Zdrada, która zburzyła dom: Gdy prawda wyszła na jaw

twojacena.pl 1 tydzień temu

Ojciec odszedł, bo dowiedział się o romansie mamy z kolegą z pracy. W domu wybuchła straszna awantura.
– A czego się spodziewałeś? Ciągle jestem sama! Ty całe dnie i noce spędzasz w pracy. Jestem kobietą, potrzebuję uwagi!
– A co powiesz, jeżeli tego twojego troskliwego Romka wsadzę za kratki? Podrzucę mu coś i zamknę, co? – zapytał tata lodowatym, wściekłym głosem.
Był operatorem w policji.
– Nie odważysz się! Nie odważysz! Sam wszystko zniszczyłeś.

Mama usiadła na kanapie i rozpłakała się. Tata spakował już swoje skromne rzeczy i ruszył do wyjścia. Stałem w drzwiach między korytarzem a salonem, gotowy położyć się na progu, żeby go nie wypuścić. Co za głupota? Zawsze byliśmy zgodną, dobrą rodziną. Rodzice nigdy się nie kłócili, żartowali te same żarty i śmiali się razem z nich. Tak, tata spędzał mnóstwo czasu w pracy, często wracał potwornie zmęczony, z jednym tylko pragnieniem – wyspać się. Ale te chwile, kiedy udawało nam się być razem, pokazywały, iż wszystko jest w porządku! Jak mama mogła to wszystko zepsuć?! I czy ojciec naprawdę nie wybaczy?

– Gleb, nie odchodź – powiedziała mama z rozpaczą, odrywając dłonie od twarzy. – Proszę, wybacz mi! Nie odchodź. Witek, nie stój tam jak słup!

Ale nie ruszyłem się z miejsca. Zablokowałem przejście. Dwunastoletni wtedy chłopak wierzył, iż uda mu się powstrzymać ich przed zniszczeniem tego, co uważałem za szczęśliwą rodzinę.

– Witek, przepuść – rozkazał tata stanowczym tonem.
Ten głos znałem tylko z jego rozmów służbowych. Nie z domu. Nie z nami.

– Nie odchodź! – poprosiłem.
– Zejdź mi z drogi!
Wciąż ten sam chłód w głosie.
– Tato… a co ze mną?

Ojciec odsunął mnie jak krzesło i wyszedł z mieszkania. Wydawało mi się, iż tak spieszył się, by nie zrobić czegoś strasznego. Nie tylko, żeby nie uderzyć mamy w gniewie – miał przecież służbowy pistolet. Jego oczy płonęły takim gniewem, iż wtedy dobrze zrobił, odchodząc. Teraz to rozumiem. Ale tamtego dnia stał się dla mnie człowiekiem, który odsunął mnie jak mebel. A mama – tą, która stworzyła ten koszmar w naszym życiu.

Romek okazał się, oczywiście, świnią i również zostawił mamę zaraz po tacie. Znalazła się w okropnej sytuacji. Mąż odszedł, kochanek ją porzucił, syn obwinia ją za odejście ojca. Miała ciężko, a ja jeszcze…

Zacząłem wcześnie wracać późno do domu, zadawać się z niewłaściwymi ludźmi. Najpierw były drobne kradzieże, potem stawaliśmy się coraz bardziej bezczelni. Złapali nas na napadzie na jakiegoś bogacza – nie wszystkich. Miał ochronę, która zdążyła złapać dwóch – mnie i Sławka. Tata, który był już wtedy naczelnikiem w operacyjnych, przyjechał na komisariat, gdzie mnie trzymano. Nazwisko mieliśmy rzadkie – Sroka – a imię ojca nie było Piotr, tylko Gleb. Ktoś go znał, więc zadzwonił.

– Wychodź – rzucił mi ojciec.
– Spadaj – warknąłem przez zęby.
Wyciągnął mnie z celi.
– A Sławek? – wrzasnąłem, desperacko się opierając.

Ojciec wciągnął mnie na przesłuchanie i mocno uderzył parę razy w twarz. Rozcierając krew zmieszaną ze łzami po policzkach, nienawidziłem go coraz bardziej.
– Ile ty masz lat?
– Co? – nie zrozumiałem.
– Lat, pytam! Piętnaście?
Zrobiło mi się śmieszno.

– Gratulacje! Nie wiesz, ile lat ma twój syn!
– Bo ty nie jesteś mój! – wrzasnął mi w twarz. – Wziąłem Galkę za żonę, kiedy była w ciąży. Myślałem, iż będzie dobrą żoną. A ona była – tu użył wulgarnego określenia – i taką została.
– To kto jest moim ojcem? – spytalem głupio.

Podarł mi chusteczkę do nosa i butelkę wody, otrzemałem twarz. Gleb usiadł naprzeciwko i powiedział:
– Przepraszam, iż cię uderzyłem. Bardzo mnie rozczarowałeś. Myślisz, iż nie mam swoich spraw?
– To idź i się nimi zajmij – burknąłem.
– Witek… na papierze jesteś mój. Alimenty płacę twojej matce regularnie. Ale jeżeli to się nie zmieni – zrzeknę się ciebie. Niech cię zamkną – co mnie to w końcu obchodzi?
– A teraz?
– Co teraz?
– No… teraz mnie nie zamkną?
Pokręcił głową.
– A co ze Sławkiem?
– Słuchaj, Sławek ma swojego ojca. To zamożna rodzina. Sami sobie poradzą. Ty lepiej pomyśl o swoim życiu. Nie rozumiem, co wy macie w tych więzieniach, miód wam tam podają? Myślisz, iż tam życie usłane różami? To piekło, słyszysz? Młodociani trafiają do piekła w wersji turbo.

Nie chciałem iść do więzienia. Życie było po prostu puste i bolesne, bolało patrzenie na mamę. Więc… szukałem rozrywki. Tymi myślami podzieliłem się z Glebem.
– Krótko mówiąc, nikt nie podejmie decyzji za ciebie. Albo zaczynasz żyć normalnie – uczyć się i myśleć o przyszłości. Albo idziesz na skróty, które zwykle prowadzą do złego końca. Nie chcesz do więzienia? Zmień zachowanie. Możesz iść.

Ruszyłem do wyjścia. W drzwiach zatrzymał mnie głos ojca:
– I nie obwiniaj matki. W rozwodzie zawsze wina leży po obu stronach. A to, co ci o niej powiedziałem – to w emocjach. Zapomnij.

– Gleb… tato, przecież się kochacie! Może się pogodzicie? – spytałem bez nadziei.
– O tym też zapomnij, synu.

Chłopaki z naszej paczki nie chcieli mnie puścić. Musiałem się kilka razy bić i pochodzić z siniakami. Ale się uwolniłem. Sławka tata wyciągnął na warunkowe zwolnienie, ale wrócił do starych nawyków. Ja wybrałem inaczej.

Mamie wybaczyłem. Starałem się bardzo. Chciałem zapytać, od kogo adekwatnie mnie urodziła, ale jakoś nie zrobiłem tego. Nie miałem czasu w przeszukiwanie przeszłości – w szkole miałem takie zaległości, iż poprawianie ocen zajmowało mi całe dnie.

Udało mi się nadrobić braki i złożyłem dokumenty do kilku szkół policyjnych.
– OszOjciec objął mnie mocno, a jego łzy zmieszały się z moimi, i wtedy zrozumiałem, iż czasami najtrudniejsze wybory prowadzą do tego, co w życiu najważniejsze – rodziny i wybaczenia.

Idź do oryginalnego materiału