Teściowa uważa moje dzieci za „nieprawdziwe” wnuki, bo nie jestem jej córką.

twojacena.pl 1 tydzień temu

Teściowa uważa moje dzieci za „nienaturalne” wnuki — bo nie jestem jej córką

Zawsze myślałam, iż miałam szczęście do męża. I do jego rodziny również. Marek to dobry, spokojny i zrównoważony człowiek. Jego mama, Barbara, to inteligentna kobieta, która potrafi zachować granice i nie wtrącać się w cudze życie. Co najważniejsze — nigdy nie zwracała mi uwagi wprost, wszystko mówiła delikatnie, z szacunkiem. Byłyśmy przyjaciółkami, naprawdę. choćby w drobiazgach nie było między nami konfliktów, a ja naiwnie wierzyłam, iż to właśnie ta „idealna teściowa”, o której opowiada się w bajkach.

Siostra Marka, Kasia, mieszkała w Krakowie, wyszła za mąż długo przed nami, ale nie spieszyła się z dziećmi. Mówiła, iż chce żyć dla siebie, rozwijać karierę, podróżować. Dlatego pierwszymi wnukami rodziców Marka zostały nasze dzieci — Kuba i mała Zosia.

Teściowie nie mogli się w nich narozkoszować. Prezenty, święta, uwaga, ciepłe słowa, setki zdjęć na półkach i ścianach — wszystko to tworzyło wrażenie pełnej, kochającej się rodziny. choćby Zosia mówiła na babcię „druga mama”. Byłam szczęśliwa, iż moje dzieci mają tak ciepłą relację z rodziną ojca. A Barbara nie raz mówiła:
— Daliście nam największe szczęście! Macie wspaniałe dzieci. Może Kasia też kiedyś nas tym obdarzy.

I nadszedł ten dzień. Pod koniec zeszłego roku Kasia zadzwoniła i oznajmiła, iż jest w ciąży. euforia w domu sięgała sufitu — łzy szczęścia, telefony do rodziny, dyskusje o imionach. choćby moja Zosia biegała po mieszkaniu, krzycząc: „Będę miała kuzynkę! Albo kuzyna!”.

Ale, jak to często bywa, prawdziwe pęknięcia w relacjach ujawniają się właśnie w chwilach wielkiej radości.

Wszystko zaczęło się od zwykłego spaceru w parku. Szłam z Kubą, właśnie karmiliśmy kaczki nad stawem. Spotkałam sąsiadkę — Elżbietę, z którą kiedyś rozmawiałam, gdy mieszkaliśmy w starej kamienicy. Zamieniłyśmy kilka słów, a ona nagle zapytała:
— No i co, Kasia już urodziła?

— Jeszcze nie, lada dzień — odpowiedziałam z uśmiechem.

I wtedy rzuciła zdanie, od którego zrobiło mi się zimno w środku:
— No to teraz twoja teściowa będzie miała prawdziwe wnuki. Wszystko się zmieni, wiesz?

— Jak to prawdziwe? — spytałam, nie wierząc własnym uszom.

— No wiesz, przecież nie jesteś jej córką. To co innego. Jak córka ma dziecko, to bardziej się cieszą, bardziej kochają. Zobaczysz.

Odeszłam z rozmowy jak we mgle. Te słowa, niby niewinne, wypaliły dziurę w moim sercu. Więc moje dzieci są „nienaturalne”? Bo urodziły się z syna, a nie z córki? A jeżeli tak myślą sąsiedzi, to czy Barbara też tak uważa?

Długo nie mogłam wyrzucić tych myśli z głowy. Przypominałam sobie wszystko: jak Barbara trzymała Zosię na rękach, jak grała z Kubą w „chińczyka”, jak nazywała ich swoim „szczęściem”. Czy to wszystko było… nieprawdziwe? A może było, ale teraz się zmieni?

Kasia urodziła chłopca. Nazwali go Michałem. I rzeczywiście, od tego dnia wiele się zmieniło. A przynajmniej zaczęłam dostrzegać to, czego wcześniej nie widziałam.

Zdjęcia Kuby i Zosi znikały z półek, a ich miejsce zajmowały fotografie Michałka. Rzadziej zapraszano nas w odwiedziny. W rozmowach coraz częściej brzmiało: „A u Kasi to…”, „Michaś jest taki mądry…”, „Może Zosia i Kuba powinni się uczyć od bratanka?”.

Nie zazdroszczę. Nie jestem o nic zazdrosna. Ale boli.

Bo się starałam. Bo kochałam i wierzyłam w szczerośAle teraz wiem, iż prawdziwa miłość nie dzieli wnuków na „lepsze” i „gorsze” — tylko kocha każdą cząstkę swojej rodziny tak samo.

Idź do oryginalnego materiału