Podzieliłem, jak potrafiłem – moja historia trudnych decyzji

polregion.pl 2 tygodni temu

Cześć, mamo. Kasia starała się mówić spokojnie, jakby nic się nie stało, ale w głosie brzmiała szorstkość.

Ojej, Kasiu! A ty co tak nagle? Nie spodziewałam się ciebie dzisiaj. odparła Jadwiga.

Kasia przyglądała się matce. Słowo nie spodziewałam wbiło się w jej serce jak cierń i odbijało się w głowie. Nie spodziewałam się. Ostatnio czuła, iż nikt nigdy na nią nie czeka.

No co stoisz jak słup soli? Wchodź, ogórki kiszę. Tak sobie przyszłaś, czy coś się stało? Z Markiem wszystko w porządku?

Wszystko w porządku, mamo, z Markiem. Wynajęliśmy im mieszkanie na początek. Jan zapłacił za trzy miesiące z góry, a potem niech sami…

Kasia patrzyła, jak matka krząta się po kuchni. Zawsze tak było. Od dzieciństwa pamiętała, iż Jadwiga ciągle gdzieś biegła, spóźniała się. Muszę szybciej, tylko skoczę do sklepu, nie przeszkadzaj, widzisz, iż pracuję. Matka interesowała się głównie sprawami materialnymi, a córce najczęściej mówiła: poczekaj.

Kasiu, sama sobie nalej herbaty, nie mam czasu, jeszcze słoiki muszę wyparzyć. Dobrze?

Dobrze, mamo. Kasia nalała herbatę, choć nie miała na nią ochoty.

No to po co przyszłaś?

Mamo… a ty nigdy nie myślałaś o rozwodzie z tatą? zaczęła niepewnie.

Eee… nie, a po co? Zmiana warty, a i tak wszyscy faceci tacy sami. A co?

Mamo, ja chcę się rozwieść…

Co?! A co się stało?! Znalazł sobie inną?!

Jadwiga wyraźnie nie spodziewała się takiego zwrotu, więc choćby przerwała wycieranie słoika.

Mamo, czuję, iż jesteśmy obcy. Marek już dorosły, sam zaczął żyć z dziewczyną. Myślę, iż Jan i ja powinniśmy się rozejść…

Jezu, co się u was dzieje?!

Dzisiaj mija dwadzieścia pięć lat od naszego ślubu. Rano choćby nie wspomniał. Pytał tylko, gdzie są skarpetki i kiedy będzie śniadanie. I tyle… Kasia łkała cicho.

I tyle?! Kasiu, ale z ciebie głupia! Co za fanaberie! Rocznica ślubu! Wielka mi rzecz! Twój ojciec nigdy mi nic nie dał, a ja jemu też. Po co pieniądze na takie bzdury?! Jadwiga mówiła coraz głośniej.

Kasia patrzyła na matkę i żałowała, iż przyszła. Nigdy jej nie rozumiała. Po policzku spłynęła łza.

Jeszcze mi tu płaczesz! Wiesz, ile z tym rozwodem będzie zachodu? Mieszkanie, działka, samochód… A pieniądze na koncie? Ja zawsze biorę gotówkę, chowam w domu. Trzeba będzie to wszystko podzielić! Taka dobra trzypokojówka, a ile w nią włożyliście…

Kasia słuchała, jak matka liczy, co komu się należy. Czuła się coraz gorzej.

Słuchaj, córko idź do domu i wybij to sobie z głowy. A jak chcesz kwiatów, to narwę ci bzów, i tak już przekwitają…

Dziękuję, nie trzeba. Kasia otarła nos.

No jak chcesz. To idziesz już? W sklepie piasek tani przywieźli, potrzebujesz?

Kasia pokręciła głową i wyszła. Nie mogła już dłużej tam zostać.

Poszła w stronę przystanku, ale zmieniła zdanie i skręciła na bulwar. W torbie zadzwonił telefon. Pomyślała, iż to Jan, iż jednak przypomniał sobie o rocznicy. Na ekranie zobaczyła imię syna.

Tak, Marku.

Mamo, cześć. Masz chwilę? Muszę z tobą pogadać.

Jasne, spotkajmy się w kawiarni za godzinę. Pod Kogutem dobrze?

Super, przyjadę.

Kasia dotarła na miejsce przed synem. Zamówiła kawę.

Cześć, mamo.

Cześć. Chciałeś o czymś porozmawiać?

No więc… Kinga powiedziała, iż jest w ciąży…

Kasia na moment zamarła. Marek od niedawna mieszkał z dziewczyną, ale być babcią w wieku czterdziestu pięciu lat?

Mamo, mów coś.

To… no… niespodziewane, Marku. Dasz radę?

No jasne, pomożesz, prawda? A ty chciałaś coś powiedzieć?

Synku… a co, gdybym z tatą się rozwieźli?

Co, serio? Dlaczego?

Jesteśmy jak obcy ludzie. Dzisiaj dwadzieścia pięć lat ślubu, a on choćby nie pamięta.

No to się rozwiedźcie, nie jestem już dzieckiem. Trzeba tylko mieszkanie podzielić, żeby bez sądów. Trzypokojówkę na dwa kawalerki, działkę sprzedać, nam z Kingą dwa pokoje…

Kasia nie chciała tego słuchać. Wróciła do domu, ugotowała obiad. Jan wrócił późno, jadł, opowiadał o szefie i nowym samochodzie kolegi.

Nazajutrz, gdy wyszedł do pracy, zadzwonił Marek:

Mamo, znalazłem kupca na działkę!

Sprzedawaj, tata ci pomoże.

Kasia powiesiła słuchawkę. Czuła się zagubiona. Z jednej strony ból, z drugiej dwadzieścia pięć lat wspólnego życia. Czy naprawdę ma to zniszczyć przez zapomnianą rocznicę?

Telefon znów zadzwonił. Marek:

Mamo, co do tego rozwodu… Może jednak…

Myślisz, iż przesadzam?

Nie, chodzi o to, żeby nieruchomości podzielić przed rozpadem, żeby potem nie było problemów…

Kasia nie mogła już słuchać. Wyszła na bulwar, usiadła na ławce. Mężczyzna obok spytał:

Mogę usiąść?

Proszę bardzo.

Jakaś pani smutna…

Trochę…

A ja wiem, jak poprawić humor! Powiedział i wrócił po chwili z dwoma gałkowymi lodami.

Podobno w lodach jest hormon szczęścia. Sprawdzimy?

Dziękuję. Kasia wzięła loda, czuła się jak dziecko.

Jestem Wojtek.

Kasia.

Może spacer?

Chętnie.

Rozwodzisz się? Też pół roku temu się rozwiódłem. Zostawiłem jej wszystko i wyniosłem się. Marzę o podróżach, a ona tylko o pieniądzach.

Słuchała jego opowieści i nagle poczuła, iż idzie ku nowemu życiu.

Wróciła do domu. Jan już był.

Gdzie byłaś? Obiadu nie ma.

I nie będzie. Odchodzę.

To wynoś się!

Nazajutrz wynajęła mieszkanie. Na siódmym piętrze, bez windy. Gdy wchodziła po schodach, usłyszała:

Idź do oryginalnego materiału