Odeszła, a on zdał sobie sprawę zbyt późno, iż była jego jedyną prawdziwą miłością.

twojacena.pl 2 tygodni temu

Odeszła, a on zbyt późno zrozumiał, iż była jego jedyną prawdziwą miłością.

Marcin siedział w samochodzie, wpatrując się w wejście do restauracji. Jego dłonie drżały, ale tego nie zauważał. W uszach dudnił mu przytłumiony szum, znak ogromnego napięcia. Tego wieczoru odbywało się spotkanie absolwentów. Dwadzieścia lat minęło od ukończenia liceum. Dwadzieścia lat, odkąd sam zniszczył to, co mogło być jego szczęściem.

Wtedy, dawno temu, podejrzewał, iż Elżbieta go zdradza. Zdjęcie z nowym adoratorem, jak wówczas myślał, ścisnęło mu żołądek. Ona nie próbowała się tłumaczyć. Milczała. On krzyczał, oskarżał, wyrzucał z siebie wszystko, co przez lata w nim narastało. A ona odeszła. Bez krzyku. Bez słów.

Pół roku później ożenił się z Katarzyną. Z rozpaczy. Chciał udowodnić Elżbiecie, iż potrafi być szczęśliwy bez niej. Ale szczęście nie przyszło. Małżeństwo było płaskie, napięte jak struna. Wszystko wydawało się idealne: żona, dziecko, praca. Tylko jego serce pozostawało głuche.

A teraz miał ją znowu zobaczyć. Elżbietę. Tę jedyną. Tę, którą naprawdę kochał.

Wszedł do sali i natychmiast ją wyczuł. Nie, nie zobaczył jej od razu poczuł. Jej energię, jej lekki śmiech. Wciąż była nieodparta: sukienka w kwiaty, loki opadające na ramiona, to pewne spojrzenie. I nagle wszystko wróciło. Jak dawniej.

Elżbieto zawołał, gdy wyszła, by odebrać telefon.

Tak, Marcinie? jej głos był spokojny, niemal drwiący.

Chcę wiedzieć wszystko. Jak żyłaś beze mnie?

Na pewno chcesz to usłyszeć? w jej głosie nie było bólu, tylko głębokie zmęczenie, wypalone przez lata.

Nie umiem bez ciebie żyć. Bez nas

Nie ma już *nas*, Marcinie. Od dawna.

A nasze dziecko? rzucił nagle.

Zbladła. Zamknęła oczy. Potem odezwała się cicho, ale stanowczo:

Mówisz o tym dziecku, które straciłam po twoich oskarżeniach? Tym, którego nie mogłam uratować, bo płakałam zbyt mocno? Tak, byłam w ciąży. Ale ty powiedziałeś, iż nie jesteś jego ojcem. Uwierzyłeś tamtemu zdjęciu. Nie mnie. Nie swojemu sercu. Uwierzyłeś Katarzynie.

Opuścił głowę. Tego dnia zniszczył wszystko.

Przetrwałam, Marcinie. Złamana, spalona. Ale przetrwałam. Odeszłam. Zaczęłam od nowa. Pewien mężczyzna mi pomógł człowiek, który zobaczył we mnie tylko mnie. Nie moje błędy, nie moją winę, nie przeszłość. Teraz mamy dwoje adoptowanych dzieci. Są moje od pierwszego dnia. I jestem szczęśliwa.

Przepraszam

Po co? Za to, iż mnie zniszczyłeś? Wybaczyłam ci. Sobie zajęło to dłużej. Ale teraz nie jestem już tą, którą znałeś. Nie należę do ciebie. Zbyt późno zrozumiałeś, co straciłeś.

Odwróciła się na pięcie i odeszła. Lekkim krokiem, z wyprostowanymi plecami, pełna pewności siebie. Wszystko, czego nie potrafił ochronić dawniej.

A on został tam, nieruchomy, wśród ciszy samochodów, z sercem w kawałkach, z jedną pewnością: nie da się cofnąć czasu. Czasami jest po prostu za późno. I choćby jeżeli nosiłeś ją w sercu całe życie dla niej już nie istniejesz.

Idź do oryginalnego materiału