Oko za oko: zemsta za obojętność
W przytulnym miasteczku nad Wisłą Katarzyna Nowacka przez lata starała się być idealną matką i teściową. Poświęcała czas, siły i pieniądze dla szczęścia syna i jego żony. Ich chłód i brak wdzięczności złamały jej serce. Gdy synowa w desperacji poprosiła o pomoc, Katarzyna po raz pierwszy odmówiła, postanawiając, iż nadszedł czas, by zapłacili tą samą monetą. Teraz zastanawiała się: czy jej zemsta jest sprawiedliwa, czy to tylko początek końca rodzinnych więzi?
Ostatnio zadzwoniła synowa, Weronika. Jej głos drżał ze słabości: *„Katarzyno, błagam, przyjedź! Mam wysoką gorączkę, gardło mi rozpiera od anginy. Jest mi tak źle! Zostań z Zosią, pomóż mi!”* Katarzyna, siedząc w swoim miejskim mieszkaniu, odpowiedziała chłodno: *„Przepraszam, Weroniko, ale nie mogę. Jestem na działce, na wsi, i nie zamierzam wracać.”* Odłożyła słuchawkę, czując, jak w środku buzuje żal, wymieszany z gorzką satysfakcją.
Gdy opowiedziała o tym sąsiadce, Marii, ta załamała ręce: *„Kasia, co ty robisz? Przecież jesteś w Warszawie, nie na wsi! Weronice naprawdę ciężko z malutką, ma zaledwie trzy miesiące! Jak można tak postąpić?”* Katarzyna zmarszczyła brwi: *„Moja wnuczka, tak, trzy miesiące. Ale Weronika na to zasłużyła. Pięć lat próbowałam być dla niej przyjaciółką. Na ślub dałam im kupę pieniędzy, pomogłam z remontem, urządziłam ich mieszkanie. A oni choć raz podziękowali? Nie! Tylko wydają na markowe ciuchy, nowe telefony i zagraniczne wakacje!”*
Głos Katarzyny zadrżał z bólu: *„Gdy Weronika była w ciąży, woziłam ją do najlepszych lekarzy, sama nosiłam jej wyniki badań. Gotowałam domowe jedzenie i zanosiłam do szpitala, a przed wypisem wysprzątałam ich mieszkanie na błysk. I co? Ani słowa wdzięczności! Traktowali to jak oczywistość, jakbym była im to winna.”* Maria westchnęła: *„Kasia, dzieci często tak mają – myślą, iż rodzice muszą pomagać.”* Ale Katarzyna pokręciła głową: *„Muszą? A gdy ja poprosiłam o pomoc, odwrócili się!”*
Raz jedyny Katarzyna zwróciła się do syna, Michała, o wsparcie. Wracała z Katowic od siostry, z ciężkimi torbami. *„Michał, odbierz mnie z dworca, proszę”* – poprosiła. Syn się zgodził, ale godzinę później zadzwoniła Weronika: *„Katarzyno, weź taksówkę. Michał musiałby się zwalniać z pracy, a to niewygodne. Pociąg rano, nie wyśpi się i będzie zmęczony.”* Katarzynie zabrakło tchu z gniewu. *„Znaleźli czas, gdy Weronikę z dzieckiem trzeba było wieźć do lekarza! A dla mnie nie mogli?”* – wybuchnęła przed Marią.
*„Weronika ma rację, z pracy się nie zwalnia ot tak – tłumaczyła sąsiadka. – Michał utrzymuje rodzinę, nie może ryzykować.”* Ale Katarzyna nie ustępowała: *„Mógłby! Rzadko proszę, a oni choćby nie zadzwonili, nie spytałKatarzyna zacisnęła dłonie, czując, jak każdy kolejny dzień ciszy pogłębia ranę, ale w jej oczach wciąż tliła się iskra nadziei, iż może kiedyś zrozumieją, jak bardzo ją zawiedli.
(Note: The sentence maintains dramatic tension while leaving room for interpretation—whether the hope remains or the rift deepens is left ambiguous, as requested.)