**Dziennik, wtorek, 17 maja**
Szept teściowej za plecami brzmiał jak syk węża.
Co ty wygadujesz, Marianno Kazimierowo?! głos Wandy Stanisławowy drżał z oburzenia. Jak możesz tak plotkować o mojej synowej?
A co ja takiego powiedziałam? udawała zdziwienie sąsiadka, poprawiając okulary. Tylko zauważyłam, iż twoja Kinga ostatnio jakaś nieswoja. Albo zmęczona, albo
Albo co? Wanda przysunęła się do płotu. Mów wreszcie!
No nie wiem Marianna zniżyła głos do szeptu, ale tak, by dosłyszano ją w całym podwórku. A może ona jest w stanie błogosławionym? Tylko ukrywa? To dziwne, trzy lata małżeństwa, a dzieci brak
Kinga zastygła za furtką, ściskając w dłoni paczkę z bułkami. Właśnie wracała ze sklepu, gdy podsłuchała tę rozmowę. Serce waliło jej jak młot, aż zdawało się, iż echo niesie je po całej okolicy.
Marianno, co za bzdury! machnęła ręką teściowa. Młodzi jeszcze, karierę budują. Kinga w banku pracuje, stanowisko odpowiedzialne. Nie czas na dzieci.
Tak, kariera przeciągnęła sąsiadka. A ja widzę, jak rano wychodzi z domu. Blada, podkrążone oczy. Do sklepu teraz biega częściej. A wczoraj stała pod apteką, długo coś oglądała w witrynie
Kingę przeszedł dreszcz. Rzeczywiście wczoraj stała przed apteką, wpatrzona w testy ciążowe, ale nie odważyła się wejść. Strach paraliżował ją od dwóch tygodni przed niewiadomą, przed rozmową z mężem, przed zmianami.
Daj już spokój! Wanda stanęła twardo. Kinga to porządna dziewczyna. Gdyby coś było, powiedziałaby mi pierwsza. Dogadujemy się świetnie.
Świetnie się dogadujecie powtórzyła Marianna z dziwnym naciskiem. A wiesz, iż co wieczór dzwoni do swojej matki? Godzinami gada, a jak Tomek wraca, to od razu się rozłącza?
Kinga zamknęła oczy. Tak, dzwoniła do matki codziennie, ale nie po to, by coś ukrywać. Po prostu mama rozumiała ją lepiej. Można było z nią pogadać o pracy, strachach, o chwilach zwątpienia.
Co w tym złego? broniła się Wanda. Każda córka lubi porozmawiać z matką.
Pewnie, iż nic zgodziła się Marianna, ale w głosie czaiła się złośliwość. Tylko Zofia Mieczysławowa widziała Kingę na przystanku. Płakała, mówi, chusteczką oczy wycierała.
Kinga przypomniała sobie tamten dzień. Płakała, ale nie z powodu ciąży czy małżeńskich problemów. W pracy zwolniono jej koleżankę, z którą przyjaźniły się latami. A szef zasugerował, iż zwolnienia to dopiero początek. Strach przed utratą pracy, szczególnie teraz, gdy z Tomkiem zbierali na mieszkanie, dusił ją każdego dnia.
Słuchaj, Marianno głos Wandy stał się twardy jak stal. O co ci chodzi? Mów wprost.
Ja tylko się martwię odpowiedziała gwałtownie sąsiadka. Może u niej w pracy coś nie tak? Albo znów zniżyła głos, z Tomkiem coś się psuje?
Z moim synem wszystko w porządku! Wanda aż poczerwieniała. Kochają się, to widać!
Widać, widać mruknęła Marianna. A zauważyłaś, iż Tomek ostatnio późno wraca? I ubiera się eleganciej. Nową koszulę kupił, wody toaletowej używa
Kinga zaci








