Kiedy ja i Krzysztof wzięliśmy ślub, od razu zaczęliśmy marzyć o własnym mieszkaniu. Mieszkaliśmy w małym miasteczku pod Łodzią i liczyliśmy tylko na siebie. Moi rodzice nie mogli nam pomóc, a Krzysztof wychował się z babcią, Wandą Bronisławą, i nie chciał wracać do jej domu. Z matką prawie nie utrzymywał kontaktu — pojawiała się tylko od święta, odwiedzając babcię. Dla niego była obca: miała nowego męża i małą córeczkę, a syn najwyraźniej dawno przestał być jej bliski.
Wzięliśmy kredyt hipoteczny i harowaliśmy jak w ukropie. Chcieliśmy gwałtownie spłacić część, by móc spokojnie planować dzieci. Krzysztof pożyczył trochę pieniędzy od matki, ale gwałtownie oddaliśmy dług. Przez pięć lat oszczędzaliśmy na wszystkim, aż w końcu kredyt był prawie spłacony. Odetchnęliśmy z ulgą — choćby gdybym poszła na macierzyński, dalibyśmy radę. Gdy wreszcie zdecydowaliśmy się na dziecko, okazało się, iż zostaniemy rodzicami. Tego samego dnia, gdy mieliśmy świętować, do drzwi zapukała teściowa, Danuta. Jej wizyta była jak grom z jasnego nieba.
— Z jakiej okaji? — rzuciła sarkastycznie, rozglądając się po naszym mieszkaniu.
Podzieliliśmy się radosną nowiną, ale choćby nie drgnęła. Zamiast gratulacji, wycedziła:
— Nie po to przyszłam. Krzysztof, twoja siostra, Kinga, wychodzi za mąż. Nie ma gdzie mieszkać. Babcia przeprowadza się do was, więc przygotujcie dla niej miejsce.
— Dlaczego do nas? — zdziwił się Krzysztof.
— Wychowała cię, więc bądź wdzięczny i pomóż — odparła Danuta.
— Mamo, ona ma swoje mieszkanie! Dlaczego Kinga ma tam mieszkać?
Rozmowa skończyła się potokiem wyrzutów. Teściowa trzasnęła drzwiami i wybiegła. Następnego dnia przyjechała babcia. Stała w progu, ściskając chusteczkę, i płakała. „Tylko wam zawadzam, nikomu nie jestem potrzebna” — szepnęła, a mnie serce pękło. Krzysztof objął ją: „Nie płacz, babciu, wszystko będzie dobrze”. Ale ja już wiedziałam, iż nasze życie zaraz stanie się koszmarem.
Z przeprowadzką Wandy Bronisławy zaczęły się problemy. Teściowa zawijała do nas o każdej porze bez zapowiedzi. Mówiła, iż ma prawo odwiedzać matkę. Po jej wizytach zaczęły znikać drobiazgi. Nic poważnego, ale irytujące: raz waza, którą chwaliła, raz figurka z półki. Milczałam, ale w środku gotowałam się ze złości. Potem Kinga zabrała babci telewizor — ten, który my z Krzysztofem kupiliśmy, żeby mogła oglądać swoje seriale. Babcia opowiedziała, iż wnuczka po prostu zapakowała go w karton i wyszła bez słowa. Co gorsza, Kinga zabierała jej całą emeryturę, zostawiając staruszkę z niczym.
Pewnego dnia Wanda Bronisława nie wytrzymała i powiedziała córce:
— jeżeli tak bardzo za mną tęsknisz, mogę wrócić do siebie. Kinga nie ma dzieci, a Krzysztof niedługo zostanie ojcem.
Po tym Danuta rzadziej się pojawiała. Pewnie bała się, iż babcia naprawdę odzyska mieszkanie. Rok po urodzeniu naszego syna wróciłam do pracy — babcia z euforią zajęła się prawnukiem. Znów zaczęliśmy marzyć o większym mieszkaniu: w dwupokojowym było już ciasno. Pewnego dnia Wanda Bronisława, promieniejąc, oznajmiła:
— Kinga jest w ciąży i prosi, żebym pomogła z dzieckiem. Ale ja już się tu zadomowiłam, nie chcę się ruszać. Kupimy trzypokojowe i będziemy czekać na naszą księżniczkę!
Wierzę, iż tak się stanie. Ale za każdym razem, gdy przypominam sobie łzy babci i bezczelność teściowej, czuję, jak wzbiera we mnie gniew. Nasza rodzina zasłużyła na spokój, a ja zrobię wszystko, by chronić ją przed tymi, którzy widzą w nas tylko korzyść. Prawdziwa rodzija nie wykorzystuje, ale wspiera — i warto o tym pamiętać.