Rośnie pokolenie egocentryków. Sytuacja z sali zabaw obnaża problem wychowania

mamadu.pl 3 godzin temu
Rodzice coraz częściej uczą swoje dzieci, iż wolno im więcej niż innym. Zamiast granic i szacunku do drugiego człowieka, dzieci wynoszą z domu przekonanie, iż ich potrzeby są zawsze najważniejsze. Efekt? Rośnie pokolenie egocentryków, a rodzice helikopterowi tylko pogłębiają ten problem.


Rodzice uczą dzieci, iż wolno im więcej


Coraz częściej można zauważyć, iż niektórzy rodzice nie uczą dzieci życia w grupie, szacunku do innych czy zwykłej życzliwości. Zamiast tego rośnie pokolenie, któremu wolno więcej.

Pokolenie dzieci, które ma od małego poczucie, iż ich komfort, ich zachcianki i ich potrzeby są zawsze na pierwszym miejscu – choćby jeżeli odbywa się to kosztem rówieśników. Na Threads pojawił się wpis użytkowniczki o nicku mama_pedagog_viola, który doskonale oddaje ten problem:

"Spędzając czas z córką w bawialniach, zauważyłam, iż 'helikopterowi' rodzice często ignorują potrzeby innych dzieci. Przykład: ojciec trzyma CAŁY CZAS za rękę 6-latka w miejscu, gdzie jest bezpiecznie, ale ignoruje kiedy sześciolatek, biorąc kij, prawie uderza nim moją córkę w oko. To tylko moje obserwacje?".

Perspektywa tej mamy nie jest odosobniona. W komentarzach od razu pojawiły się głosy innych rodziców, którzy widzą dokładnie to samo:

"Oj tak... Mega irytujący! Jeszcze jak zwrócę uwagę dzieciom, które biją się (i to całkiem mocno) w strefie dla maluchów, iż mają przestać i iść do odpowiedniej dla siebie strefy to często słyszę, iż jestem helikopterem i mam pilnować swojego dziecka, a nie wtrącać się w wychowanie cudzych dzieci. Tak to muszą siedzieć obok rodziców, a gdy ci tylko wyjdą do toalety to już demolka, ale broń cię zwrócić uwagę!".

Wychowanie egocentryków


To tylko dwa przykłady, ale wystarczy wejść do sali zabaw, na plac czy na boisko, by dostrzec, iż problem jest powszechny. Z jednej strony mamy dzieci, które – zupełnie naturalnie – testują granice i sprawdzają, na ile rodzice im pozwolą.

Z drugiej strony są rodzice, którzy, zamiast stawiać te granice, wolą odwracać wzrok, często dla tzw. świętego spokoju. A czasem choćby bardziej dbają o to, żeby ich dziecko nie poczuło się źle, niż o bezpieczeństwo czy komfort innych.

Kiedy dziecko widzi, iż rodzic broni go zawsze i wszędzie, choćby w sytuacjach, kiedy to ono jest stroną agresywną, uczy się prostego schematu "ja mogę więcej". jeżeli ktoś zwróci mu uwagę – to ten ktoś jest zły. Nie ono i jego zachowania, tylko dorosły, który śmiał wymagać od niego przestrzegania zasad.

Tak powstaje pokolenie egocentryków: dzieci, które nie mają okazji ćwiczyć empatii, być życzliwymi i pomocnymi. Bo skoro zawsze liczy się tylko ich komfort i poczucie beztroski.

A wystarczyłoby...

Kiedyś mówiło się, iż "do wychowania dziecka potrzebna jest cała wioska". Dziś często mamy do czynienia z sytuacją odwrotną – każdy rodzic zamyka się w swoim kokonie, patrząc tylko na swoje dziecko i odrzucając wszelką krytykę czy uwagi z zewnątrz.

Problem w tym, iż takie dzieci wchodzą potem do szkoły, do grup społecznych i w ogóle do świata, w którym nie ma już rodziców, którzy przed wszystkim obronią. I nagle okazuje się, iż trudno im współpracować, respektować zasady, przyjąć porażkę czy zwyczajnie – być dobrym, życzliwym kolegą.

Nie trzeba wiele, by to zmienić. Czasem wystarczy nauczyć dziecko, iż jeżeli zrobi coś złego – powinno przeprosić. Że jeżeli bawi się z innymi – musi brać pod uwagę ich potrzeby. Że nie zawsze będzie w centrum uwagi i to jest normalne. Warto mu też życzliwość pokazywać swoim przykładem.

Rodzice często powtarzają, iż chcą wychować szczęśliwe dzieci. Ale szczęście nie polega na tym, by zawsze dostawać to, czego się chce. Prawdziwe szczęście bierze się z dobrych relacji, przyjaźni i poczucia, iż jest się częścią wspólnoty. A tego dzieci nie nauczą się, jeżeli będziemy zamykać je w bańce, w której "wolno im wszystko i są lepsze niż inni".

Idź do oryginalnego materiału