Od trzech lat żyję jak na zesłaniu. Nigdy nie przypuszczałam, iż na stare lata spotka mnie taki los, ale najwyraźniej za coś mnie los pokarał. Mój syn Krzysztof ożenił się z kobietą, która ma już dwoje dzieci z poprzednich związków. Na początku zapewniał, iż zamieszkają ze mną tylko tymczasowo. Teraz jednak zmienił zdanie i stwierdził, iż skoro ma udział w naszym mieszkaniu, to ma pełne prawo tu mieszkać. Tym sposobem w dwupokojowym mieszkaniu w Krakowie mieszkamy teraz ja, syn, jego żona Magda i jej dwójka dzieci. Na domiar złego, synowa jest w tej chwili w ciąży – tym razem z moim synem.
Mój syn jest dorosłym, zdrowym facetem, pracuje w warsztacie samochodowym na Podgórzu. Magda też jest zdrową kobietą i mogłaby pójść do pracy, zwłaszcza iż dzieci chodzą już do przedszkola. Ale odkąd się tu wprowadzili, synowa nie przepracowała ani dnia. Początkowo tłumaczyła, iż musi zajmować się dziećmi, a teraz, gdy jest już w ósmym miesiącu ciąży, praktycznie nic nie robi.
Na początku Krzysiek obiecywał, iż to przejściowa sytuacja. Dzieci pójdą do przedszkola, Magda znajdzie pracę, a potem wynajmą coś albo wezmą kredyt na własne mieszkanie. Cierpliwie czekałam, wierząc w te obietnice. Ale miesiące mijały, a nic się nie zmieniało.
Synowa nie jest złą kobietą – odnosi się do mnie z szacunkiem, pilnuje dzieci, by za bardzo nie rozrabiały, ale jest przy tym potwornie leniwa. O nic nie można jej poprosić, bo zawsze jest zmęczona lub coś ją boli. Teraz, kiedy ciąża jest zaawansowana, nie wychodzi choćby na podstawowe zakupy, chyba iż po chleb albo mleko.
Każdy dzień w naszym mieszkaniu to dla mnie koszmar. Dzieci po powrocie z przedszkola biegają, krzyczą, oglądają bajki na cały regulator. Rozumiem, iż to normalne, ale mnie, kobiecie po sześćdziesiątce, jest coraz trudniej znosić taki hałas. Codziennie wstaję o czwartej rano, bo sprzątam dwa biura w centrum Krakowa. Do domu wracam koło ósmej i zaczynam drugi etat – domowy.
Po ich śniadaniu trzeba umyć naczynia, zrobić obiad, wyprać ubrania, posprzątać mieszkanie. Magda odprowadza dzieci do przedszkola, ale potem zamiast wracać, spaceruje po rynku, odwiedza koleżanki lub idzie na manicure, znajdując na to pieniądze, których podobno brakuje na jedzenie.
Syn pracuje niedaleko, więc wraca na obiady, które oczywiście ja muszę przygotować. Kiedyś Magda jeszcze robiła zakupy, teraz i tego unika. Popołudniami jestem już wykończona. jeżeli uda mi się położyć choć na godzinę, to zaraz trzeba wstawać, żeby przygotować kolację, bo obiadu dla pięciu osób nie wystarczy na dłużej niż jeden dzień.
Do tego wszystkiego dochodzą rachunki za prąd i wodę, które przy tylu osobach są ogromne. Pensja Krzyśka nie wystarcza, więc dokładam swoją skromną emeryturę i zarobek ze sprzątania.
Gdy Magda ogłosiła swoją ciążę, próbowałam porozmawiać z synem, iż mieszkanie w piątkę, a zaraz szóstkę, w dwupokojowym mieszkaniu jest niewykonalne. Krzysiek jednak stanowczo odparł, iż nie mają dokąd iść ani pieniędzy, więc „cierp, droga mamo”.
Ale ja już naprawdę nie mam siły. Niedawno trafiłam do szpitala z wysokim ciśnieniem, po tym jak cały dzień gotowałam w letnim upale. Lekarz zalecił odpoczynek, ale jak mam odpoczywać, skoro bez mojej pracy cały dom gwałtownie zamieni się w bałagan?
Coraz poważniej myślę o tym, by wziąć kredyt na maleńką kawalerkę w Wieliczce albo Skawinie i po prostu się wyprowadzić. Mam prawo na starość żyć spokojnie, a nie w nieustannym stresie i hałasie. niedługo urodzi się jeszcze dziecko, więc o ciszy będę mogła zapomnieć na zawsze.
Może nadszedł czas, żebym wreszcie zaczęła myśleć o sobie?