Wołanie serca

polregion.pl 3 tygodni temu

No i co, siadam sobie w poczekalni, a pielęgniarka woła: „Następny!” Właśnie wyszła jakaś pacjentka z gabinetu doktor Diany, więc wchodzę.

„Dzień dobry” mówię z uśmiechem i siadam na krześle.

„Dzień dobry” odpowiada Diana. Młoda jeszcze, świeżo po studiach, aż dziw nazywać ją po imieniu z patronimikiem, ale pielęgniarka uparcie mówi „Diana Adamówna”.

Podnosi wzrok i nagle te same szare oczy, które pamięta ze szkoły. Serce zaczyna walić jak szalone, ale gwałtownie się opanowuje.

„Przemek?” pyta. To jej dawny kolega z klasy, z którym kiedyś chodzili razem do szkoły, na filmy, na spacery. Wszyscy myśleli, iż się pobiorą, ale życie potoczyło się inaczej.

Diana wyjechała do Warszawy na medycynę, a Przemek został w ich małym miasteczku. Ojciec chorował, a na studia nie było go stać. Matka zmarła sześć lat temu, więc został sam z tatą.

Teraz przed nią siedzi dorosły już Przemek, jeszcze przystojniejszy niż w szkole. Diana ma wątpliwości, czy naprawdę coś mu dolega, ale pyta:

„Co cię sprowadza? Słucham.”

„Skargi na kołatanie serca. Zwłaszcza, gdy cię widzę” mówi z uśmiechem.

Pielęgniarka, stojąca obok, tylko rzuca znaczące spojrzenie i mówi: „No to ja chyba pójdę.” I wychodzi i tak to już ostatni pacjent na dziś.

„Diana, przyszedłem, bo mnie unikasz. Muszę z tobą porozmawiać. Za dwa dni wyjeżdżam w trasę na dwa tygodnie. Wiem, co pewnie powiesz żonaty, dzieci…”

W szkole łączyło ich coś więcej niż przyjaźń. Ale potem do Przemka zaczęła się przypinać Kinga z równoległej klasy. Czekała na niego pod szkołą, zagadywała. On ją olewał, bo widział tylko Dianę.

„Przemuś, i tak będziesz mój” śpiewała mu ta stara piosenka: „Nic nie poradzisz, zakochasz się i ożenisz, i tak będziesz mój.” Śmiała się potem głośno.

Diana wyjechała, a Przemek został. Zaczął pracę, zrobił prawo jazdy, chciał zostać kierowcą ciężarówki. Czekał też na wojsko. Po służbie już prawie się nie widywali Diana rzadko przyjeżdżała na wakacje.

A Kinga? Przyczepiła się do niego jak rzep. Pracowała na stoisku z owocami, lubiła imprezować. Pewnego dnia Artur, kolega Przemka, zorganizował urodziny w knajpie. Kinga usiadła obok niego, a gdy wychodził zapalić, dolewała mu wódki do wina. Przemek choćby nie zauważył, kiedy się zaciął.

„Stary, coś cię mocno rozkłada” zdziwił się Artur. „Zaraz zamówię ci taksówkę.”

Kinga od razu się przyczepiła: „Ja go odwiozę, już zamawiałam.”

Artur pomógł Przemkowi wsiąść, a Kinga zawiozła go do siebie. Matka była na nocnej. Położyła go spać i sama się obok ułożyła. Co tam się działo nie wiadomo, ale rano obudził się z Kingą w łóżku. Zero pamięci.

A wtedy drzwi otworzyła matka Kingi: „No proszę, gość w domu! No nieźle.” I zatrzasnęła drzwi.

Kinga tylko się śmiała: „Mama wróciła z nocnej. No cóż, po takiej nocy…” I dodała: „Przemek, teraz musisz się ze mną ożenić. Mama nas złapała.”

Przemkowi już i tak było słabo, a tu jeszcze ta sprawa. Bał się. Był zbyt uczciwy. I wciąż kochał Dianę.

„Idę już” powiedział, wstając. „Źle się czuję.”

Kinga tylko się uśmiechnęła: „Rozumiem, wczoraj przesadziłeś.” Na pożegnanie zawisła mu na szyi: „Do wieczora, kochanie. Zadzwonimy.”

I tak już zostało. Nie mógł się od niej uwolnić. niedługo Kinga oznajmiła, iż jest w ciąży. Musiał się z nią ożenić.

Gdy Diana dowiedziała się o ślubie Przemka, zgodziła się wyjść za kolegę ze studiów, Krzysztofa, który długo się o nią starał. Wzięli ślub, ale Diana czuła, iż to nie to.

„Chyba go nie kocham” myślała. „To nie jest prawdziwe małżeństwo.”

Rzadko się widywali on w jednym szpitalu, ona w przychodni. Krzysztof nie był romantykiem, wiecznie zajęty, wiecznie gdzieś gonił. Czasem miała wrażenie, iż ma kogoś na boku. Dzieci nie chciał:

„Żono, na dzieci jeszcze czas. Najpierw musimy stanąć na nogi.”

„Krzysztof, mamy dobre mieszkanie” to była jego kawalerka, kupiona przez ojca „dlaczego nie?”

„Trzeba zarobić” mówił. „Sam

Idź do oryginalnego materiału