejąć kontroli. choćby mojej żonie.
Żonę mam na imię Weronika. Jesteśmy razem od pięciu lat i bardzo ją kocham. Jest mądra, spokojna, uparta, ale sprawiedliwa. Kiedy zaczynaliśmy się spotykać, mama przyjęła to z wielką niechęcią. Drażniło jej w Weronice dosłownie wszystko: sposób mówienia, gotowanie, choćby jej śmiech. Zrzucałem to na zwykłą zazdrość, bo mama zawsze uważała, iż nikt nie zatroszczy się o mnie lepiej niż ona. I pewnie właśnie to stało się zalążkiem naszych rodzinnych problemów.
Trzy tygodnie temu Weronika urodziła naszą córeczkę — długo wyczekiwane maleństwo. Poród był trudny, a żona długo dochodziła do siebie. Gdy mama dowiedziała się, iż zaczęła się akcija porodowa, wpadła w histerię: żądała, żeby być na sali. Oczywiście, Weronika się na to nie zgodziła — nie chciała tam choćby swojej własnej matki, a co dopiero mojej.
Kiedy mama nie dostała się na poród, urządziła scenę w szpitalnym holu. Krzyczała, płakała, oskarżała wszystkich, iż odbierają jej prawo do bycia babcią.
Po wyjściu ze szpitala Weronika, mimo wszystko, pozwoliła moim rodzicom przyjść i zobaczyć wnuczkę. Postawiła jednak jedno warunek — żeby moja matka trzymała język za zębami. I mama obiecała, iż będzie grzeczna. Ale zaledwie przekroczyła próg naszego domu, wszystko poszło na opak.
— Co to za brud w całym domu? Żyjecie jak w chlewie? — zaczęła. — Nie wstyd ci, Weronika? Jesteś teraz matką! Mogłaś chociaż podłogi umyć przed przyjściem gości.
Weronika długo milczała, po czym spokojnie, ale stanowczo powiedziała:
— Nie przychodź już więcej do nas. I zapomnij tę drogę.
Potem wszyscy krewni — i moi, i Weroniki — odwiedzili nas. choćby mój ojciec. Tylko moja matka się nie pokazała. Weronika wcale za nią nie tęskniła. Byliśmy w domu, żyliśmy w swoim małym, spokojnym świecie.
Ale pewnego dnia Weronika pojechała do lekarza, a ja zostałem z córeczką. Żal mi się zrobiło mamy, pomyślałem, iż tak bardzo chce zobaczyć wnuczkę. Co może się stać w dwie godziny? Więc ją zaprosiłem.
Mama przybiegła natychmiast. Uprzedziłem: masz dokładnie dwie godziny. Oczywiście, zignorowała to. Po dwóch i pół godzinach Weronika wróciła i zastała teściową, która spokojnie kołysała nasze dziecko.
To, co wydarzyło się później, najlepiej by się nigdy nie zdarzyło.
Weronika wpadła w szał. Krzyczała, płakała, drżrękami wyrwała dziecko z ramion mojej matki i krzyknęła, żebyśmy natychmiast wyszli.