– W tym roku po raz pierwszy w życiu poprosiłam zięcia o pomoc. Powiedziałam mu, żeby pojechał z nami na działkę. Zięć od razu odmówił. Mówię do niego: „Pawle, ty się w ogóle nie wstydzisz?” Codziennie latam do was jak na zawołanie – sprzątam, gotuję, opiekuję się wnuczkami, chociaż przecież nic wam nie jestem winna. A on mi na to: „Pani nie pomaga mi, tylko swojej córce.

przytulnosc.pl 1 tydzień temu

– Mąż się wczoraj tak napracował na działce, iż i mnie ręce i nogi odmawiają posłuszeństwa – mówi z westchnieniem pani Nina, lat 60. – Nasza działka kilka lat stała zaniedbana, nie było czasu się nią zająć. W tym roku pojechaliśmy z mężem wreszcie trochę ogarnąć – i tak się wciągnęliśmy, iż teraz oboje leżymy i nie możemy dojść do siebie. Poprosiłam zięcia o pomoc – po raz pierwszy w życiu! – ale gdzie tam. Odmówił bez wahania.

Córka Niny, Ania, ma 32 lata, z Pawłem są małżeństwem od ośmiu lat. Mieszkają osobno, spłacają kredyt hipoteczny i wychowują dwie córeczki – pięcioletnią i czteroletnią. Od początku Nina aktywnie pomagała młodym w opiece nad dziećmi.

Kiedy Ania była w drugiej ciąży, starsza córka była jeszcze maleńka. Lekarze zabronili jej dźwigać wózek, potem zalecono leżenie, więc pomoc była naprawdę potrzebna. Nina chodziła do córki jak do pracy – wychodziła z wnuczką na spacer, gotowała, sprzątała, latała po zakupy i leki, pomagała w kąpieli i karmiła butelką. Na dwa tygodnie przed porodem drugiej dziewczynki choćby przeprowadziła się do młodych i wróciła do siebie dopiero, gdy malutka miała miesiąc.

Później też bywała u nich niemal codziennie – dzieci miały różne rytmy, jedna spała, druga się bawiła i odwrotnie. Ania sama nie dawała rady, więc Nina była prawdziwym wsparciem.

– Przez pierwsze trzy lata życia starszej wnuczki nie opuściłam ani jednego dnia. Jeździłam do nich jak do pracy! – wspomina Nina. – Nie siedziałam nigdy bezczynnie – spacer, kąpiel, gotowanie, wizyty lekarskie… Dzwonią do mnie do dziś: „Mamo, możesz wpaść?” – nigdy nie odmówiłam. Odkładam swoje sprawy i lecę. Wracam wieczorem wykończona.

Ostatnio trochę się polepszyło – dziewczynki już większe, bawią się razem, Ania daje sobie radę. Wreszcie z mężem pojechali na ukochaną działkę.

– Zabraliśmy się ostro do roboty! – śmieje się Nina. – Ale chyba nas przerosło. Czy to przez przerwę, czy przez wiek, czy przez ilość roboty – padliśmy. Mąż teraz leży, a zięć choćby nie chciał słuchać. Po raz pierwszy go o coś prosiliśmy, wcześniej nigdy! Zawsze to ja byłam tą, co pomagała im.

Wiadomo było od początku, iż Paweł nie cierpi działek, nie znosi prac w ogrodzie, a o odpoczynku poza miastem nie chce słyszeć. Jeszcze przed ślubem powiedział wprost: „Z całym szacunkiem, ale ja na działki nie jeżdżę i nie będę tam robił.”

– A teraz pierwszy raz poprosiliśmy o pomoc, bo już nie te siły, a zaległości mnóstwo – mówi Nina. – A on swoje: „To wasza działka, ja nic wam nie jestem winien.” Mówię: „Pawle, ty się naprawdę nie wstydzisz? Ja codziennie do was latam, sprzątam, gotuję, z dziećmi siedzę. A ty?” A on: „Ale pani nie pomaga mi, tylko córce!” No jak to? To ja nie z jego dziećmi siedziałam, nie jemu obiady gotowałam, nie jego mieszkanie sprzątałam?

Nina i jej mąż bardzo się na Pawła obrazili. Teraz Nina sama nie wie, czy dalej jeździć do córki pomagać. Wie, iż robiła to, co powinna robić Ania – ale przecież robiła to też dla Pawła. Oni w tym czasie mogli pójść do kina, wyjść gdzieś, odpocząć, bo babcia siedziała z wnuczkami. Ale Paweł uważa, iż zachował się adekwatnie i nie ma sobie nic do zarzucenia.

Idź do oryginalnego materiału