Synowa odpoczywa w szpitalu, a my z mężem ledwo zipiemy pod opieką wnuków. Wydaje mi się, iż specjalnie położyła się wcześniej do szpitala – mówi sześćdziesięcioletnia Halina Nowak z Lublina.
— Syn powtarza: „Mamo, sama widzisz, jaka sytuacja – tylko ty możesz pomóc!”. A co mam zrobić? Pomagam, jak umiem. Tylko iż sił już prawie nie mam…
Dziesięć dni temu jej synowa, Kinga, w dziewiątym miesiącu ciąży, zaczęła narzekać na gorączkę, katar i ból gardła. Po dwóch dniach straciła smak i węch. Syn Haliny, Krzysztof, pracuje całe dni na budowie, więc nie było komu zająć się dziećmi. Kinga, nie zastanawiając się długo, położyła się do szpitala – „na obserwację”. A dwójkę maluchów – czteroletniego i dwuletniego – przekazano babci i dziadkowi.
— Rozumiem, zdrowie jest ważne, ciąża w 41. tygodniu… Ale dlaczego tak długo? Poprzednim razem urodziła w parę godzin, ledwo zdążyli do szpitala. A teraz leży już drugi tydzień jak w sanatorium. Ogląda serial za serialem, kazała mężowi przywieźć laptopa, mówi, iż czeka na skurcze. A my z wnukami już nie wiemy, gdzie się przed nimi schować…
Halina opowiada z goryczą. Nie jest osobą kapryśną, ale zmęczenie i poczucie niesprawiedliwości narastają z każdym dniem. Kinga zawsze zostawiała dzieci swojej matce. A teraz nagle babcia ze strony ojca stała się „jedyną nadzieją”.
— Z Wiesławem (mężem) nie młodniejemy. Od rana do wieczora w biegu, dzieci nie do opanowania – jeden w pieluchach, drugi wrzeszczy, jeżeli łyżka jest nie ta. Jedzenie to bitwa, mycie – walka, a usypianie to już prawdziwy cyrk. Nie zapomnieli o mamie, ciągle pytają, kiedy wróci. A ja sama już nie wiem…
Halina przypomina sobie, jak przy poprzedniej ciąży Kinga też położyła się do szpitala „na zapas”. Wtedy był tylko jeden maluch, i musieli go gwałtownie oddać sąsiadce, zanim babcia dotarła. Półtorej godziny po telefonie Kinga już urodziła. Wszystko w mgnieniu oka. A teraz – ciąża numer trzy.
— Pół roku temu Krzysztof oznajmił, iż będzie kolejne dziecko. Mówię: co wy, rekord chcecie pobić? A on: „Mamo, nie martw się, wszystko idzie zgodnie z planem”. Oczywiście. Wszystko jest „pod kontrolą”, dopóki jest dobrze. A jak problem – od razu: „Mamo, tylko ty!”. No i co ja mam zrobić?… Odmówić nie mogę. Ale ciężko mi to znosić!
Starszy wnuk chodził do przedszkola, ale Kinga go wypisała – żeby nie złapał infekcji przed porodem. Halina nie może wozić go na drugi koniec miasta – więc zostają w domu. A w domu – harmider i krzyki. choćby gdy dzieci wreszcie ucichną, babcia wciąż słyszy ich wrzaski w głowie.
— Młodszy nie umie jeść łyżką, wszystko wokół w kaszce. Starszy cały dzień marudzi, kłócą się, biją. Patrzę na nich i myślę: jak Kinga sobie poradzi z trójką? Ja ledwo daję radę z dwójką!
Wieczorem, gdy dziadek wraca z pracy, przejmuje dzieci, a Halina przygotowuje posiłki na następny dzień. Karmi, myje, pierze, sprząta, i dopiero koło dziewiątej może zadzwonić do syna.
— Pytam: no i co, urodziła? Krzysztof odpowiada: nie, wszystko bez zmian, czekamy. Zrobili USG, dziewczynka, zdrowa. No i co teraz – będzie leżeć dwa tygodnie?
Halina nie ukrywa irytacji. Nie złości ją sama ciąża, ale to, jak wszystko zostało zorganizowane. Jej zdaniem, Kinga urządziła sobie urlop: leży w szpitalu, rozmawia na forach, ogląda filmy, a dzieci i dom – machnęła ręką.
— Mówię synowi: niech się wypisze. Urodzi w domu – wezwiemy karetkę, jak to robią inni. Jego znajoma urodziła i następnego dnia była już w domu! Przyjaciółka córki też gwałtownie urodziła. A u nas – całe przedstawienie!
— A co mówi Krzysztof?
— A co on może powiedzieć? „Mamo, wytrzymaj, już niedługo, nie można się teraz wypisywać”. Ja mówię: niech podpisze odmowę i jedzie! Ale nie – nie słucha. Ja już trzymam się tylko na ostatnich siłach…
Kto tu ma rację? Synowa, która postanowiła zadbać o zdrowie i wcześniej położyła się do szpitala? Czy teściowa, która na skraju wyczerpania dźwiga obowiązki, które nie są jej?
Trudno powiedzieć. Ale jedno jest pewne – cierpliwość babci się kończy. Życie uczy, iż czasem największa pomoc to też umiejętność powiedzenia „dość”.