Teściowa szeptała za plecami
Co ty wygadujesz, Marianno Kazimierówno?! głos Wiesławy Stanisławówny zadźwięczał oburzeniem. Jak można takie rzeczy o synowej rozpowiadać?
A co ja mówię? udawała zdziwienie sąsiadka, poprawiając okulary. Nic złego nie powiedziałam, tylko zauważyłam, iż twoja Kinga jakaś dziwna się zrobiła. Albo bardzo zmęczona, albo…
Albo co? Wiesława Stanisławna podeszła bliżej do płotu. Kończ już!
No nie wiem… Marianna Kazimierówna zniżyła głos do szeptania, ale tak, żeby słychać było i w sąsiednim podwórku. A może ona tego… w ciąży? I ukrywa na razie? W końcu dziwne, iż już trzeci rok po ślubie, a dzieci nie ma…
Kinga zastygła za furtką, ściskając w ręce torbę z chlebem. Szła ze sklepu i przypadkiem usłyszała tę rozmowę, ale teraz nie mogła się ruszyć. Serce waliło tak głośno, iż zdawało się, iż cały świat je słyszy.
Marianno, no co ty pleciesz! machnęła ręką teściowa. Młodzi jeszcze, karierę robią. Kinga w banku pracuje, odpowiedzialne stanowisko. Nie czas na dzieci.
Aha, kariera… przeciągnęła sąsiadka. A ja patrzę, jak rano wychodzi z domu. Jakaś blada, pod oczami sińce. I do sklepu teraz często biega, wcześniej tak nie było. A wczoraj widziałam, jak stała pod apteką, długo coś oglądała w witrynie…
Kinga poczuła, jak po plecach przebiegł jej dreszcz. Rzeczywiście, wczoraj stała pod apteką, przyglądała się testom ciążowym, ale nie zdecydowała się kupić. Strach paraliżował ją od dwóch tygodni strach przed nieznanym, przed rozmową z mężem, przed tym, iż życie może się diametralnie zmienić.
Daj już spokój z tymi wymysłami! zirytowała się Wiesława Stanisławna. Kinga to dobra dziewczyna, pracowita. Gdyby coś takiego było, powiedziałaby mi pierwsza. Dobrze się dogadujemy.
Dobrze się dogadujecie… powtórzyła Marianna Kazimierówna z dziwną intonacją. A wiesz, iż co wieczór dzwoni do swojej mamy? Długo rozmawia, a jak Krzysiek wraca do domu, od razu się rozłącza?
Kinga zamknęła oczy. Tak, dzwoniła do matki codziennie, zwłaszcza ostatnio. Ale nie dlatego, iż chciała coś ukryć przed teściową, po prostu… mama ją lepiej rozumiała. Z nią mogła porozmawiać o pracy, o lękach, o tym, iż czasem chce się być samą.
I co w tym złego? broniła się Wiesława Stanisławna. Dziewczyna lubi pogadać z mamą, to normalne.
Normalne, oczywiście zgodziła się sąsiadka, ale w głosie czuło się fałsz. Tylko iż Zofia Janówna mi mówiła, jak widziała Kingę na przystanku, gdy wracała z pracy. Płakała, mówi. Siedziała w autobusie i chusteczką oczy wycierała.
Kinga przypomniała sobie tamten dzień. Tak, płakała w autobusie, ale nie z powodu ciąży czy problemów w rodzinie. Po prostu w pracy był bardzo ciężki dzień zwolnili jej koleżankę, z którą przyjaźniły się od lat. A szef zasugerował, iż będą kolejne redukcje. Strach przed utratą pracy, szczególnie teraz, gdy z Krzysiem oszczędzali na mieszkanie, coraz mocniej ją przytłaczał.
Słuchaj, Marianno głos teściowej stał się twardszy. Co ty chcesz przez to powiedzieć? Mów wprost, nie owijaj w bawełnę.
Nic szczególnego gwałtownie odpowiedziała sąsiadka. Wydaje mi się tylko, iż ma jakieś problemy. Może w pracy coś nie gra? Albo… znów zniżyła głos, z Krzysiem nie wszystko w porządku?
Z synem wszystko w jak najlepszym porządku! wybuchnęła Wiesława Stanisławna. Kochają się, to widać!
Widać, widać… mruknęła Marianna Kazimierówna. A zauważyłaś, iż Krzysio ostatnio później wraca? I ubiera się jakoś… odświętniej. Nową koszulę kupił, perfumami się zaczął psikać…
Kinga zaci








