„Przyszłam powiedzieć, iż mam kogoś innego”: jak jedno przypadkowe podejrzenie zniszczyło pięcioletnią miłość

twojacena.pl 2 dni temu

Dawno temu, w upalny sierpniowy dzień, nad brzegiem Bałtyku, gdzie słoneczny żar mieszał się ze słonym wiatrem i zapachem olejku do opalania, spotkali się Ludmiła i Jerzy. Ona – wysoka, dostojna, z gęstymi ciemnymi włosami i olśniewającym uśmiechem – od razu przyciągnęła jego wzrok. Podeszedł, zaczęli rozmawiać, i tak już zostali. Wakacje się skończyły, ale ich historia dopiero się rozpoczynała.

Jerzy mieszkał w sąsiednim mieście, w Gdańsku. Przez pięć lat spotykali się w weekendy: tydzień pracy, obowiązków, a soboty i niedziele – ich domek na Kaszubach, jabłka w sadzie, ciepła herbata i drożdżówki z lokalnej piekarni. Ludmiła często przyjeżdżała do niego – tam było swobodniej, przytulniej. Mieszkała z synem, on – sam, w mieszkaniu odziedziczonym po rodzicach. Był formalnie rozwiedziony, jak twierdził, gdy ich relacja już się rozpoczęła. Uwierzyła mu, choćby nalegała: „Rozwód – jutro”. I on to zrobił. Dla niej.

Minęło pięć lat. Syn Ludmiły ożenił się i wyprowadził. Została sama. Coraz częściej wieczory stawały się smutne, zwłaszcza w tygodniu. Tylko ich domek na Kaszubach dawał im namiastkę spokoju – szum drzew, kosz jabłek, cisza, herbata na ganku.

Tamtego dnia wszystko przebiegało jak zwykle. Ciepły wieczór, pokrojone jabłka w dzbanku, świeże bułeczki, cichy śmiech. Nagle – telefon. Jerzy odebrał. Ludmiła początkowo nie zwróciła uwagi, ale rozmowa się przeciągała. Piętnaście minut. Dwadzieścia. Pół godziny.

W końcu rozpoznała głos. To była jego była żona. W głowie Ludmiły zaczęły rodzić się wątpliwości. Mieszkają w tym samym mieście… Mają wspólną córkę… A może przez cały ten czas on utrzymywał z nią kontakt nie tylko przez dziecko? Może się spotykali? Spędzali czas razem?

Nie wytrzymała. Gdy wreszcie skończył rozmowę, wybuchła. Oskarżenia, żale, wyrzuty – wszystko, co kipiało w środku, wylało się na zewnątrz. Jerzy milczał. Wstał gwałtownie, przewracając krzesło.

— Wyjdź — szepnął cicho i wyszedł.

Ona, jak we mgrze, zebrała rzeczy i pojechała… nie na dworzec, ale do jego mieszkania. Miała klucze. Przygotowała kolację, posprzątała. Wrócił po północy. Był zimny, obcy. choćby nie przywitał się jak zawsze. Została. Przez trzy dni próbowała przełamać jego milczenie, dogodzić, naprawić. On ignorował. Nie wyrzucił jej, ale też nie był blisko.

W końcu wyjechała. Ale w weekend wróciła.

Otworzył drzwi.

— Cześć, Jurek. Przyszłam powiedzieć… Mam kogoś innego. Jest wdowcem. Nie wiem jeszcze, co z tego będzie. Ale… bądź szczęśliwy.

I odeszła.

Jerzy został w drzwiach. Nie mógł uwierzyć. Ta, dla której kiedyś porzucił wszystko, teraz odeszła, zostawiając go w tej samej samotności, w jakiej żył przed nią.

I tak to bywa. Czasem choćby najpiękniejsza miłość rozpada się od jednego podejrzenia, jednego telefonu, jednego niewypowiedzianego żalu. Bo przeszłość nie wybacza, jeżeli się ją ze sobą nosi. Zawsze przypomni – i zabierze, co jej się należy.

Idź do oryginalnego materiału