Polscy dziadkowie, ale bez pomocy: dlaczego nie chcemy ich wsparcia przy pierwszej wpłacie

newsempire24.com 2 tygodni temu

Rodzice mojego męża są bogaci, ale odmówili pomocy z wkładem na mieszkanie: takie dziadki nie są dziecku potrzebne

Mój mąż, Bartosz, pochodzi z zamożnej rodziny. Jego rodzice mieszkają w dużym domu w centrum Warszawy, mają kilka samochodów i regularnie jeżdżą na wakacje za granicę. Ja wychowałam się w skromnej rodzinie w małym miasteczku pod Poznaniem. Kiedy poznaliśmy się z Bartoszem i postanowiliśmy wziąć ślub, różnice w naszym pochodzeniu nie miały znaczenia. Byliśmy młodzi, zakochani i gotowi budować życie na własnych zasadach. Oczywiście, gdyby bliscy zaoferowali pomoc, nie odmówilibyśmy opowiada Kinga.

Z Bartoszem od dawna marzyliśmy o własnym mieszkaniu. Zmęczyło nas tułanie się po wynajmowanych kawalerkach, gdzie albo tapety odpadają, albo kran ciągle kapie, a właściciele tylko czekają, aż się wyprowadzimy. Rodzice Bartosza wiedzieli o naszych problemach, ale udawali, iż ich to nie dotyczy. Mieli przecież pieniądze mogliby pomóc, gdyby chcieli. Ale chęci, najwyraźniej, zabrakło.

Moi rodzice mieszkają daleko, na wsi pod Poznaniem. Ich zarobki są skromne i nigdy nie liczyłam na ich pomoc. Z rodzicami Bartosza jesteśmy w tym samym mieście, ale po ślubie postanowiliśmy nie mieszkać razem chcieliśmy być niezależni. Wynajmowaliśmy mieszkanie, harowaliśmy na dwa etaty, rezygnując z urlopów, by uzbierać na własne cztery kąty. Rodzice Bartosza o tym wiedzieli, ale woleli stać z boku.

Pewnego razu odwiedziliśmy ich na obiedzie. Teściowa, jak zwykle, zaczęła pytać, kiedy wreszcie zostanie babcią. Postanowiłam rzucić delikatne aluzje:

O dziecku pomyślimy, gdy będziemy mieć swoje mieszkanie. Na razie nie mamy choćby pieniędzy na wkład własny.

Teściowa tylko współczująco pokiwała głową, nie mówiąc ani słowa. Jej wzrok był pusty, jakby moje słowa wyparowały w powietrzu.

Po kilku miesiącach dowiedziałam się, iż jestem w ciąży. Ta wiadomość wywróciła nasze życie do góry nogami. Powiedzieliśmy rodzicom Bartosza, iż zostaną dziadkami. Byli zachwyceni, gratulowali nam, planowali, jak będą zajmować się wnukiem. Postanowiłam być szczera i zapytałam, czy nie mogliby pomóc chociaż z wkładem na mieszkanie. W końcu dla dziecka tak ważne jest dorastać we własnym domu.

Ale twarz teściowej nagle stężała. Odrzekła zimno, iż nie mają wolnych środków i nic nie mogą zrobić. To było kłamstwo! Dzień wcześniej teść chwalił się Bartoszowi, iż zamierza kupić nowe SUV-a. Wychodzi na to, iż na samochód pieniądze są, a na mieszkanie dla syna i przyszłego wnuka już nie.

Starałam się zachować spokój, ale w środku kipiał we mnie gniew i rozczarowanie. Marzenie o własnych ścianach, w których moglibyśmy wychowywać dziecko, rozpadało się na naszych oczach. Pogodziłam się z myślą, iż jeszcze długo będziemy się tłoczyć w wynajmowanej klitce.

Idź do oryginalnego materiału