To był mój ostatni raz na all inclusive. Wolę jechać rowerem niż lecieć samolotem do Turcji

mamadu.pl 4 godzin temu
Miała być błoga cisza, relaks i pełne all inclusive. Doleciała z bólem głowy, bez bagażu i z postanowieniem, iż nigdy więcej nie wsiądzie do samolotu. Moja przyjaciółka po powrocie z Turcji powiedziała wprost: "Już wolę jechać tam rowerem". I choć to brzmi jak żart, jej wakacyjna opowieść wcale śmieszna nie była.


W teorii raj, w praktyce – kolejka do odprawy o świcie


Wakacje to dla wielu z nas symbol wytchnienia. Morze, góry, nowe miejsca, chwila tylko dla siebie – choćby jeżeli to zaledwie dziesięć dni w roku, człowiek czeka na nie jak na zbawienie.

Moja przyjaciółka Ewa też marzyła o odpoczynku – dlatego zdecydowała się na rodzinny wyjazd do Turcji, z opcją all inclusive, czyli jedzenie, plaża, spanie i zero obowiązków. Ale prawdziwy urlop skończył się, zanim na dobre się zaczął.

Wylot do kraju zamienił się w maraton nerwów. Pobudka o trzeciej rano, niewyspane dziecko, które zadaje po drodze sto razy pytanie "Daleko jeszcze?", i lot z 5-godzinnym opóźnieniem, bez słowa wyjaśnienia.

"To brak szacunku dla człowieka, który płaci ciężkie pieniądze za to wszystko" – skwitowała Ewa. I trudno jej się dziwić.

"Bagaże? Jakie bagaże?" – czyli finał w stylu komedii pomyłek


Ale to nie opóźniony lot był gwoździem do trumny jej urlopowego entuzjazmu. Gdy już wylądowali na miejscu – zaczęło się czekanie na bagaże. Dziesięć minut. Piętnaście. Dwadzieścia. Wszyscy wokół już dawno się rozeszli, a oni przez cały czas stali przy taśmie, jakby liczyli na cud. I niestety – cud się nie wydarzył. Bagaże przepadły.

"Staliśmy tam jak sroki i gapiliśmy się w pustą taśmę. A potem – papiery, formularze i czekanie. Nikt nie wiedział, gdzie są nasze rzeczy i kiedy je zobaczymy. To jakiś żart" – relacjonowała.

W hotelu bez ubrań, bez siły i bez ochoty na cokolwiek


Plan był prosty: wylądować i wreszcie odpocząć. Rzeczywistość? Brak ubrań na zmianę, brak kosmetyków. Rodzina spędziła wieczór zamknięta w hotelowym pokoju, w tych samych ubraniach, w których przyleciała.

Nie było mowy o zwiedzaniu miasta, o żadnym spacerze czy kolacji – tylko znużenie, frustracja i poczucie, iż coś, co miało być przyjemnością, zamieniło się w absurd.

"Siedzieliśmy tam spoceni, zmęczeni, wściekli. Nie miałam choćby siły się wykłócać. Chciałam wracać do domu" – powiedziała mi, gdy już opadły emocje.

XXI wiek i zero kontaktu. Serio?


Dopiero po kilkunastu godzinach zadzwoniła pani z lotniska. Przepraszająco, z lekkim znużeniem w głosie, poinformowała, iż bagaż został w Polsce i iż "doleci później". To właśnie ten brak konkretu, brak kontaktu i brak jakiejkolwiek odpowiedzialności boli najbardziej. Człowiek nie oczekuje cudów – ale minimum szacunku i informacji to chyba nie jest zbyt wiele.

"Nie wiem, jak można tak traktować pasażerów. Przecież to się dzieje nagminnie. XXI wiek, technologia, kamery, skanery – i oni gubią bagaż jak worek z ziemniakami?" – nie mogła się nadziwić.

Przez większość urlopu Ewa choćby nie wychodziła z hotelu. Plaża, basen, kolacje przy szwedzkim stole. "Tego mi było trzeba" – mówiła. I pewnie wróciłaby zadowolona, gdyby nie ten powrót, który przekreślił cały wypoczynek.

Wakacje all inclusive miały być wygodne i proste. Okazały się serią absurdów, które


zostawiły po sobie zmęczenie większe niż tydzień pracy. Wniosek? Można zorganizować wypoczynek "na gotowo", ale jeżeli na końcu ktoś zawala logistykę, to choćby najpiękniejsze zdjęcia z plaży tracą blask.

Nigdy więcej? Może nie. Ale już na pewno nie samolotem


Na koniec Ewa rzuciła zdanie, które mnie rozbawiło, ale też dało mi do myślenia:


"Gdyby było bliżej do tej Turcji, to za rok pojechałabym tam rowerem".

I wiecie co? Wcale nie chodziło o rower. Chodziło o zmęczenie, o bezsilność, o uczucie, iż coś, co miało dać wytchnienie, kosztowało ją więcej nerwów niż codzienne życie.

I choć za rok pewnie znowu gdzieś poleci – może bardziej ostrożnie, może z bagażem podręcznym – to już wie jedno: nie chodzi tylko o miejsce. Chodzi o sposób, w jaki się tam dostajesz.

(Imiona bohaterów zostały zmienione).

Idź do oryginalnego materiału