Zniszczyłaś naszą rodzinę! — krzyczy córka.

polregion.pl 3 dni temu

„Zrujnowałaś naszą rodzinę!” — krzyczy córka.

Moja córka Kasia obwinia mnie za swój rozwód, a jej słowa tną mi serce jak nóż. Uważa, iż nie stworzyłam jej i mężowi warunków do szczęśliwego życia. Wszystko zaczęło się od ich kłótni o kredyt hipoteczny, choć błagałam, by się nie spieszyli. Teraz jednak to ja jestem główną winowajczynią ich nieszczęść, a ten ból nie daje mi spokoju.

Kasia i jej mąż Marek pobrali się trzy lata temu. Ślub chciała mieć wystawny, ze stu gośćmi i limuzyną. Prosiłam, by była skromniejsza, ale teściórka, Wanda Nowak, biła się w piersi: „Dla jedynego syna urządzę ucztę na całą Warszawę!”. Musiałam oddać wszystkie oszczędności, żeby nie wyjść na skąpą. Ostrzegałam Kasię, iż prezentu ode mnie nie będzie — oddałam ostatni grosz na ich wesele. Do dziś drżę, ile wydaliśmy na jeden dzień, który teraz wydaje się pustym marnowaniem pieniędzy.

Po ślubie młodzi wynajęli mieszkanie. Milczałam, choć wiedziałam, iż niepotrzebnie płacą obcym ludziom. Chcieli być niezależni, ale ich zapału starczyło tylko na rok. Wynajem okazał się zbyt drogi.

Gdy zmarła babcia Marka, zostawiła mu starą kawalerkę na obrzeżach miasta. Bez remontu, z odrapanymi ścianami, ale dało się tam mieszkać. Formalnie mieszkanie należało do teściowej, ale pozwoliła młodym się tam wprowadzić. Zaczęli remont. Odradzałam Kasi: „Po co inwestować w cudze? Tam jesteś nikim, a jeżeli coś pójdzie nie tak, zostaniesz z niczym!”. Ale córka nie słuchała.

Byłam w tym mieszkaniu tylko raz — na wieczorku nowomieszkańczym. Dzielnica ponura, do centrum godziny drogi, podwórko zarosło chwastami, a sąsiedzi wyglądali, jakby życie już ich złamało. Kuchnia malutka, we dwójkę nie dało się ruszyć. Ale Kasia z Markiem promienieli szczęściem, więc milczałam, nie chcąc psuć im chwili.

Rok później Kasia oznajmiła, iż jest w ciąży. W tej ciasnocie z dzieckiem byłoby trudno. Marek poprosił matkę o sprzedaż mieszkania, by dołożyć do kredytu, ale teściowa stanowczo odmówiła. Młodzi i tak zdecydowali się na pożyczkę. Błagałam, by poczekali: „Kasiu, na macierzyńskim nie będzie czym płacić! Macie dach nad głową, po co sobie komplikować życie?”. ale moje słowa były jak wiatr.

Wtedy teściowa zaproponowała inny pomysł: zamienić się mieszkaniami. Ja miałam się przeprowadzić do ich starej kawalerki, a oni — do mojego trzypokojowego mieszkania w centrum. Odmówiłam. Żyć w zrujnowanym „klitce” na końcu świata? Dziękuję. Moje mieszkanie to mój dom, tu ja jestem gospodynią. Po co mi cudze ściany, skoro choćby okna wychodzą na wysypisko?

Kasia zachowała urazę. Oni z Markiem, mimo moich przestróg, wzięli kredyt na używane mieszkanie, które nie wymagało remontu. ale gdy urodziła się ich córeczka, Ania, cała pensja Marka szła na raty. Ledwo wiązali koniec z końcem. Pomagaliśmy, ile mogliśmy, ale sami nie mamy milionów. Powtarzałam: „Wybraliście tę drogę, sami musicie sobie radzić”. Może to było okrutne, ale nie widziałam innego wyjścia.

Aż w końcu Kasia wróciła do mnie z dzieckiem na rękach i jej słowa rozdarły mi serce: „To wszystko twoja wina! Przez twój upór rozstaję się z Markiem! Ania roczie bez ojca, a ja straciłam męża! Gdybyś się zamieniła mieszkaniami, wszystko byłoby inaczej!”. Krzyczała, płakała, a ja stałam jak skamieniała, nie mogąc wydusić słowa.

Boli mnie, iż ich rodzina się rozpada. Ale czy to moja wina? Chciałam tylko chronić to, co moje, dać im rozsądną radę. A może się myliłam? Jak myślicie — czy miałam rację? Co zrobilibyście na moim miejscu?

Idź do oryginalnego materiału