"Wykładowczyni straszyła nas: Mam broń palną, puf". Jest reakcja USWPS [TYLKO U NAS]

natemat.pl 12 godzin temu
– Chciałabym, żeby to zostało sprawiedliwie rozwiązane. Kobieta groziła nam użyciem broni, wielu z nas jest w kiepskim stanie. Nie wiemy, czy prowadząca jest zdrowa psychicznie – tak Weronika opowiada o sytuacji, do której doszło 11 maja na Uniwersytecie SWPS w Warszawie. Dokładnie cztery dni po zbrodni na UW. Uczelnia już zareagowała i zwolniła wykładowczynię.


– Stanęła na środku sali. Na jednej z ławek położyła torebkę. Z kamienną twarzą powiedziała, iż ma pozwolenie na broń palną. Na początku pomyślałam: "Okej, to pracownica Uniwersytetu Warszawskiego, pewnie boi się po zbrodni, której dokonał Mieszko R." Zaczęła odsuwać zamki, otwierać kolejne kieszonki. "Mam ją tutaj teraz przy sobie" – powtarzała. Byłam sparaliżowana. Analizowałam: siedzę w takim miejscu, iż nie mam żadnych szans na ucieczkę – mówi Weronika.

– Trzęsły mi się ręce. Serce zaczęło mocniej bić. Nagle dotarło do mnie: "Ma przy sobie broń" – Ewelina płacze.

– Poczułam się tak, jakbym zaraz miała doświadczyć jakiejś tragedii. A jestem osobą stabilną emocjonalnie – tłumaczy Martyna.


– Uważnie śledziłam każdy jej ruch. Mam nerwicę lękową. Kiedy otworzyła jakąś kosmetyczkę, dopowiedziałam sobie, iż to na pewno futerał na broń. Szybkim ruchem wyciągnęła coś z torebki. I wycelowała w studenta – dopowiada Weronika.

– Wymierzyła w kolegę, który siedział obok mnie i powiedziała: "puf"– zapamiętała Ewa.

– To była butelka wody – dodaje Weronika.

W sali cisza. Studenci niepewnie patrzą po sobie. Nie wiedzą, co się dzieje. – Na początku pomyślałam, iż tylko ja to odczytałam w taki sposób. Ale weszłam na grupę naszego roku

i zobaczyłam, iż większość ma podobny odbiór tej sytuacji – opowiada Ewelina, czyta, przesuwając palcem po ekranie telefonu:

"Boże, ją poje***ło";

"Może jestem przewrażliwiony…";

"Co jest ku**a?";

"Co to miało być, czy ona się dobrze czuje";

"Niedobrze mi się zrobiło";

"Co to było?";

"Ja serio przeżyłem to, co się stało na UW. A ona odpier*** takie rzeczy?";

"Nie czuję się teraz dobrze"


"Będzie imba".


Najpierw z sali wyszedł jeden ze studentów. Prowadząca nie zareagowała.

Parę minut później kobieta. To była Weronika: – Zapytała mnie, czy będę dzwonić na policję. Powiedziałam, iż nie. Dodałam, iż mam nerwicę lękową i muszę wyjść. Zaśmiała się, jakby miała satysfakcję. Nie wiem, czy to był nerwowy śmiech. Odebrałam to jako celowe działanie, żeby doprowadzić nas do poczucia dyskomfortu.

Z relacji studentów wynika, iż prowadząca poprosiła jeszcze o wykonanie zadania – napisanie słów wsparcia dla kolegów z UW i przekonanie ich, by wrócili na uczelnie.

Weronika: – Jedna ze studentek spieszyła się na pociąg, więc pani S. (dane podane do informacji redakcji – red.) wywołała ją i poprosiła o przeczytanie tych słów wsparcia. Ona się popłakała, wybiegła z sali.

Rozmawiamy z czterema studentkami, z każdą niezależnie, każda opowiada dokładnie to samo.

Rozmowa o kryzysie


Jest dwanaście dni po zabójstwie lekarza-ortopedy w Krakowie,

dziesięć dni po zabójstwie Mai z Mławy,

cztery dni po zbrodni na Uniwersytecie Warszawskim.

W mediach społecznościowych krążą filmy z momentu egzekucji. Studenci płaczą, również przed telewizyjnymi kamerami. Eksperci w tych samych telewizjach mówią

o kondycji – również psychicznej – polskiego społeczeństwa.

Tymczasem 11 maja późnym niedzielnym popołudniem na innej warszawskiej uczelni – Uniwersytecie SWPS – prowadząca, która również wykłada na UW, postanawia pomówić ze studentami dziennikarstwa o komunikacji kryzysowej.


Martyna: – Wykładowczyni mówiła, iż dziś będziemy rozmawiać o kryzysie, który przychodzi do nas niespodziewanie. Wspomniała, iż długo szukała przykładu. Wróciła do sprawy z UW, powtarzała, iż znała ofiarę. Zaczęła obwiniać środowisko akademickie.

Ewa: – Zarzucała nam, iż Małgosia – bo tak mówiła o ofierze – zginęła z winy studentów. Bo nikt nie zareagował. Odpowiedziałam jej: "Pani profesor, martwy ratownik, to żaden ratownik". Gdybym była w takiej sytuacji, jak na UW, wezwałabym pomoc, ale nie podeszłabym do napastnika w obawie, iż zrobi mi krzywdę.

Jedna ze studentek odezwała się na forum: "To, co pani zrobiła, nie było normalne". Inni też powiedzieli, iż się boją.

Ewa: – Wtedy prowadząca przeprosiła. Zarzuciła nam, iż jesteśmy takim wrażliwym pokoleniem.

Weronika: – Powiedziała, iż jej intencją było nauczenie nas reagowania w kryzysowych sytuacjach. Przeprosiła, iż nie doceniła naszej wrażliwości. I przerwała zajęcia.

Później w wiadomości do studentów pani S. napisała: "Dzisiejsze zajęcia miały na celu nie tylko oswojenie tej okrutnej sytuacji, ale też przepracowanie jej i wyciągnięcie wniosków oraz poznanie zasad komunikacji kryzysowej i zachowań w sytuacji kryzysowej. Z całego serca przepraszam, iż nie doceniłam Państwa wrażliwości w tej kwestii, prawdopodobnie sytuacja była zbyt świeża i emocje zbyt gorące. Dajmy sobie czas na żałobę – co zresztą Państwo sugerowali, wracajmy do normalności, nie dajmy się zastraszyć. Jako wspólnota akademicka jesteśmy silni będąc razem i razem stawiamy czoło trudnościom. Przepraszam za zbyt dosłowne i drastyczne potraktowanie tematu. Życzę Państwu spokoju".

Ewelina chce, żeby wybrzmiało: – Chciałabym zasygnalizować, iż sam temat nie był dla nas drażliwy. Dzień wcześniej na zajęciach z prawnych aspektów PR rozmawialiśmy dokładnie o tej samej sytuacji w kontekście tego, iż na portalu X krążyły filmy z samego momentu zabójstwa. Nikt nie wyszedł z sali, nikt nie zareagował emocjonalnie. To była rzeczowa rozmowa, dobrze poprowadzona przez wykładowczynię.

Dr Aleksandra Lewandowska, psychiatra, krajowa konsultant w dziedzinie psychiatrii dziecięcej, podkreśla, iż złamano zasady etyki, profesjonalizmu, naruszono zasady bezpieczeństwa i ochrony studentów. Ale przede wszystkim zabrakło uważności na drugiego człowieka: – Nie dość, iż prowadząca nie zadbała o studentów, to jeszcze sprowokowała swoim komunikatem sytuację silnego zagrożenia. Jak można eksperymentować z emocjami, uczuciami drugiego człowieka? jeżeli sytuacja wyglądała tak, jak opisują ją studenci, to prowadząca powinna zostać zawieszona, a do czasu wyjaśnienia sprawy odsunięta od zajęć ze studentami.


Dr Magdalena Wegner-Jezierska, psycholożka i terapeutka, zaznacza, iż studenci po zbrodni na UW, potrzebują rozmowy o tym, jak reagować w sytuacjach ekstremalnych:

– A także o społecznym trendzie przyjmowania postawy biernej w postaci nagrywania, zamiast działania. Nie zawsze reagujemy tak, jak powinniśmy. Ale czym innym jest mówienie, jak się zachować w takiej sytuacji a czym innym piętnowanie za brak reakcji. Myślę, iż prowadząca próbowała dotknąć problemu, ale nie umiała tego zrobić. jeżeli czegoś nie umiemy, to czasami lepiej się za to nie zabierać, aby nie poczynić szkód.

Doświadczenie traumy


Po ostatnich zajęciach z komunikacji kryzysowej część studentów zmaga się


z kryzysem, ale zdrowia psychicznego.


– Już wcześniej planowałam pójść do psychiatry, ale ta sytuacja tak mnie wytrąciła

z równowagi, iż stwierdziłam, iż muszę natychmiast iść do lekarza, żeby dostać jakieś doraźne leki na uspokojenie. I jakoś móc funkcjonować. Dziś, kiedy wiedziałam, iż będziemy rozmawiać, wzięłam sobie wcześniej leki na uspokojenie – mówi Ewelina,

a płacz przerywa naszą rozmowę.

Psychiatra zapytała, czy studenci zgłosili sprawę odpowiednim organom. – To była po prostu groźba. Ona część z nas wprowadziła w stan lękowy – dodaje.

Weronika po wszystkim pojechała na izbę przyjęć szpitala przy ulicy Sobieskiego


w Warszawie. Mówi, iż na dowód może pokazać wypis: – Musiałam dostać leki. Teraz czuję się trochę lepiej, ale przez cały czas jestem na lekach. Poprosiłam też o pomoc psychologiczną. USWPS dał nam możliwość terapii online, z czego już skorzystałam.

Martyna: – Ta sytuacja wyzwoliła we mnie bardzo dziwne emocje, których chyba wcześniej nie doświadczałam. Moje ciało było napięte, bardzo gwałtownie biło mi serce. Jakbym naprawdę doświadczyła czegoś mocno traumatycznego.

Co się dzieje w głowie i ciele człowieka, który postawiony zostaje w takiej sytuacji? – pytam dr Magdalenę Wegner- Jezierską: – To samo, co w sytuacji, kiedy widzi napastnika z bronią. Taka osoba odczuwa wysoki poziom stresu, napięcia, następuje analiza skrajnej sytuacji: uciekać, bronić się, czy jednak żart. Bardzo często jest też oszołomienie, wręcz zamarcie, człowiek nie może się ruszyć. To może powodować długotrwały stres. Pozostaje poczucie, iż gdyby ta sytuacja była prawdziwa, to już bym nie żył. To są tak zwane doświadczenia skrajne, graniczne. Miałem poczucie, iż ocieram się o śmierć – nieważne, czy było to prawdziwe, czy też padłem ofiarą żartu. Efektem może być trauma.

Dr Aleksandra Lewandowska dodaje: – Wiemy doskonale, jak wygląda kondycja psychiczna naszego społeczeństwa – w tym młodych ludzi. prawdopodobnie również w tej grupie były osoby, które mają już postawioną diagnozę zaburzenia psychicznego. To, co zadziało się na tych zajęciach, mogło znacząco wpłynąć na destabilizację stanu psychicznego

i odbić się negatywnie na codziennym funkcjonowaniu wielu z tych młodych osób.

Kroki uczelnia


Studenci jeszcze tego samego dnia o sprawie informują opiekuna kierunku, następnego piszą list do dziekan. Większość z nich nie chce przyjść na dwa kolejne wykłady z tą prowadzącą.

Uczelnia od razu zapewnia studentom pomoc psychologiczną (już 8 maja oferują pomoc psychologiczną społeczności UW) i słownie przekazuje staroście trzy możliwe rozwiązania.


– Pierwsze to wniosek o zmianę prowadzącego (ale przez to, iż jesteśmy na finiszu studiów, to niczego by nie dało, bo trudno tak ad hoc znaleźć kogoś, kto zastąpi obecną wykładowczynię), druga opcja – każdemu z nas przysługują dwie nieobecności, więc można je wykorzystać, a jeżeli ktoś już to zrobił, to mógłby napisać pracę na zaliczenie. Trzecia – rekomendowana przez SWPS, jak i prowadzącą – uczestnictwo w zajęciach

w obecności niezależnego obserwatora – mówi Weronika.

Dodaje: – Chcemy wiedzieć, czy władze uczelni popierają takie metody dydaktyczne. Nasz starosta napisał maila, w którym zaznaczył, iż chcemy zrezygnować z udziału

w zajęciach. Poprosiliśmy także o oficjalne odniesienie się do tej sprawy. To nasza walka o przyzwoitość. Nie zależy mi na tym, by ta kobieta cierpiała. Ale ona nie może więcej przeprowadzać takich prowokacji. Zastanawia mnie, jakby zachował się uniwersytet, gdyby ktoś z nas powiedział, iż ma broń w torebce?

Z doktor Aleksandrą Lewandowską rozmawiamy w czwartek : – Każdy oczekiwałby od uczelni stanowczego stanowiska i postawy zapewniającej zrozumienie i poczucie bezpieczeństwa dla studentów. Dla mnie w opisanej przez te młode osoby sytuacji nie ma argumentów, które w jakikolwiek sposób broniłyby postawy tej wykładowczyni.

W piątek Renata Czeladko, rzeczniczka prasowa Uniwersytetu SWPS, przekazuje nam: – Po rozmowie władz Wydziału Nauk Społecznych w Warszawie z prowadzącą zajęcia, wspólnie uznano, iż sytuacja, jaka się wydarzyła, nie powinna mieć miejsca i zdecydowano o rozwiązaniu umowy o współpracę. Prowadząca zajęcia nie jest etatowym pracownikiem uczelni i prowadziła ten przedmiot na naszej uczelni po raz pierwszy.

Podkreśla też, iż wykładowczyni przeprosiła studentów. A kolejne zajęcia poprowadzi inny wskazany wykładowca.

Pani S. od kilku dni nie odpowiada na moją prośbę rozmowy.

Imiona bohaterek tekstu – na ich prośbę – zostały zmienione.

Idź do oryginalnego materiału